Pawle , gdzie lecisz? pochwal się . Stawiam na wyspy GB.
Oj Janusz Janusz gdybym Cię w pewien sposób nie lubił to bym pomyślał że pewne radyjko całkiem ci główkę popsuło.
A jednak wyszło na to że to forum bez
@Kpt. Nemo nie jest już tym samym miejscem
Przesada, jakoś udało Wam się przeżyć.
E tam, dzielnie mnie zastąpiłeś, z prawdziwą przyjemnością czytam i oglądam Twoje relacje, oraz relacje Kolegi Kylograma.
Każdy odcinek moich wynurzeń będzie nosił teraz tytuł, dzisiejszy choć tylko w niewielkim stopniu kolejowy nosi tytuł "Iluzja"
Idąc śladem nieistniejącej już dziś lini łączącej Swarzewo z Krokową, linią dla ciekawych numer 263 , idąc jesienią na progu zimy w czasie krótkiego urlopu, wolnego czasu wydartego obowiązkom i rutynie dnia codziennego, ścieżką rowerową w jej śladzie, dobre choć i to, i nie będzie to o tej już niebyłej linii opowieść, nie nie o tym te słowa, na moście nad drogą, nagle poczułem znajomy zapach, zapach z dzieciństwa, gdy Babcia gotowała w saganie nie w garnku bo takich nie było , były sagany, w tym saganie ziemniaki w łupinach dla kur strawą mającymi być i gdy zdejmowała ten sagan z pieca, a trzeba Wam wiedzieć że piec to był solidnie postawiony, węglowy a raczej częściej drzewny, i pod jego płytą harcował ogień ujarzmiony i szczodrze dokarmiany przez brata Mamy wujka Stacha który w młodości do hufców pracy wcielon przymusem, tamże rozum częściowo postradał, i ten karmił te święte płomienie bo lubił ich widok i zwierzęta kochał z mocą całą i nie pozowolił zrobić krzywdy żadnej istocie, i on ten Wujek Stach wyplatał koszyki i oplatał gąsiory szklane, dodjąc im wytrzymałości i piękna specyficznego i oplatał je jak ramiona ukochanej oplatają swego oblubieńca, a ja nie mam nawet jednego koszyka i męczy mnie i nawet jednego gąsiora i to mnie smuci, choć w przybudówce przy stodole ich pełno stało, i jak umarł to wszystko w niwecz się obróciło, wszystko, rąk jego wytwory być przestały wraz z człowiekiem, smutno mi bo choć się go bałem to wzbudzał we mnie jakąś ciekawość, jakąś fascynację, swoją niedostępnością i ekscentryzmem i ten sagan szmatami za ucha żeliwne trzymając zdjętym zostaje, a w nim aromatyczne ziemniaki, i za zgodą milczącą kradło się te ziemniaki obierało podrzucając w rękach bo gorące były i kładło się na tą rozgrzaną blachę i opiekało ze wszystkich stron, a potem w ustach a potem na języku poezja smaku, prostego nie tak wyrafinowanego jak pokazują i ta z kudłami co wszystkich ruga i ten co na niego mówią szef, i podają skrawki czegoś polane czymś i każą się deltkować i udawać że się jest zadowolonym, a tymczasem kto pamiętać będzie ten smak jak ja tych opiekanych kartofli po ponad pięćdziesięciu latach, no kto zatrzyma w czeluściach mózgu te doznania, a jak już przy smakach minonych jesteśmy to pyzy na dzień drugi zsiniałe jak wędrowcy na Syberii, i pocięte na cztery, lub na osiem i na tłuszczu niezdrowym odsmażone, przyrumienione, a kopytka w ten sposób potraktowane, mmmm niebo w gębie, jak nagroda dla wędrowca strudzonego, na końcu jego podróży prosty posiłek i zdrój z krystalicznie czystą zimną wodą i tak idąc w czasie jakbym się przeniósł, jakbym w innym miejscu się znalazł,jakbym znów we wsi Kaznów był, tej w lubelskim dystrykcie szczenięciem z kartonową walizką i nieodłącznym "jaśkiem" w szmacianej torbie, gnany przez pola w bo iść trzeba do stacji Tarło bo pekaes się jak często to bywało nie zatrzymał się, a do domu wrócić jakoś trzeba więc z tą walizką i mną za rękę szliśmy z mamą w czas gdy dziadek był zajęty, bo jak wolny był od prac to zaprzęgał Baśkę i jechaliśmy pośpiesznie, przystanałem by rozkoszować się wyimaginowanym smakiem, z trwogą by nie zniknął zbyt szybko , ruszyłem jakbym nie był, jakbym nie istniał, potknąłem się, spojrzałem na buty które już swoje przeżyły, które to już z kolei, i tak poszedłem dalej, bo lepiej iść i buty zejść niż czekać na śmierć przed telewizorem, lepiej tak iść niż głowę kłaść na kolana chłodnej Pani, albo na tor pod nadjeżdżający stalowy rydwan. Lepiej iść, się idzie jak by powiedział Janek Pradera, się żyje. I czy ja ten smak narawdę paiętam, i w ten listopadowy dzień go poczułem czy tylko igraszki umysłu i iluzja to była, jak wszystko co nas otacza iluzja którą sobie stwarzamy, długo się zastanawiałem nad tym czy ktoś takiej nie podlega, może są tacy, może sytuacja zmusza ich do pojmowania i postrzegania otoczenia w sposób rzeczywisty, jak dobrze by było się takim stać, czy trzeba upaść, czy być biedakiem, czy jest na to sposób, w naszym świecie gdzie stwarzamy sobie nasz nowy wyidealizowany wizerunek, kogoś potrzebnego, kogoś mądrego, charyzmatycznego, i wymieniać można bez końca, bo każdy ma inny obraz samego siebie, a pewnego dnia to wszystko znika i jesteśmy nikim, bez tożsamości bo ta zniknęła, i co wtedy nikomu nie jesteśmy potrzebni, nie mamy nic do powiedzenia, nie jesteśmy mądrzy, atrakcyjni, pożądani, zostajemy w niebycie, ale natura nie zna pustki, stwarzamy sobie wszystko od nowa, niebaczni na popełnione błędy, nie wyciągamy wniosków, toniemy w iluzji, dość, stanowczo dość, jakby powiedział Nikodem pilarz jeden z bohaterów książki która spowodowała że mój uładzony, monotonny, przewidywalny świat runął jednego dnia by powstać z martwych drugiego już inny, dość stanowczo dość.
Obniżyła mi się tolerancja na ludzi do krytycznego poziomu, ponieważ nie da się ukryć pewnych rzeczy moja ukochana zaproponowała wyjazd nad morze w listopadzie, i było super w pewnych chwilach miałem wrażenie że w miejscowości Dębki jesteśmy tylko my i Pani w sklepie, bajka, nie będę Was zanudzał ani na siłę próbował zainteresować moimi majaczeniami, kilka zdjęć bo jak już jestem to wspomnianą linię trzeba choć pobieżnie zobaczyć, i tu jest ony wiadukt o którym pisał ten który to pisze.
Wdrapałem się na górę, hm mam mieszane uczucia z jednej strony dobrze że jest jakiś ślad pamiątka jakaś pozostała z drugiej chciałoby się zobaczyć tor choćby zarośnięty i pójść nim, podstawą szczęścia jest umiejętność radowania się z małych rzeczy, więc jestem zadowolony.
Tu biegł tor, ja to wiem, ale ilu tego nie wie.
Miałem opory zamieszczając to zdjęcie bo jest nieostre, ostatnio taka schiza tu zapanowała ani ciemnych ani nie ostrych, czy nie wyrzucą czy nie dadzą bana na rok
ło matulu co to będzie, ale niech tam.
Jest i pomoc dydaktyczna.
Wyrywkowo tę linię zbadałem, nie zlikwidują jej więc podczas następnego pobytu w tej okolicy całą trasę pokonam jak przystało na oberżyświata.
Swarzewo, zdjęcia mojego ukochanego małego synka z tego roku ze stycznia, jak widać na poły nowoczesne na poły opuszczone.
A tu z semaforka, niestety na mój mail do obu autorów z prośbą o pozwolenie wykorzystania zdjęć nie odpowiedzieli, no ale nie użyję ich do celów komercyjnych jeno by Wam pokazać jak było, tu widać wyraźnie tor do Krokowej i początek ścieżki rowerowej już po jego likwidacji.
Autor Wojciech Koliński 2.09.2005
Autor Artur Bizewski 26.07.2007
Autor Paweł Frączek 21.06.2022
Druga stacja od Swarzewa, Starzyński Dwór
W tejże miejscowości moją uwagę przykuł pomnik na skrzyżowaniu dróg, nie komentuję, nie krytykuję swoje zdanie mam, a inni a co mnie tam, pomnik zadbany choć kontrowersyjny, świeże kwiaty nie pomazany farbą jak łódzki wujka Karola, ciekawe.
I do Krokowej a oto i budynek stacyjny i koniec ścieżki rowerowej, od strony peronu.
Od strony podjazdu.
Po przeciwnej stronie ulicy opuszczone zabudowania z ciekawości zerknąłem przez płot jakaś fabryka, słyszałem takie plotki ze była tam kolejka cegielniana może to była cegielnia lub co innego.