Mieliście nadzieję że temat zdechł i nic tu już nie napiszę, prawie tak się stało, ale nie mogę naszych Wielbicieli pozbawić chwil radości podczas lektury moich wynurzeń i oglądania zdjęć.
Jedziemy do Piotrkowa Trybunalskiego, do mistrza Zbigniewa Molendy, po wielu próbach udało nam się wreszcie do niego wybrać.
Ruszamy z Widzewa, jako posiadacz biletu aglomeracyjnego, na wymieniony dojeżdżam pociągiem z Chojen, całe osiem minut, komunikacją miejską w porywach do dwudziestu pięciu minut, osiemnasty styczeń, mróz ciągle trzyma.
Kupuję bilety, dochodzi Piotrek, po chwili snujemy się po peronie w oczekiwaniu na "kibelek" z Kaliskiej, zimno, mroczno, na torach postojowych marzną ełki, gęste powietrze przecina Dart, normalny dzień.
Wreszcie jest, wsiadamy i doznajemy szoku termicznego, po minus dziesięciu, w wagonie mniej więcej trzydzieści stopni, rozbieramy się pośpiesznie, dość powiedzieć że do Gałkówka jechałem w samej koszulce, potem się wyrównało a nawet schłodziło.
Podróż w tych niezbyt komfortowych warunkach (typowe narzekanie przeciętnego Polaka) wynagrodziła nam rozmowa z Panią konduktor i widok Pani Małgosi, znajomej Piotrka, która okazał się także i moją, jeno dawno nie widzianą i z krótszymi włosami, piękna dojrzała kobieta.
Mija łąki, pola, stacje, czasami ktoś wsiada, czasami wysiada, wśród ośnieżonych pól pod Moszczenicą ciemna kreska wody, maleńka rzeczka i dwa dostojnie płynące po niej łabędzie,piękny jest ten nasz kraj, widać to dopiero gdy człowiek oderwie się od wszystkiego, zakosztuje szlachetnego trunku i całym jestestwem chłonąc będzie film za oknem.
Niestety sielankowy obraz burzą ruiny zakładów bawełnianych w Moszczenicy, moloch, niegdyś dający pracę tysiącom ludzi dziś straszy pustymi oczodołami okien, pod koniec naszej podróży znów podobny widok na przedmieściach Piotrkowa, serce się kraje.
Wysiadamy, wypadam pierwszy wzbudzając niemałe zdziwienie towarzyszy podróży, coby cyknąć fotkę naszego pociągu, udało się.
Opatulamy się i idziemy wzdłuż torów, oczywiście tam gdzie nie wolno, po drodze mija nas kolejny "kibelek"
Wszędzie biało jak w Arktyce, ale są tez żółte akcenty.
Brniemy w śniegu, niby dróżka wydeptana, ale chodzenie po terenie którego nie widać to spore wyzwanie.spotykamy starego znajomego, jak dobrze że jeszcze jest, szybkie oględziny, nie ma tabliczek, dalej i dalej jak Amundsen z towarzyszami.
Stoi sobie "byczek" ET22-993 i wagon, i spieszy się EP07-391, ruch jak na jarmarku.
Usiłujemy iść wydeptaną ścieżynką, kręcąc się po stacji, cud jakowyś, śladu żandarmów, po kolejnej przeprawie w poprzek znajdujemy ukryty ET41-054
Dochodzimy do przejazdu, powinniśmy odbić w prawo aby dojść do Zbyszka, ale być w Piotrkowie i nie zajrzeć na wąski tor, dalej młodzieży, przechodzimy przez jezdnię i znów brniemy w śniegu, mijamy jakiś magazyn, z którego dobywa się potworny odór, trupio zgniło mięsny, przyśpieszamy, za magazynem odnajdujemy pierwszy ślad wąskotorówki.
I jest budynek, a tak się idzie jak się już nie jest młodym człowiekiem.
Typowe kolejowe klimaty, kocham ten kraj.
Krótka przerwa na reklamy.