Panowie, po kolei. Burdel w komunikacji w sklepach i panująca dezinformacja wynikająca z braku oficjalnego stanowiska producenta podanego do publicznej wiadomości to jedno ale w takich sytuacjach można wysłać do sklepu podkładkę w formie wiadomości e-mail z informacją o wstrzymaniu się od zamówienia. Druga sprawa, to rezygnacja z przyjęcia towaru, która przysługuje każdemu odbiorcy w chwili przyjazdu kuriera. To prawo wygasa po przyjęciu paczki i odebraniu pokwitowania wraz z listem przewozowym. Wtedy zgodnie z prawem przysługuje termin 14 dni na zwrot towaru i wysyłki paczki do sprzedającego na własny koszt. To raz. Nie przejmowałbym się zbytnio tym co się dzieje w sklepie - to ich problem.
Dwa. Gwarancja to dobrowolne świadczenie realizowane przez producenta przedmiotu/usługi, a nie sklep (art. 557 § 1-4 Kodeksu Cywilnego) - chyba, że sklep jest od razu producentem. Wady zgłaszane tytułem gwarancji są rozpatrywane wg. warunków świadczenia w karcie gwarancyjnej i mają charakter uznaniowy. A to czy producent dogadał się ze sklepem lub jakimś serwisem znajdującym się w danym kraju nie ma tu znaczenia. Prawo natomiast nakłada obwiązek naprawy lub zwrotu pieniędzy na sklep/sprzedającego tylko w przypadku zgłoszenia usterek przedmiotu z tytułu rękojmi (art. 556 § 1-3 Kodeksu Cywilnego). Jednak i tu jest haczyk, ponieważ w przypadku gdy sprzedający poinformował o braku jakiegoś elementu albo uszkodzeniu - reklamowanie z tytułu rękojmi nie ma skutku dla tych usterek.
Jeżeli przykładowo: sklep po roku od zakupu przyjmuje produkt na gwarancję i od razu zwraca kasę - to jest się z czego cieszyć, ponieważ zgodnie z prawem oni nie muszą tego robić od razu. Może znają problem i mają opracowaną procedurę, może są od razu dogadani z producentem że ten typ usterki oznacza zwrot kasy kupującemu i zwrot towaru producentowi albo może po prostu chylą czoła przed klientem i biorą całą dyskusję z producentem na siebie (kolejny przykład z autopsji: sklep przyjmuje zwrot przedmiotu - usterka ewidentna - oraz zwraca klientowi pieniądze [stanowisko pro-konsumenckie], przedmiot wysyła do producenta i w zamian otrzymuje nowy. Nowy przedmiot trafia na półkę sklepową do obrotu. [Sytuacja typu win-win, sklep ma przedmiot, klient pieniądze]).
Swoje wnioski na temat sytuacji z tym feralnym modelem wyciągam na podstawie obserwacji i rozpytania znajomych mi sklepów. Po pokazaniu sesji zdjęciowej faktycznego modelu napisałem do sklepu, w którym zrobiłem wstępne zamówienie, że rezygnuję z zakupu. Kiedy coś tam się rozchmurzyło na horyzoncie sklep skontaktował się ze mną, że sytuacja jest rozwojowa i oni formalnie moje zamówienie zawieszają, a gdy model dotrze to poinformują mnie czy to co trzeba jest poprawione i ewentualnie mogę podjechać zobaczyć/zrealizować zamówienie/odebrać albo je finalnie anulować i zapominamy o sprawie.
A co do sposobu zamówień. Tak, masz rację. Zamawiam paletę z towarem, dostaję fakturę z terminem płatności (niekiedy trzeba płacić przed wysyłką, natomiast będąc partnerem danego producenta często mam limit kupiecki i płacę za 7, 14 lub 30 dni). Natomiast jeżeli ja (czyli sklep), widzę, że dostałem klocki lego zamiast modelu, to mam prawo zwrócić towar producentowi tak samo jak konsument - bez podania przyczyny (nie, jeżeli towar był konfigurowany i produkowany na zamówienie - w takiej sytuacji zwracam, bo towar nie jest zgodny z zamówieniem). Natomiast to czy to lego sklep wystawi jako Ty2 i będzie próbował to sprzedać - to jest wyłącznie wola sprzedającego.
W całej tej sytuacji rysuje się poniekąd obraz sklepów, które są pro-konsumenckie i takich, które chcą po prostu sprzedać produkt. Aż tyle i tylko tyle.