Mimo iż to popołudnie ruch niemały.
Opuszczamy teren stacji, obok jest tartak a na jego terenie dwie lokomotywy LDH81-0846-6 i stojąca głębiej LDH85-0672-7, po krótkiej rozmowie z dozorcą, wchodzimy żeby zrobić zdjęcia, myślę że zaważył wdzięk naszych towarzyszek no i mój urok osobisty, u nas raczej by się to nie udało.
Po chwili Sid już buszował w jednej.
Tabliczki z lokomotyw, te tez tam zostały.
I zapomniałem jeszcze tabliczka z niskopodłogowej platformy stojącej na stacji wąskotorowej.
Wychodzimy, zaskakuje mnie miłe podejście do jakby nie było intruzów.
Spotykamy pewnego jegomością, który jakby mówił "głupie człowieki, kota nie widziały"
Opodal stacji w jednym z domów, rzeźbiona w drewnie brama, jak dowiemy się nazajutrz, takie bramy są tu symbolem wysokiego statusu społecznego.
Wracamy na kwaterę.
Krótka opowieść o konsumpcji, udajemy się do restauracji "Montana" za radą naszego gospodarza, z tego co się zorientowaliśmy jest to jeden z dwóch lepszych lokali, hmm... może i jest, może nas potraktowano inaczej, ale gulasze, wieprzowy i drobiowy! były tak słone, że zmieszanie go z mamałyga która była absolutnie niesłona ledwo pozwoliło go zjeść, wybór piw, mizerny, to co u nas, żadnego regionalnego, żadnych regionalnych potraw, pizza, gyros, kebab, laska poruszał się jak ja po kontuzji kolana, nijak się z nią nie można było dogadać, angielski, nie, niemiecki, jeszcze większe oczy, po ichniemu, my trochę słabo, Piotrek dostał sałatkę, która mnie powaliła, szatkowaną białą kapustę bez żadnego dodatu, sosu, przypraw, nic, rozwaliło mi to gastronomiczny system, mimo iż nie wyszliśmy głodni, do nirwany trochę nam brakowało, ale po zakupach już w domciu, zrobiliśmy sobie małe przeżywanie, i to było fajne.
Dzień się skończył, zasypiamy w oka mgnieniu.
CDN.