Wychodzimy ze stacji, znany motyw lokomotywa na postumencie, nie sposób zrobić zdjęcia aby się jakaś cholera obok niej nie kręciła.
Panorama rynku? ulica prowadząca do wagonowni i widok chyba mi znany z podróży w tę stronę.
Jeszcze takie cudo techniki i w zasadzie koniec zdjęć.
Ponieważ mamy trochę czau, a w zasadzie więcej niż trochę, idziemy do baru sushi na pizzę, dość duży tłok, ale znajdujemy stolik na sześć osób, zamawiamy i mamy czas popatrzeć na klientów, poro rodzin, ale najwięcej "galerianek" smarkul w wieku tak na oko 13-15 lat, wyzywająco umalowanych, wystudiowane sztuczne ruchy i smarkfony, gdzie są rodzice tych jak nie patrzeć dzieci, chyba jestem już staroświecki.
Papusiamy i przedłużamy swój pobyt, a to ciasteczko, a to wódeczka, aby zleciało do dziesiątej, sympatyczne młode dziewczyny obsługujące nas, świetnie mówiące po polsku, nie poganiają, ą miłe i profesjonalne, aczkolwiek mało odporne na nasze komplementy, rumienią się co chwilę, ale takich sześciu lovelasów to nie przelewki.
Czas na nas, w autobusie tłok jak cholera, z trudem znajdujemy miejsca, absolutny komplet, ja siedzę z tyłu, obok mnie sympatyczna dziewczyna, Olga pracująca w Bydgoszczy, jedziem, i po chwili już na granicy byli, a godzina to była 23.20 sobotniego wieczora lub nocy, zapamiętajcie ją.
Chciałem naszą golgotę opisać ze szczegółami, ale z jakiegoś powodu koledzy niektórzy nie byli tym zachwyceni, moim zdaniem jest to grzech zaniechania, milczenie daje przyzwolenie, ale uszanuję ich wolę, dość powiedzieć że opuściliśmy granicę w niedzielę o godzinie 13.20 , odprawa sześciu autokarów zajęła polskim celnikom tyle czasu, oczywiście jakiś czas staliśmy po ukraińskiej stronie bo po naszej nie było miejsca.
Tak to wyglądało o szóstej z kawałkiem rano.
A tak o jedenastej.
Nie muzę wspominać że słowa na k, ch, p, i ich wszelkie odmiany dominowały w naszych rozmowach, także z funkcjonariuszami straży granicznej,na nic oni swoje zrobili.
Zjedliśmy wszystko co mieliśmy, wypiliśmy też, niczego nie kupisz bo jesteś nieodprawiony wiec nie może wychodzić z autobusu, koszmar, tym większy że niczego nie mogliśmy zrobić, wiem już jak musieli się czuć Polacy na niemieckiej granicy w latach osiemdziesiątych.
Pani siedząca obok Piotrka zdumiona naszym zdenerwowaniem, opowiedziała nam o odprawie tydzień wcześniej która trwała półtorej doby, i rekordzie przejścia, trzy dni oczekiwania, traciłem szacunek dla naszego państwa na długo.
Arczi wysiadł w Lublinie i dojechał do domu najszybciej z nas, do W-wy dojechaliśmy około szesnastej i biegiem na zachodni na pociąg do Bydgoszczy przez Łódź, Dart, niech go szlag, ciasno duszno, całą podróż pędziliśmy w przedsionku, całe szczęście niedługą godzinę i chyba pięć minut, z powodu tłoku i idiotów którzy wysiadają na Widzewie ale już w Koluszkach stoją w przedsionku oraz cioty w rurkach dresowych powyżej kostki i czerwonych butach, okrutnie mi się podniosło ciśnienie, ale jak zobaczyłem umęczoną twarz Piotrka, odpuściłem,zrobił minę pt."Co już się skończyło, już do domu".
Wreszcie Widzew, przyjechał po mnie mój młody, dobre dziecko, odwiózł Maćka i Krzyśka, Piotrek poszedł pieszo bo chciał się przejść, potem odwozimy Daniela i do domciu.
Według ważnej pieczęci którą dostaliśmy opuściliśmy nasz kraj ale nie wróciliśmy,natomiast po drugiej stronie wszytko było w porządku.
Ot i cała bajka.
Chciałbym podziękować z całego serca :
Arturowi za znoszenie moich złośliwych uwag, Arczi ja taki jestem,dokuczam tylko tym których lubię.
Danielowi za wyborne towarzystwo i za to że wytrzymał moje chrapanie, które czasem budzi mnie samego.
Krzysiowi za stoicki spokój i humor, chciałbym jeszcze kiedyś gdzieś z Tobą pojechać.
Maćkowi za tłumaczenie i wzorową logistykę naszego pobytu na Ukrainie, oraz wódkę weselną,mniam mniam.
Piotrkowi, za to że był, że sprowadził mnie z manowców na ziemie, że podtrzymywał mnie na duchu w ciężkich chwilach, gdy już miałem zrezygnować, za to że jest taki a nie inny.
Sobie dziękował nie będę, bo i za co.
Panowie "walczyć" razem z Wami to zaszczyt.
Dziękuję wszystkim za uwagę, mogło tak być że pomyliłem zdjęcia i popełniłem błędy ortograficzne i stylistyczne, mam nadzieję że przymkniecie na to oko.
Dwie dziurki w nosie i skończyło się.