Trafiliśmy w Głuchołazach w środek jakiejś imprezy, polsko-czeskiej, ale tak do końca nie ogarnęliśmy o co chodziło, może jakiś jubileusz, lub imieniny naczelnika, kto wie.
Pojawia się niespodziewany gość, dla nas oczywiście, inni wiedzieli o tym, a świadczy o tym pokaźna ilość miłośników.
Parowóz przyciągnął prócz wagonów, na haku jeszcze lokomotywę.
W Czechach nikomu to jakoś nie przeszkadza, może tam się nie zmienia historii dla jednego starca.
Nasza "Stonka" SM42-1146 przyciągnęła wagony które potem lokomotywa 749 107-9 zabrała na czeską stronę.
Był i jakiś "motorak" ale to jego jedyne zdjęcie.
My biegamy z wywieszonymi jęzorami i wypiekami, a Kudłaty pokazuje nam podwójną mudrę szczęścia, cóż zawsze był na bakier z dobrymi manierami.
Jeszcze jeden Czech.
A to był chyba główny punkt tej imprezy, rekonstrukcja historyczna.
Taki sobie widoczek.
Obie dymiące maszyny.
Manewry.
Tak to wyglądało zanim powstaliśmy z kolan.
Podczas ubiegłorocznej wizyty w Głuchołazach, kiedy to chciałem pokazać Żabci ten pomost kontrolny, a jego nie było, za to była na martwej stacji nieprzyjemna Pani, która na pytanie czy coś jeździ polskiego, burknęła że raz w tygodniu z Nysy a to tylko Czechów obsługują, szystko podlega zmianom.
Trochę inna Skoda, ale też ładna.
W międzyczasie Tekatka odjechała a my wraz z nią, dogoniliśmy ją dopiero w Nysie.
A tu jakaś napraw poważna, pewnie panewki stukają.
Wieża ciśnień.