W czwartej wstaliśmy lekko popsuci, i nie tak wcześnie jak zazwyczaj, zjedliśmy śniadanie, i tu muszę się pochwalić, od szczenięcych lat miałem uczulenie na jajka, na miękko lub sadzone lub smażone, specyficzną bo objawiającą się nie możliwością utrzymania zjedzonego pokarmu, zawsze wracał.
Przekornie zamówiłem omlet, z pomidorami i serem, zjadłem, powoli, i zwyciężyłem, nie wrócił, otwierają się przede mną nowe horyzonty, już nie będę musiał patrzeć jak ludzi jedzą jajecznicę, mogę też,
niby pierdoła, a jak cieszy.
Zjedliśmy spokojnie śniadanko, ponieważ dzień zapowiadał się niespecjalnie, bo w czwartki kolejka w Antonowce nie pracuje, a na nic się zdały próby załatwienia prywatnego przejazdu na choćby części trasy, musieliśmy sobie zorganizować czas, plan jet prosty idziemy na dworzec i gdzieś jedziemy.
Wiśta wio, łatwo powiedzieć nie sposób zrobić.
Przed wyjściem fotka widoku z okna hotelu, takie złomowsika są bardzo popularne, widzieliśmy ich kilkanaście, ale zawsze były ukryte za wysokim płotem.
Po sformowaniu kolumny która i tak się rozlazła, poszliśmy na dworzec, zahaczając o sklep przy piekarni, duży asortyment pieczywa, przeważa ciemne,bardzo smaczne, nie gorzej niż u nas, bardzo dobre "bułeczki" smażone z nadzieniem ziemniaczano=boczkowym.
Mijamy skwer z oryginalną ławeczką.
I deptak w centrum z bardzo ważnym pomnikiem, niestety brak nam wiedzy aby jednoznacznie zakwalifikować znalezisko.
Jesteśmy na stacji, i tu pierwsze tego dnia niepowodzenie, nie ma jeszcze południa, a najbliższy pociąg o szesnastej, rozkład bardzo ubogi, trzeba zmienić plany.
Postanawiamy iść pod "naz" most i tam jakoś spędzić ten dzień.
Najgorsze że runął nasz plan dojazdu do Antonowki pociągiem, wszędzie tak wychwalane połączenie, nie ma praktycznie żadnej wartości, ponieważ pociąg odjeżdża około trzeciej nad ranem, biorąc pod uwagę że idziemy do dworca około godziny, musielibyśmy wstać około pierwszej, żeby się zdążyć wygmyrać.
Maciek dzwoni do recepcji i po krótkiej wymianie uprzejmości zamawia dla nas bus, który zawiezie nas do Antonowki, za jedyne 500 Hrywien (85 zł) po kurskie po którym je kupowałem w Łodzi.
Kilka fotek z dworca, mało bo trochę jesteśmy poirytowani, nie wiem czy nie jet to syndrom gwałtownego odstawienia.
Podobnie jak i u nas zawsze można komuś oddać hołd i upamiętnić go w godny sposób.
Wszędzie pełno tablic ostrzegawczych.
I dlatego, a także z powodu że zostaliśmy ostrzeżeni przed ochroną, nie odważyliśmy się iść do szopy, i tak przyzwyczajeni do zachowania akceptowanego u nas, choć też nie wszędzie, wzbudzaliśmy swoją śmiałością co najmniej zdziwienie.
Piotrek robi zdjęcia wagonów, wszak są inne niż nasze, stacja jak wszędzie, trochę porządku, trochę bałaganu, różnica to inny tabor.
CDN.