Trzy grosze od miłośnika parowozów i namiętnego patynowacza tychże.
Co do uzbrojenia na tendrze i wzoru kamuflażu wypowiadać się nie chcę, bo się nie znam, ale mniemam, że Autor, jak na doświadczonego militarystę przystało, dysponuje choćby pojedynczym zdjęciem jako punktem odniesienia.
To, że Autor po prostu zamaskował napisy przed malowaniem kamuflażu wydaje mi się posunięciem sensownym, bo sam bym tak zrobił, gdyby mi kazano w wojennych warunkach nanieść kamuflaż na prawdziwy parowóz (przecież nie robiono tego w fabryce czy w ZNTK, te miały wówczas od groma poważniejszej roboty!). W kontekście powyższego, pewne niedoróbki malowania jawią się jako dodająca realizmu zaleta, a nie wada.
Bardzo mi się optycznie podobają przybrudzenia górnych części parowozu, ale zastanawiam się, na ile odpowiada to realiom. W ten sposób brudzi się czołg lub samochód na zapylonych drogach, parowóz mniej ma do czynienia z pyłem, a więcej z brudami produkowanymi przez siebie: sadzą z komina i przepracowanymi smarami z licznych urządzeń. Brudy te zmywane były przez załogę ropą (woda tego nie rusza), skutkiem czego prawie cały parowóz błyszczał. Jak sobie z tym radzono w okolicznościach przyfrontowych - nie mam pojęcia.
Teraz najważniejsza uwaga: trzeba koniecznie spatynować podwozie, bo rzuca się w oczy jego fabryczna czystość. Tam nawet w najstaranniej utrzymanych maszynach widoczne były ślady przepracowanych smarów, tym bardziej tu mechanizmy muszą być upieprzone brązowo-czarną, świecącą warstewką. I te czerwone pokrętła zaworów, stawiające pod znakiem zapytania całą ideę kamuflażu (wiem, nie takie absurdy zdarzały się na wojnie, ale błagam, żeby coś z tym zrobić).
Mimo tych upierdliwych być może uwag chcę powiedzieć, że co chwila wracam do zdjęć pomalowanego przez Kolegę modelu, a moje zmęczone oczy odczuwają dziwną radość, gdy na niego patrzą.