Dla niektórych niespodzianka, dla innych fakt psujący słoneczny poniedziałek.
Dzięki kolegom forumowym, uświadomiłem sobie po co pisałem te moje marne relacje, dziękuję im za to, mogę się odwdzięczyć tylko w jeden sposób, pisząc dalej, jak umiem najlepiej, oraz dzieląc się z drugim Piotrkiem (Lisia M) miejscem na forum.
Na razie wszystko się uspokoiło, ale nigdy nie wiadomo kiedy czarnymi skrzydłami ptak Maniakalis Maniakalis nie przysłoni słońca, gnąc kolana i powalając na ziemię, ale póki co świeci.
Zawsze na początku jest idea, potem przybiera ona materialną postać, tu był pomysł, mój aby "skoczyć" do zakładów "Sodawerke" Stassfurt, udało mi się namówić do tego naszego kolegę klubowego Maslo, ale uświadomił mi że wyprawa tylko do tych zakładów jest marnym pomysłem, bo daleko, i można jeszcze coś zobaczyć, i tak pewnego dnia dostałem od niego plan wycieczki czterodniowej, gdzie pierwotny cel miał być tylko preludium do
kilkudniowego obcowania z parowozami na wąskotorowej kolei HSB
https://pl.wikipedia.org/wiki/Harzer_Schmalspurbahnen .
Kilku miesięczne ustalenia i przygotowania zakończyły się na stacji Łódź Widzew gdzie z Piotrkiem 31.05.2018 wsiedliśmy do opóźnionego pociągu do Poznania. podróż jak podróż, opóźnienie zwiększyło się do 35 minut, na moje pytanie (kierowane do Pani która dziurkuje bilety, jako do przedstawiciela jednej ze stron zawierających umowę , potwierdzoną zakupem bilety)o to czy między Krakowem a Łodzią (Wawel) spotkały pociąg jakieś plagi, np. zima, mróz, stustopniowe upały, meteoryt większy od tego z Czelabińska, szarańcza, uchodźcy, może cholera wybuchła wojna, jaką otrzymałem odpowiedź "niech Pan idzie spytać kierownika, jeśli jest Pan taki ciekawy", potem Pani chyba zrozumiała że to zła odpowiedź i próbowała załagodzić tę jakże niemiłą sytuację, ale odpowiedzi nie otrzymałem.
Film z uporem maniaka emitowany na wyświetlaczach, kreujący pkp intercity (celowa pisownia) jako narodowego przewoźnika jest perfidnym kłamstwem i powinno się zabronić jego emisji, ale o tym przy opisie powrotu naszego.
Dojechaliśmy, Mateusz czekał na nas w sklepie stacji, kilkanaście minut wyjeżdżamy z parkingu, wreszcie jedziemy do niego do domu.
Szybka kolacja, kilka słów z jego jak zwykle czarującą żoną i lulu, przed szóstą wyjeżdżamy.
Świt, prowiant, jedno zdjęcie stacji w Czerwonaku, (budynek w trakcie remontu, stacja już po, trochę zbyt sterylnie, ale dobre i to że nie zamienia się w straszącą ruderę) i drżyj kraju na zachód od ziemi naszych.
Zaczyna się pierwszy dzień, będzie długi i obfitujący w atrakcje.
Kraj do którego się udajemy, powinien zmienić nazwę na "Verboten", no chyba że znaczy to witamy, choć chyba nie, prawdę mówiąc niewiele sobie z tych życzeń robimy, co ja nie mogę, potrzymaj mi piwo.
Większą cześć drogi jak zwykle przesypiam, wstępujemy na jakąś stację benzynową, rozbawia mnie do łez dzidzia piernik, tak na oko około pięciu duch, "zrobiona" na "osiemnastkę" z usteczkami tak wydętymi że widziałem oczyma wyobraźni tylko jedno dla nich zastosowanie, z całym szacunkiem dla kobiet, poziom głupoty niektórych jest już niepojmowalny, obok niej "Janusz" grubszy ode mnie (tak tak to możliwe) z dominującą łysiną i dumą na twarzy z powodu posiadania "glonojada".
Ale dość tych socjologicznych obserwacji.
Mijamy stację Dodendorf, uwagę naszą przyciąga ładna nastawnia, mała przerwa, budynek stacji opuszczony, podobny do wielu naszych.
Dalej, po chwili w Srassfurcie , rozpełzamy się po terenie ładowni, podjeżdża ciężarówka, będzie awantura, ale nie dowiadujemy się że dziś jest dzień napraw i ruch jest wstrzymany, hm szkoda.
Kilka zdjęć na stacji.
Szlak w stronę zakładów.
Tabor na stacji.
Mateusz na starej rampie załadowczej.
Cechy na szynach, bardzo często spotykane w okolicy, tu z ładowni.
I z wiaduktu nad normalnotorową linią i odejściem na kolejną ładownię.
Sam wiadukt widok z drogi i z chłopakami na nim.
Czasami nawet coś tu jeździ, zespół trakcyjny 642 113 lub 173.
CDN.