Siedziałem sobie a w zasadzie polegiwałem na granicy snu i jawy, ten tydzień mnie wykończył, temperatura jak zwykle nie do zniesienia w budynku, a roboty huk jak to mówią, więc tak sobie leżę i nagle słyszę głos "jedź na Olechów tramwajem linii numer 10" ki czort, już mi się we łbie przewraca, ale znów słyszę to samo, może to tak jak w wybitnym dziele kinematografii amerykańskiej pt" Manifest" przetłumaczony genialnie na polski jako " Turbulencje" pasażerowie samolotu mieli "wezwania" cóż nie wolno lekceważyć sił wyższych jakimi by nie były, ubieram się i wychodzę na ten skwar.
Wsiadam w "dychę" siadam z tyłu, i mija mnie galeria tyłków damskich, chudych, tłustych, obwisłych, opiętych do granic wytrzymałości mizernego materiału, widok niektórych sprawia radość innych wzbudza obrzydzenia, jak w życiu, oglądam pantomimę, nic nie słyszę bo słucham Rammstein`a , gadające bez słów głowy, gestykulują, otwierają się i zamykają w tempie zastraszającym, masturbują językami podniebienia w poszukiwaniu odpowiednich zgłosek, rozrywają powietrze jak hieny, wsiada parka młodych ludzi ona niska tłusta, nawet niebrzydka, on wysoki chudy jak to młodzież, zaczynają się gody, on ją szturcha w ramię ona mu oddaje w jąderka, on się broni ten żenujący spektakl trwa zdaje się w nieskończoność, trafiła w rękę, prawie się rozpłakał, ona masuje mu ta rączkę, on pewnie myśli że głaszcze inną część ciała, obrzydliwe, czy warto skazywać się na jej towarzystwo w zamian za chwilę rozkoszy, za kilka lat nie będzie tłusta, będzie się przelewać, szpetota pasażerów przypomina mi o mojej, nienawidzę ludzi, coraz bardziej jestem tego pewny, dwa lata temu, podczas niewinnego zabiegu który przeciągnął się na czterogodzinną walkę lekarzy, moje zmęczone życiem serce zatrzymało się na szesnaście sekund, nie dziwię się mu wcale, tyle lat smutku, zmartwień, niepowodzeń, czasem radości, tez bym się czuł zmęczony, podczas intubacji uszkodzono mi krtań, nie wiem co dokładnie, czasem nie mogę jeść, czasem mówić, niebawem czeka mnie kolejna wizyta u chirurgów miękkich, może tym razem stanie na zawsze, to wszystko straciło sens, wszyscy jesteśmy jak żywe trupy, dawno bym to skończył, ale jak mawia moja żona nie mogę bo nie dostanie ubezpieczenia, no tego tym hienom nie daruję, poczekam do zimy pojadę na wycieczkę i zamarznę zagubiony w otchłani gęstego lasu, ot wypadek. A może tylko stracę głos, co tez byłoby niezłym rozwiązaniem, koniec z tysiącami głupich pytań i prób nawiązania kontaktu, koniec.
Jestem na drodze tej co zwykle, po jaką cholerę miałem tu przyjechać, ciekawe.
No tak jak zwykle faszystowski Vectron, kupują paliwo u ruskich w nocy zrzucają specjalne zbiorniki na spadochronach, i rozjeżdżają naszą uświęconą cierpieniem opozycjonistów ziemię, zwłaszcza tego którego mam schowała w szafie przed esbecją, reparacji to nie ma kto zapłacić, a okupować już raz podbite ziemie za zgodą marionetkowego rządu to już tak, no brawo, jeszcze chwila i będziemy się witać poniesioną prawą ręką, jak rzymianie, czy kto tam.
Idę dalej, o coś nowego zdałoby się sądzić że to raj dla miłośników cech na szynach, no niestety raczej nie.
Dominująca cecha huta Katowitz 1985 czasem 1984 rok, szału nie ma.
To z pewnością nie był powód "wezwania".
Pusto i nędznie dziś, zaczynam być poirytowany, a co za tym idzie agresywny, to widoczek dla modelarzy, a przepraszam dla tej nielicznej garstki modelarzy, bo tu tylko eksperci i kupujący, popatrzcie na wzorowy porządek na wózku motorowym numer 368.
SM42-1215 6Dg jadąca tak majestatycznie że czekałem na nią kilka minut, na terenie wagonowni.
Następna SM42-1219 6Dg z daleka bo nie chciało mi się iść.
Dziś mogę tu zrobić wreszcie zdjęcie spokojnie bez "kibiców", jakoś się nie spieszą jak w całym mieście z remontami, czyżby i tu Hanka "rzondziła".
I cecha na końcu szyny.
Cóż nic się nie wydarzyło, mam omamy, ciekawe czy to nowy rozdział w moim życiu.
Dla osłody
przyjechało takie coś.
Cały obraz psują te pieprzone kontenery.
Do domu, abo i nie bo dziecko dzwoni, jakaż to była wolność w czasach gdy nie było komórek, czy podjadę na Wifamę, bo mam mu w czymś pomóc, no jaha synkowi, zawsze, może choć raz zapłacze jak mnie braknie.
Znów dycha, Pani motorniczy, no szok piękna kobieta, sylwetka modelki,włosy pulchne długie wijące się jak meandry Sanu, krótka spódniczka, nie ośmieliłem się jej zrobić zdjęcia, pewnie bym Wam ją pokazał, a tak będzie tylko w mojej pamięci, moja na zawsze, chyba że stracę też pamięć.
Pusto klima rozwalona na maksa, super, ale 11 minut do odjazdu, w międzyczasie jakiś moloch wyrzygał swoich niewolników, zapełniają tramwaj w tempie zastraszającym, to tyle w kwestii strefy komfortu i odrobiny prywatności, słyszę że w większości przybysze z Ukrainy, zawiadowca krańcówki wychodzi z chorągiewką podnosi ją, gwiżdże i jedziemy.
Znów spektakl, gadające głowy, gestykulacja, durne potakiwanie głową, jak kukiełki w Shreku tylko nie odwróciły się i nie pokazały dupy, zamykam oczy , w uszach muzyka, odcinam się, wysiadam i idę do pracy
no prawie do pracy, idę do dzieci po tak mówimy z miłością mojego życia na naszego synka i jego ukochaną, dzieci, jak dobrze być dzieckiem, bo jest taki czas gdy jest się tylko "dorosłym" bycie dorosłym to bezpowrotna utrata części niefrasobliwego życia, bez dotyku matki, uścisku ojca, sam, ciągle sam w tłumie, jak to męczy.
Opodal sądu dla dzielnicy Łódź Widzew na chodniku dostrzegam znajomy kształt, cholera nie wieżę, ktoś zgubił , albo odpadło od pociągu, no super, znam przyczynę nakazu wyjścia na zewnątrz, została doceniona mądrość, skromność i pokora, alleluja i do przodu, są moce mające nad nami pieczę i nagradzające nas sowicie.
Jak to mawia Maniek Gliniarz zwany w młodości na łosiedlu "Piro" " po prostu mirakul".
Załatwiłem interesa z dzieciami i siadłem by snuć opowieść ku pokrzepieniu serc, nie traćcie nadziei, zostaniecie tez wynagrodzeni, a jeśli nie, znaczy nie zasłużyliście.
Dziękuję za uwagę, wsłuchujcie się uważnie w rytm Waszych serc, ja na sali miałem 218 rąbnięć na minutę, ale podobno to nie rekord.