Ponieważ nie pamiętam jak się otwiera zamknięty wątek, tu wrzucę relację z naszego ostatniego grupowego wyjazdu, wszak braliśmy z Piotrkiem w nim udział.
Ale od początku, w zeszłym roku na zlocie parowozów wąskotorowych w Żninie postanowiliśmy jechać na ten w następnym roku, czyli już w obecnym do rumuńskiej miejscowości Viseu de Sus.
Wiadomo iż przygotowania trwać muszą, sprzęt prowiant itd. mieliśmy jechać w szóstkę dwoma samochodami, niestety zrezygnował z powodu zmiany planów życiowych Maciek, muszę przyznać że długo nasz wyjazd stał pod znakiem zapytania, szukaliśmy kogoś do towarzystwa, noclegi mieliśmy już zarezerwowane, szkoda dwóch miejsc, ostatecznie zdecydował się drugi Piotrek (Lisia M) którego nazwaliśmy Sid i tak już zostało, niestety jego ukochana Sysia miała zajęcia na PŁ i ostatecznie pojechaliśmy w piątkę jednym samochodem "kioskiem" Sida, aby ciąć koszta.
Tę krótką i nieciekawą relację poświęcam moim towarzyszom podróży i czasami niedoli, oraz głównie Kasi i Maćkowi których z nami nie było, stary byku, jeszcze tam wrócimy, masz moje słowo.
11 października druga w nocy Sid zabiera mnie i Żabcię i gnamy po Chudych, buzi buzi i już suniemy przez zielony las, wśród pól i łąk, których nie widać, widać za to mnóstwo idiotów na drodze, ale to temat na inną opowieść.
Uśpiony Piotrków, uśpione Kielce, za Buskiem wpadamy w taką mglę, że 20 km/h to i tak szaleństwo, na razie padaczka, wreszcie granica, postój na odwodnienie i tankowanie, po chwili jesteśmy na Słowacji, po ostatnich wydarzeniach z udziałem polskich bandytów drogowych, jedziemy zesrani i przestrzegamy przepisów do bólu.
Nie spotkaliśmy ani razu policji.
Nowy dzień wstaje, pierwszy akcent kolejowy w ? nawet nie wiem gdzie cyknąłem go przez szybę w ostatniej chwili.
Z pół podnoszą się opary.
Słonko coraz wyżej, widać idącą jesień w górach.
Krótki postój piękna mgła nad doliną, jak się okazuje to tylko dym, tu to mają smog, ten krakowski to pikuś.
Bardzo częsty widok, pomniki ku czci, a może to magazyny tutejszych terytorialsów, w każdym razie nikomu nie wadzą i są zadbane, nie można zmienić historii.
Zasuwamy dalej, w pewnym momencie nasz gps dostał czkawki dwa razy przejechaliśmy w tym samym miejscu tylko z różnych stron, stajemy Sid z nim walczy, niektórzy idą w krzaki, niektórzy się przeciągają, ja idę zerknąć na most.
Ruszamy, Piotrek nawiguje ze swojego telefonu, potem się okazał że przy zmianie operatora coś się przestawiło w smarkfonie Sida i dlatego gps ocipiał.
Słonko już wysoko, pozostało jeszcze kilkaset kilometrów, pierwszy kolejowy postój w miejscowości Streda nad Bodrogom.
Wita nad dziwna konstrukcja górująca nad miastem.
Rozpełzamy się po stacji, ja łażę i szukam cech na szynach, jest ale całkiem świeża z Trzyńca z Czech, no ale zawsze.
Podjeżdża coś jakby wagon rewizyjny lub sieciowy MVTV 02-16
Jedzie Skoda 131 051-5 w tle widać zdziwionych i zaniepokojonych Panów Kolejarzów, nie dziwię się im, znam Piotrka od lat i wiem że zawsze gdzieś wlezie, ale zawsze się o niego boję żeby mu się coś nie stało, peronik bo peronem tego nie można nazwać, był ździebko wąziutki.