Kilka słów nie związanych z koleją.
Pieniążki lepiej kupić w Polsce, co prawda kantor jest na granicy nawet z korzystnym kursem, za to nie można przed odprawą do niego się dostać,jest zresztą na wjeździe do Polki, czyli dla nas to już po ptokach, zarówno w Sarnach i Kowlu, można wypłacać pieniążki z bankomatu, lub wymieniać w kantorach, w obu przypadkach doliczana jest opłata manipulacyjna 50 hrywien, niby niewiele bo po kursie jakim kupowałem w Łodzi tylko 8,50 zł, ale dla tych którzy walczą z systemem naszym i ich, to powód do smutku, jeśli nie trzeba po co przepłacać.
W okolicy w której przebywaliśmy jako lokalny istnieje tylko transport autobusowy, taksówki ą relatywnie tanie, ale negocjujemy ceny, nie ma sztywnych cenników.
Jedzenie jest smaczne i relatywnie tanie dla takich bogaczy z zachodu jak my,mile widziane napiwki, jak wszędzie, tam suma dla nas mało istotna,dla miejscowych jest sumą znaczną.
Wódka tania jak barszcz, nasza też jest, ale droższa porównanie 0,5 l Soplicy pigwowej około 140 hrywien, 0,7 (jak to mówią miejscowi null siem) Nemiroffa 120 hrywien, o dziwo benzyna jest w bardzo podobnej cenie jak w naszym kraju.
Toalety publiczne jak dla koczków narciarskich,bezpłatne, ale korzystanie z nich może być niezłym przeżyciem, w sklepie z pamiątkami papier toaletowy z podobizną prezydenta pewnego kraju sąsiadującego z Ukrainą 20 hrywien.
To wszystko jednak to margines, kolej jak ze skansenu, klimaty jakie u nas już znikają, jeszcze raz polecam, ale nie autokarem i nie przez przejście w Dorohusku.