Ten serwis używa "ciasteczek" (cookies). Korzystając z niego, wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. Learn more.
Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.
Część dalsza w Craig i dla tych którzy lubią diamenty:
Co jest lepsze niż jeden diament, dwa diamenty, ten drugi jest nie daleko:
Następna miejscowość w której się zatrzymałem to Hayden. Od razu po zatrzymaniu się na stacji widać że tu ktoś dba o swoje:
Miejscowość jest 17 mil na wschód od Craig, a szlak kolejowy to były Rio Grande, obecnie Union Pacific.
Wesług opisu miejscowość bierze nazwę od imienia profesora Ferdinanda Vandeveera Haydena, który opisał cały rejon.
Uwagę przyciągnęła ta mała waga na rampie
Wyprodukowana w Rutland, Vermont (Nowa Anglia). Przed stacją stała platforma Rio Grande:
Jedziemy dalej i ostatnie miejsce w jakim się zatrzymałem tego dnia, to Steamboat Springs. Tamtejsza stacja także zadbana, a w środku galeria sztuki meksykańskiej z przed hiszpańskiej obecności na kontynencie. Od pani która tam urzędowała, dowiedziałem się że ostatni rok kiedy zatrzymywały się tam pociągi osobowe to 1969, zaraz przed powstaniem Amtrak.
Na budynku stacji Steamboat Springs na napisie, jest po lewej dystans do Denver w milach-201 mil. Po drugiej stronie wysokość n.p.m. 6695 stóp, około 2K meteów. Przed stacją takie zwierzaki:
Zaraz przy stacji brankard Rio Grande w psychodelicznych barwach, pasujący do galerii na stacji:
Stacja od strony parkingu:
W tym czasie słońce już zachodziło i trzeba było szukać miejsca na nocleg. Jechałem za tym dalej na wschód po drodze US40 i po udanej nocy nie daleko linii kolejowej, znowu szybkie śniadanie. Nie daleko mojego noclegu, zaraz przy torach stał taki słup telefoniczny:
Dalej za miastem Kremmling dochodzi główna linia Rio Grande od połudnoiwego zachodu, po której jedzie raz na dzień w obie strony "California Zephyr". Kanjon jest dalej za miejscowością Parshall:
Dla miłośnikow motoryzacji stany zachodnie są szczególnie ciekawe, jako że w wielu miejscach przy garażach stoją samochody raczej niespotykane już na wschodzie. Nie wiem co to jest, ale zaraz za tym stoi Toyota Land Cruiser-pierwsza generacja:
Następnie zachodni wlot do tunelu Moffat, jednego z najdłuższych tuneli na kontynencie, miejscowość Winter Park;
Celem tego dnia była kontynuacja jazdy drogą US40 do Colorado Springs, aby zwiedzić tamtejsze muzeum kolejnictwa. Niestety z powodu zamknięcia drogi dalej z powodu zawalenia, postanowiłem nie czekać nie wiadomo ile i zawróciłem w stronę Granby.
Przy stacji w Granby jest mały skansen kolejowy który zobaczyłem raczej nie wchodząc na teren.
Za Granby znalazłem się na drodze numer 125 idącą na pónoc w stronę stanu Wyoming. Nowy cel to miasto Laramie i konkretne pociągi Union Pacific. Po drodze następna wioska z ciekawymi samochodami policyjnymi,
Ależ to są niesamowite klimaty! Atmosfera kolei i kontynentu północnej ameryki jest na każdym z tych zdjęć... jakbyś chciał kiedyś otworzyć biuro podróży dla miłośników z Polski, to jestem Twoim pierwszym klientem!
Ależ to są niesamowite klimaty! Atmosfera kolei i kontynentu północnej ameryki jest na każdym z tych zdjęć... jakbyś chciał kiedyś otworzyć biuro podróży dla miłośników z Polski, to jestem Twoim pierwszym klientem!
Steamboat to doskonałe tereny narciarskie. Przy okazji, na wadze plakietka producenta z Rutland Vermont (Jacques Cartier francuski odkrywca zobaczył zielone lasy w górach Nowej Anglii i wykrzyknął - Verts Mounts, z resztą nazwa Montreal w Quebecu też jego inwencja ). Niedaleko mega ośrodka zimowego Killington ( narty zjazdowe od końca października do połowy maja).
Ciąg dalszy, jesteśmy w miejscowości Rand w Colorado;
Dalej nie daleko granicy, w miejscowości Walden stoi caboose Union Pacific:
Następnie stan Wyoming i miasto Laramie, około 30 tys. mieszkańców. Za nim dotarłem na duży kompleks Union Pacific, natrafiłem na budynek do złudzenia przypominający lokomotywownię:
Budynek prostokątny, ale ściany boczne jak w amerykańskich wachlarzach. Przed budynkiem wystają główki szyn;
Nad stacją Union Pacific, jak by specjalnie dla fanów kolejnictwa zbudowano taki most dla pieszych:
Od kilku fanów oglądających przedstawienie dowiedziałem się że te spalinowozy będą brały tu dodatkowe wagony, po czym będą kontynuowały na wschód.
Fajny numer i w przeciwieństwie do większości lokomotyw UP, czysty. Za lokomotywami widać centrum miasta Laramie. Dalej widok na drugą stronę mostu i ten sam manewrujący skład:
Wyżej nad składem widać budynek stacji UP. Do niego zajdziemy, ale najpierw zobaczymy miasto. Laramie to typowe zachodnie mniejsze miasto bez drapaczy nieba, ze scenami przypominającymi stare filmy amerykańskie gdzie gonią się samochodami po ulicach;
W mieście klasycznych samochodów nie do zliczenia, moją uwagę przyciągnął "resorak" Majorette:
Chyba ten sam model Toyoty robiła kiedyś ta firma, ale mogę się mylić.
Na byłej stacji stał taki skład wraz z parowozem na czele: (prawie na czele)
Ten dziwaczny tender to tzw. Vanderbilt, popularny w kilku towarzystwach kolejowych.
Przed parowozem taki pług, wyglądający jak by był zbudowany też z tendra Vanderbilt'a;
Jeszcze kilka zdjęć tego "Consolidation" i idziemy do samochodu;
Oops, nie ten samochód.
Wracam tą samą kładką, na kładce kilku starszych dżentelmenów także czekających na pociągi. Po krótkiej conwersacji miałem pewną idee gdzie mniej więcej jest "Sherman grade", czyli znany podjazd dla pociągów na zachód. Wyjeżdżam z miasta, przede mną czarne chmury, zaczyna lać i wreszcie grad. Szybko zjeżdżam z autostrady i chowam samochód pod najbliższym wiaduktem kolejowym.
Kilka minut i po gradzie i deszczu. Skoro już tu, to postanowiłem połazić po torach aby nawdychać się świerzym preriowym powietrzem:
Deszcz gdzieś na wschodzie, tamten grad znikł, a słońce oświetla świerzo umytą główną linie Union Pacific:
Jadę dalej na wschód do miasta o jakże amerykańskiej nazwie Cheyenne (czyt: Szajen), nazwa plemiona indiańskiego. Tu też postanowiłem połazić jako że lubie to miasto, a byłem tu zaledwie kilka razy. Pierwsze zdjęcie to towarowy na BNSF:
W Cheyenne na Union Pacific stacjonują właśnie parowozy. Są naprawiane w istniejącym do dzisiaj nieco okrojonym wachlarzu.
Nie ryzykowałem tu podejścia bliżej. Same miasto przypomina miasta jakie widać na starych amerykańskich filmach gdzie gonią się po ulicach gangsterzy z policją. Nie ma tu drapaczy nieba i wcale by tu nie pasowały;
Na drugim zdjęciu łatwo wyobrazić sobie jakąś Impalę rozp....cą te kubły na śmieci.
Ten piękny bydynek po prawej stronie z wieżą, to stacja do której zaraz dojdziemy.
Ta wspaniała reklama Coca Cola była blisko stacji;
Oto sama stacja kolejowa Union Pacific. Na stacji znajduje się izba pamięci o kolei oraz sklep z pamiątkami kolejowymi;
Oprucz parowozów na wachlarzu do których nie da się normalnie podejść, w parku z dala z centrum stoi jeszcze jeden Big boy.
Po wyjeździe z miasta jest wiele okazji aby zatrzymać się przy linii głównej UP. Jako że nie śpieszyło mi się, niebo było doskonałe na zdjęcia i słońce pomału kłoniło się w dół, pobawiłem się trochę ze światłem;
Wczoraj późno wieczorem wróciłem z dzikiego zachodu. Miałem w planie wcześniej w dzień, ale zacznę od początku. Miałem półtora tygodnia na wakacje i kilka miejsc które mnie interesowały, połowa tak naprawde nie ma nic wspólnego z koleją, ale raczej z wyciszeniem z dala od tzw. cywilizacji. Znajomy z Polski prosił o jakieś dane, lub ewentualnie plany do parowozu "Texas", słynącego z wojny secesyjnej w dziewiętnastym wieku. Texas to typowy amerykański 4-4-0 "American" z tej ery i chociaż tak naprawdę kilka razy przebudowany, to bardzo ładnie zachowany egzemplarz. W 1862r. dowódcy północy wywęszyli plany przerzucenia przez wojska południowe dużej ilości żołnierzy i ekwipunku z miejsca obecnej Atlanty, do Chatanoogi. Kilkunastu ochotników z panem Andrews na czele zgłosiło się do sabotażu planów poprzez porwanie pociągu z południa i niszczenie trasy kolejowej Western and Atlantic Railroad w stronę Chatanoogi. Majsterkowiczom udało się ewentualnie porwać pociąg z miejscowości Kennesaw (wtedy nazywanej Big Shanty). Niestety południowi szybko zorientowali się o co chodzi i północni ochotnicy mieli bardzo mało czasu na jakiekolwieg plany. Parowòz porwany przez grupę z panem Andrews to jeszcze lepiej znany "General", który dzisiaj można obejżeć w muzeum w Kennesaw. Podczas kilkudziesięciu mil pościgu za porwanym pociągiem, ostatnim parowozem używanym przez goniących Konfederatów był właśnie "Texas". Uciekający najpierw odczepiali kolejne wagony aby uniemożliwić pogoń, po tem prubowali wykłuć pojedyńcze szyny i nawet zapalić jeden drewniany most. Będąc w okolicy Ringgold, nie daleko Chatanoogi musięli jednak przerwać ucieczkę parowozem z powodu braku drewna i wody. Wszystkich po kilku dniach złapano, pana Andrews i kilku innych powieszono, reszta spędziła wojnę w więzieniu. Ja postanowiłem zobaczyć i obfocić "Texas" który jest w Atlancie. Po całym dniu jazdy znalazłem hotel nie daleko muzeum. Cały ten tzw. covid używany był także do zaprzestania używania gotówki za hotele w okolicy. Nie będę się rozpisywał o co chodzi, ci którzy potrafią myśleć już wiedzą do czego to prowadzi. Rano spacer na śniadanie i jakże wspaniałe potwierdzenie że są tam też ludzie ze zdrowym rozsądkiem. Koło rozwieszonego plakatu nadal zachęcającego do testów wywieszono taką flagę
Jak ja bym chciał kilka takich flag z "ludziem-owcą"
Ale idziemy dalej i po śniadanku muzeum i parowóz;
Byłem tam od otwarcia do zamknięcia ponieważ tyle zajęło mierzenie samego parowozu i rysowanie planów, a i tak nie wszystkiego udało mi się rozrysować;
Była niedziela i muzeum zamykano o 1600. Jako że miałem kilka godzin, postanowiłem wyjechać z miasta jak najdalej i może zajechać do następnego stanu. Jadąc autostradą I20 przejechałem nie tylko resztę stanu Georgia, ale od razu przez całą Alabamę. Dojechałem do połowy Mississippi i spanie w samochodzie. Następny dzień reszta tego stanu i jeszcze późne rano Texas. Ten skład złapałem w mieście Palestine przy drodze US 79
Reszta zdjęć jest w "Klimatach kolejowych". W Austin mam znajomych i byłem tam wczesnym wieczorem. Tam też zaczęły się moje "kłopoty" z samochodem. Znajomi mieszkają w kompleksie kondominium gdzie każdy samochód musi być zarejestrowany. Gość także musi zgłosić obecność swojego samochodu i zarejestrować go na każdą noc pobytu, wolność?
Oczywiście zrobiliśmy to. Rano wstaję, jemy śniadanie, pakuję świerze pranie które zrobiła żona kolegi i idę na parking do nie istniejącego samochodu. Po kilku rozmowach telefonicznych okazuje się że firma zajmująca się holowaniem nielegalnie zaparkowanych wozów zabrała także i mój. Ich wymówka-był jakiś błąd. Według mnie jedyny błąd był w ich mózgownicach, po to na zarejestrowaniu podaje się numer telefonu jak by coś. Wpieniony sam zadzwoniłem do szefa tej bandy i zagroziłem sądem. Po kilku godzinach targania się także z oficjałami kompleksu, samochód po cichu przywieźli z powrotem i postawili w innym miejscu, skutki:
Ci którzy znają dwójki od razu zauważą oderwaną osłonę błotnika oraz dolną część spoilera pod zderzakiem. Po naprawieniu tego została jeszcze zwisająca osłona na samym dole przed kołem której nie mogłem przykręcić i została oderwana wraz z osłoną przeciw chlapaniu osłaniającą pasy do akcesorii. Brak osłony przeciw chlapaniu da się we znaki za kilka dni. Ale na razie jest git. Po pożegnaniu się ruszam dalej na zachód drogą US 290, aby tą dojechać do autostrady I10 w stronę El Paso, taki był zamiar. Po straceniu kilku godzin przez łebków zmieniłem plan i po dojechaniu do drogi US285 udałem się na północny zachód w stronę Nowego Meksyku. Następna noc w samochodzie zaraz pod granicą stanu nad jeziorem. Rano śniadanko i w drogę, w stronę stolicy ufoludków-Roswell. Po drodze w miejscowości Loving pierwsze spotkanie z BNSF i nowiutko malowane SD60
Jak relaksująca jest jazda przez New Mexico to widać;
Gorąco, wszystkie okna otwarte i co można wystawić na zewnątrz-wystawione. W miejscowości Willard w samym środku stanu przejazd przez kolej transkontynentalną Santa Fe, obecnie BNSF i akurat na czas
Podwójne kontenery z trzema dieslami w stylu słonia. Jadąc z Willard na północ boczną drogą nr.41 w stronę miasta Santa Fe, wypatrzyłem stary nasyp kolejowy. W jakiejś malutkiej miejscowości (chyba Stanley) stała taka stacyjka;
Trochę dobudowane ale trapezowa przybudówka w centrum od razu zwróciła moją uwagę. Z Santa Fe wjechałem na drogę US64/84 w stronę Chama (czyt. Czama). Był już wczesny wieczór i jeszcze przed Chamą skręciłem w stronę wcześniej na mapie wypatrzonego kampingu. Tym razem pełny luksus w namiocie na samo pompującym się materacu w śpiworze. Cisza, półpustynia, i ten charakterystyczny słodkawy zapach amerykańskiej pustynnej flory.
Następny dzień wstawanie, śniadanko i kawóńka na tle Nowo Meksykńskiej pół pustyni nad jeziorem. Park w którym się zatrzymałem to El Vado Lake State Park, gdzie zatamowano rzekę Rio Chama i tak mamy jezioro. Postanowiłem zostać tu na jeszcze jedną noc, za tem namiot zostaje na miejscu a ja udaję się do legendarnej dla fanów kolei wąskotorowej miejscowości Chama. W Chamie byłem tylko przejazdem, dzisiaj będzie jak się okaże poznawanie kolei Cumbres and Toltec. Kolej idzie z Chamy do Colorado, przeplatając granicę tego stanu z Nowym Meksykiem kilka razy, zanim zakręci dalej na północ do Antonito, Colorado. Jest to faktycznie jeden z kilku zachowanych odcinków rozległej kolei wąskotorowej Rio Grande. Dawno temu wąskotorówka zaczynała się w Alamosa, Colorado-około 34 mile na północ z Antonito. Jeśli ktoś lubi filmy przygodowe i oglądał trzeci odcinek "Indiana Jones", to zobaczył na początku filmu właśnie pociąg na Cumbres and Toltec. Akcja była nagrana niedaleko Antonito na rozległej dolinie. Za nim trafiłem na stacje udałem się do lokalnej kawiarni gdzie nawiązałem rozmowę z pracownikiem wąskotorówki. Dostając możliwość chodzenia po stacji i przede wszystkim po terenie lokomotywowni, nie traciłem tu czasu, za tem dla nie obeznanych (także i mnie), "Czama"
Parowozy K27 to jedne z najbardziej lubianych i modelowanych parowozów wąskotorowych w Stanach. Ten to produkt Baldwina w Philadelphii. Następnie kawałek oryginalnej szopy i kilka wagonów krytych, te czarne do przewozu bydła. Jak niektórzy cieżko pracowali w biznesie bydła, jeszcze opiszę później.
Ogólny widok na stacje od północy i drewniana wieża do nawęglania:
To ustrojstwo przed wieżą to do ładowania piasku:
Dalej na północ drewniana wieża do nawadniania i jakże przeciekająca. W gorący dzień darmowy prysznic.
Na przedostatnim zdjęciu te cysterny jak mniemam do gaszenia pożarów. Niestety kiedy tam byłem, gnały ogromne wiatry i tzw. Forest Service-agencja zajmująca się lasami, nie pozwoliła jeszcze na pociągi turystyczne. Mają ruszyć w czerwcu.
Jeszcze raz K27 i budynek stacji w Chamie, jak widać trwa odnawianie peronu;
Napis koło nazwy stacji po lewej stronie-dystans do Denver w milach, 344 mil. Po prawej stronie wysokość n.p.m. 7863 stóp=2396.6m, trzeba pamiętać że jesteśmy tu na rozległej dolinie, a na około Góry Skaliste. Z Chamy biorąc parę traperów z Wielkiej Brytanii jedziemy drogą nr17 na północny wschód w stronę Antonito. Oni wysiadają w przełęczy Cumbres (10015 stóp n.p.m.), aby kontynuować dalej w na północ w stronę Kanady. Mam nadzieje że im się uda. Dowiedziałem się także o nadciągającym śniegu i że oszczędziłem im sporo godzin. Pogoda okazała się ok, chociaż groźne chmury płatały figle ze słońcem, cały czas towarzyszy mi spory wiatr. Ja jadę dalej do upatrzonej drogi bitej. Tu musiałem zrobić notatki i zdjęcia kilku lokalnych map aby trafić do stacji w górach o nazwie Osier. Droga górska nie była taka straszna jak myślałem;
W jednym miejscu musiałem przeprawić się przez błoto/wodę po topniejącym śniegu. Nie było głęboko, ale długie na dwa pojazdy i dosyć miękko. Po przejeździe na jedynce gdzie czułem że samochód się zatrzymuje, zanotowałem w myśli przejazd na dwójce z powrotem. Zjazd w dolinę gdzie jest stacja idzie serpentynami i jest dosyć kamienisty. Stacja w Osier jest punktem zwrotnym dla pociągów z Chamy, jest tam pętla, oraz wieża do nawadniania;
9637 stóp n.p.m.
Mój cel to tunel kilka mil w stronę Antonito nad kanionem, idziemy:
Hmm. W okolicy są ponoć niedźwiedzie i lamparty, mogłem zapakować maczeta.
Doszedłem;
Nad ścianą oporową przepaść, niestety strona nie pozwala mi wstawić szerszych zdjęć. Tunel jest faktycznie z powrotem w Nowym Meksyku, stacja Osier jest w Colorado.
Według słupków milażu przy torach jestem jeszcze 316 mil od Denver. Trochę detali na szynach:
Illinois 1900 rok, klimat jest tak suchy że szyny wyglądają jak nowe.
Jeszcze raz K27 i budynek stacji w Chamie, jak widać trwa odnawianie peronu;
Zobacz załącznik 898504Zobacz załącznik 898503Zobacz załącznik 898502
Napis koło nazwy stacji po lewej stronie-dystans do Denver w milach, 344 mil. Po prawej stronie wysokość n.p.m. 7863 stóp=2396.6m, trzeba pamiętać że jesteśmy tu na rozległej dolinie, a na około Góry Skaliste. Z Chamy biorąc parę traperów z Wielkiej Brytanii jedziemy drogą nr17 na północny wschód w stronę Antonito. Oni wysiadają w przełęczy Cumbres (10015 stóp n.p.m.), aby kontynuować dalej w na północ w stronę Kanady. Mam nadzieje że im się uda. Dowiedziałem się także o nadciągającym śniegu i że oszczędziłem im sporo godzin. Pogoda okazała się ok, chociaż groźne chmury płatały figle ze słońcem, cały czas towarzyszy mi spory wiatr. Ja jadę dalej do upatrzonej drogi bitej. Tu musiałem zrobić notatki i zdjęcia kilku lokalnych map aby trafić do stacji w górach o nazwie Osier. Droga górska nie była taka straszna jak myślałem;
Zobacz załącznik 898517Zobacz załącznik 898516
W jednym miejscu musiałem przeprawić się przez błoto/wodę po topniejącym śniegu. Nie było głęboko, ale długie na dwa pojazdy i dosyć miękko. Po przejeździe na jedynce gdzie czułem że samochód się zatrzymuje, zanotowałem w myśli przejazd na dwójce z powrotem. Zjazd w dolinę gdzie jest stacja idzie serpentynami i jest dosyć kamienisty. Stacja w Osier jest punktem zwrotnym dla pociągów z Chamy, jest tam pętla, oraz wieża do nawadniania;
Zobacz załącznik 898518
9637 stóp n.p.m.
Zobacz załącznik 898519Zobacz załącznik 898520
Mój cel to tunel kilka mil w stronę Antonito nad kanionem, idziemy:
Zobacz załącznik 898537
Hmm. W okolicy są ponoć niedźwiedzie i lamparty, mogłem zapakować maczeta.
Doszedłem;
Zobacz załącznik 898538
Nad ścianą oporową przepaść, niestety strona nie pozwala mi wstawić szerszych zdjęć. Tunel jest faktycznie z powrotem w Nowym Meksyku, stacja Osier jest w Colorado.
Zobacz załącznik 898532Zobacz załącznik 898529Zobacz załącznik 898530
Według słupków milażu przy torach jestem jeszcze 316 mil od Denver. Trochę detali na szynach:
Zobacz załącznik 898540
Illinois 1900 rok, klimat jest tak suchy że szyny wyglądają jak nowe.
Zobacz załącznik 898541
Super relacja, ukazująca bardzo fajny klimat zabytkowej kolei wąskotorowej ,której wygląd i stan zachowania przypomina, jakby nadal była w normalnej czynnej eksploatacji. A szopa i teren wokół niej wygląda jak niegdyś lokomotywownia WMD Krośniewice.
Akurat w Pennsylvanii można, chciałem polską, ale o te trudno. Np. stany sąsiadujące; New York, New Jersey, Maryland, obowiązkowo mają blachy z przodu i z tyłu, co stan to obyczaj.
Akurat w Pennsylvanii można, chciałem polską, ale o te trudno. Np. stany sąsiadujące; New York, New Jersey, Maryland, obowiązkowo mają blachy z przodu i z tyłu, co stan to obyczaj.
Podobnie jest w Prowincjach i Terytoriach kanadyjskich. Ontario, Kolumbia Brytyjska i Manitoba mają obie tablice, pozostałe tylko z tyłu. Wówczas z przodu można zawiesić cokolwiek. Na tablicach jest jakiś charakterystyczny element, roślina (Ontario tryllium, Alberta róża), Nowa Szkocja ma szkuner „Blue Nose”, Terytorium Północno-Zachodnie (obie strony) tablice w kształcie białego niedźwiedzia. Do tego motto lub określenie związane z miejscem (np. Saskatchewan „Land of living Skies”).
Po powrocie rozpakowanie plecaka, i wyjazd serpentynami z doliny w stronę drogi nr.17. Po drodze te same błotko, tylko teraz za nim wpadłem, na drugi bieg...porządne chlapnięcie błotem i widoczny na moment niebieski dymek z pod maski. Zaraz po przejechaniu błotka zatrzymałem samochód i dla upewnienia się że wszystko jest ok podniosłem maskę. Wszystko po stronie pasów ochlapane ale nie widać nic nadzwyczajnego. Jedziemy dalej i po dojeździe do nr.17 kierunek z powrotem w stronę Chamy. Tu robiłem kilka stopów, jeden nad górskim strumykiem aby wymyć i wytrzeć zakurzone okna od zewnątrz, jak i od wewnątrz. Zatrzymałem się także na najwyższym punkcie kolei-Cumbres, czyli przełęcz gdzie rano wysiadła para traperów z Wielkiej Brytanii. Skromniutka stacyjka razem z pompą do wodowania parowozów. Kiedyś była tam obrotnica, obecnie trójkąt do obracania lokomotyw;
Po dojechaniu do Chamy postanowiłem połazić nieco po miasteczku i spróbować lokalnego jedzenia. Z dwóch otwartych opcji wypadła całkiem fajna pizzeria gdzie na zewnątrz były siedzenia na około ogniska. Zakolegowałem się z dwoma mieszkańcami okolicy, jeden 30, drugi 50 lat, obydwaj byli żołnierze, za tem temat rozmów łatwy. Obydwoje pracują w elektrowni na tamie nad jeziorem nad ktrórym miałem rozłożony namiot. Młodszy opowiedział mi jak to jego dziadek pracował właśnie w biznesie bydła, był tzw. cattle catcher, czyli łapaczem bydła. Zaciekawiony spytałem czy faktycznie był zatrudniony przez kogoś aby po złapaniu bydła odprowadzić do zagrody aby załadować na pociąg. Okazało się że łapacz bydła to taki kto wkrada się na czyjeś pastwisko, łapie co się da, po czym prowadzi do swojej obory. Na miejscu przysłania pieczątkę na tyłku zwierzęcia mokrą szmatą, po czym odbija na gorąco swoją własną pieczęć. Po zabiegu odprowadza stado na stacje i jako swoje własne sprzedaje i ładuje na wagony do bydła. Tak to ciężko niektórzy "farmerzy" pracowali na dzikim zachodzie. Jak się uspokoiłem po śmiechu, napiliśmy się piwa i zjedliśmy bardzo dobrą pizzę. I tak gwara trwała prawie do północy. Po tem powoli odjechałem na kamping, i nie dla tego że miałem w sobie kilka procentów, ale że w nocy wyłazi pełno zwierzyny na drogi. Rano śniadanko, kawóńka i składanie spania, następny cel-Colorado. Po drodze już w Colorado wymiana oleju i filtra jako że z Pennsylvanii już nabiłem grubo ponad 3000 mil. Dojeżdżając do Durango zatliła się lampka baterii, co sugerowało nie pełne ładowanie akumulatora. W Durango podciągnąłem trochę pas do alternatora. Wyjeżdżając z Durango postanowiłem zaliczyć miejscowość Telluride wysoko w górach. Drogą US160 jechałem za tem na zachòd do miejscowości Marcos, gdzie po zjedzeniu w lokalnej restauracji wjechałem na drogę nr.184 i tą do drogi nr.145 prosto do Telluride. Piękne widoki na drodze 145 wraz z przełęczą i pokrytymi śniegiem szczytami gòr towarzyszyły mi cały czas.
Po drodze pełna kąpiel w jakimś górskim potoku, pranie na bierząco i dalej. Dawno temu w 1891r. Doprowadzono kolej wąskotorową z Durango do Telluride z powodu srebra. Panika w 1983r. szybko zakończyła zabawę w rejonie. W Telluride zachowano budynek stacji, ale oprucz tego trudno nawet zidentyfikować nasyp kolejowy po drodze. Zaniepokojony tlącą się lampką baterii nie spędziłem wiele czasu w miasteczku, mam tylko zdjęcie tablicy koło stacji kolejowej:
Do Moab, Utah jeszcze ze dwie godziny jazdy, tam mogę pobawić się w mechanika. Za raz po dojeździe do Moab zajechałem na myjnie aby zmyć błoto z samochodu, a przede wszystkim z silnika. Po myciu światełko zgasło, wszystko wydawało się ok. Za tem trochę prowiantu, źródlana woda do butelek i jedziemy do Castle Valley-Dolina zamków. Kamping na Castle Valley jest prawie całkiem na dziko, nie trzeba się rejestrować, nie ma wody,
jest tylko kibel wykopany w ziemi i na betonowej płycie okrążony płotkiem, nie ma nawet dachu. Dojeżdżając na kamping lampka baterii znowu się zatliła. No nic najpierw namiot, materac, śpiwór. Rano kawóńka, płatki z mlekiem, nie można się objadać przed wejściem na górę;
Tem pomnik to "Castleton" co można chyba przetłumaczyć jako "Baszta". Z kampingu nie wygląda tak imponująco, ale idziemy:
Zdjęcie powyżej obrazuje skąd nazwa "Dolina Zamków".
Widok z samej góry i następnie skala wielkości samej baszty, po lewej stronie widać dwóch wspinaczy:
Po zejściu z góry pojechałem do miasta, jeszcze jedna wyycieczka po pustyni i objad w bardzo dobym nowym miejscu, prawdziwa meksykańska restauracja.
Po nabyciu trochę sił...i dobrej margaricie, zajechałem do "polmozbytu" po nową prądnicę. W jednym miejscu mieli, jak i narzędzia gdzie z tyłu sklepu dokonałem wymiany, wszystko gra. Po drodze z powrotem na kamping takie porównanie:
W furgonie mieszkała młoda dziewczyna, po krótkiej roznowie pojechałem dalej. To jest właśnie fajne w tamtym rejonie i w ogóle na dzikim zachodzie, ludzie trzymają w normalnym użytku takie samochody. Można spotkać stare amerykańskie "jachty" z lat 50,60,70tych, Toyoty i Nissany 4×4 które już by dawno poszły na złom gdzie ja mieszkam i wiele innych ciekawych pojazdów.