2 razy z rodzicami (którzy pracowali na PKP) byłem na takiej wycieczce. Zakopane i Wisła Głębce. Opis z mojej strony, ze wspomnień MK:
Zakopane
To były czasy... Pracownicy PKP czasami urządzali sobie wycieczki po Polsce tzw. wagonami socjalnymi. Wagony te, różnej maści sypialno-leżalne, przyczepiano do pociągów dalekobieżnych, na końcu składu i można było jechać, wszędzie tam gdzie były tory. Raz zimą na taką wycieczkę, dwudniową (weekendową) zabrali mnie rodzice do Zakopanego. Wyruszyliśmy w piątek wieczorem, najpierw autobusem 169 do Wschodniego. Pociąg miał odjazd tuż przed godz. 23 a na dworcu byliśmy około 22, tak więc musieliśmy trochę posiedzieć. No ale w końcu udaliśmy się na peron, gdzie na końcu składu doczepiony był nasz „sozialwagen”. Był to wagon starego typu, harmonie na końcu (ale nieużywane, bo przejście było zamknięte na stałe), ściany boczne były obłe i blachy nisko między wózkami. Ogrzewanie oczywiście wodno-parowe, kocioł i sterta koksu w jednym przedsionku. A w przedziałach po 6 miejsc do spania: dolne łóżka - siedzenia kanap, środkowe łóżka - podniesione oparcia kanap, górne łóżka - takie szerokie drewniane półki, przykryte dwoma grubymi kocami i dawało się spać.
Każde środkowe łóżko było podwieszone na takich dwóch pasach przyczepionych do specjalnych uchwytów na suficie. Ponadto te pasy były przełożone przez zewnętrzną ramę górnych półek co zabezpieczało osobę śpiącą tamże przed upadkiem w razie np. gwałtownego hamowania pociągu. Jednocześnie pasy umożliwiały szybkie zsunięcie się na dół, jak po linie, co często robiłem, bo właśnie spałem na tym najwyższym poziomie. Pamiętam że w każdym przedziale na suficie były 2 okrągłe lampy sterowane dwoma dźwigienkowymi przełącznikami, które znajdowały się nad drzwiami. Bawiłem się tymi przełącznikami w kilku przedziałach i w każdym z nich inaczej te lampy się włączały. Pociąg jechał przez Radom, Kielce, Kraków i dalej zakopianką. Gdzieś w środku nocy w jakimś przedziale pękł grzejnik i zaczęła się lać gorąca woda, ale jakoś udało się opanować sytuację. Obudziłem się za Krakowem. Pierwszy raz jechałem takim pociągiem, co to kilka razy zmienia kierunek - i była to dla mnie wielka atrakcja. Ponadto przyklejony do szyby mogłem obserwować wijący się po zakrętach skład naszego pociągu, z ostatniego wagonu było to bardzo łatwe. Gdy dojechaliśmy nasz wagon został odstawiony na jeden z trzech takich krótkich torów bocznicowych, odgałęziających się zaraz przed peronami, na takim placu ładunkowym. Mieliśmy w planie wjazd na Kasprowy Wierch ale niestety wiał halny i kolejka nie kursowała. Także mogłem sobie ją tylko obejrzeć w postaci dolnej stacji w Kuźnicach. Obeszliśmy Zakopane i wróciliśmy na stację. Patrzymy - nie ma naszego wagonu. Na szczęście nie zniknął, tylko został przestawiony na tor przy samym budynku stacyjnym. I zresztą lepiej, bo mieliśmy bliżej do WC na dworcu. A następnego dnia wjechaliśmy na Gubałówkę. Pierwszy raz jechałem takim wagonem po szynach ale na linie
, były to wtedy te stare oliwkowo-zielone wagony (jeden gdzieś stoi jako eksponat, ale nie wiem gdzie). Z drogi powrotnej niewiele pamiętam, bo spałem jak zabity, zmęczony po tylu wrażeniach a obudziłem się tuż przed Warszawą...
Wisła
Bodajże na następny rok zaliczyliśmy podobną wycieczkę, tym razem do Wisły. Również wyruszyliśmy wieczorem. Tym razem jednak wycieczka była bardziej kameralna, jechało mniej osób, głównie bliscy znajomi rodziców, no a do dyspozycji mieliśmy specjalny wagon - taką niby salonkę. Wagon był już bardziej współczesny. W jednym miejscu nie było pomiędzy dwoma przedziałami ściany i w ten sposób stworzony był taki salon. Na środku stół, parę krzeseł i dwie normalne kanapy na dwóch ścianach. W jednym przedziale była urządzona kuchnia, a pozostałe były normalnymi przedziałami sypialnymi. Jak tylko ruszyliśmy ze Wschodniego, poszedłem sobie na koniec wagonu i patrzyłem przez końcowe drzwi w tył. Fajnie wyglądały uciekające szybko szyny i podkłady... Potem oczywiście sen i pobudka gdzieś koło Bielska. Dojechaliśmy do Wisły Głębce. Tam nas odstawiono na jakiś boczny tor. Manewry naszym wagonem wykonywała lokomotywa EU07, tak więc mogłem ją (a właściwie jej ścianę czołową) z bliska pooglądać z wnętrza wagonu. Jakiś facet powiedział wtedy, że manewrów nie powinno się wykonywać lokomotywą elektryczną, tylko spalinową, no ale takowej w Wiśle Głębce akurat nie było. Pierwszego dnia poszliśmy na spacer w dół Wisły. Dotarliśmy do centrum, byliśmy też na stacji Wisła Uzdrowisko. Chcieliśmy wracać na górę pociągiem, ale bardziej pasował nam jakiś PKS. I wtedy miałem okazję przejechać się PKS-owym Jelczem ogórkiem. Drugiego dnia PKS-em pojechaliśmy do Ustronia. A po obiedzie w jakiejś fajnej restauracji wracaliśmy z Ustronia Polany do Wisły Głębce pociągiem. Pamiętam tylko tyle, że był to EZT starszej generacji, bo w wagonie silnikowym były szafy z aparaturą WN...