Jeszcze się nie skończyła, nastał poniedziałkowy poranek i zaczęliśmy wracać.
Ponieważ spakowałem cały dobytek, zadanie fotografowania podróży powrotnej spoczął na Piotrku i Michale, tego dnia mróz nie odpuścił, dojechaliśmy do Wrocławia bez żadnych kłopotów i sensacji, zdjęć nie ma bo słonko w okna świeciło jak dzikie.
Pierwsze kroki do baru pod "Semaforem" prowadzonego przez mało uśmiechniętą Ukrainkę, żurek i flaczki zawsze coś ciepłego.
Kupujemy bilet w takiej samej cenie jak ten kupiony dwa miesiące wcześniej na przyjazd tu, i zabijamy czas gapiąc się na dziewczyny.
Mnie urzekł neon nad kasami w holu dworcowym.
Cały dworzec jet super, z wyjątkiem siedzeń w głównej sali dla podróżnych wykonanych z marmuru lub czegoś podobnego, ani wygodne, ani ciepłe zwłaszcza zimą, my stoimy, Kudłaty napycha brzuchol.
Wreszcie jakieś normalne pociągi
EN57-1035 i daleko manewrująca z pociągiem sieciowym SM30
Dawno nie widziana zero siódemka EP07-384
Pani Krasnoludkowa daje sygnał do odjazdu i ruszamy powoli, ospale.
I już Wrocław za nami.
Kilka fotek dla tych którzy nie byli nigdy we Wrocławiu, oczywiście nie pokazują w pełni urody miasta jeno to co się nam podoba.
Dziwny wóz strażacki, nie widziałem nigdy takiego.
Kilka "wodnych" ujęć.
Dostaliśmy bilety w ósmym wagonie czyli jechaliśmy na końcu, cały ten wagon a także siódmy, szósty i pół piątego był pusty, reszta była zapchana jak przysłowiowa beczka śledziami, duszno i gwar, a my prawie jak klasą premium.
Nagle Kudłaty zauważył że skręcamy nie w tę stronę w którą powinniśmy, jedziemy w stronę Oleśnicy w głośniczku komunikat że w związku itd. musimy se postać, to pękła szyna czy też uszkodziła się podczas wczorajszego wypadku, cóż nam to rybka mamy czas a podróżować lubimy.
Przez kilka minut stoimy w peronach, cykamy trochę zdjęć.
Buda od doczepki do WM-ki służąca do przewozu butli z gazem, tym razem przyziemiona, oraz nieprzeciętnej urody żuraw wodny.
Zmiana czoła pociągu, ostatni będą pierwszymi, cały czas mamy włączone radio kontrolujemy sytuację, po krótkiej rozmowie z maszynistą okazuje się że zna wszystkich tych z którymi w dawnych czasach podróżowaliśmy zero siódemką legalnie z Fabrycznej do Katowic lub Krakowa, pamięć nie ta, robi się miło, ale zdjęć nie pokażemy, z pewnością wiecie dlaczego.
Ruszyliśmy i po chwili znów zostaliśmy zatrzymani pod semaforem, lepiej było stać na stacji, no ale kręte drogi decyzji kolejowych są.
Pani Kierownik/Konduktor już do nas nie przychodzi bo i tak jedziemy sami, zresztą trzeba było widzieć jej minę jak oznajmiliśmy że nam opóźnienie w niczym nie przeszkadza.
Wreszcie z prawie 70-cio minutowym opóźnieniem ruszamy.
Jeszcze jedna doczepka do WM-ki i lokomotywka najprawdopodobniej Ls40.
.