Piękna pogoda, wiaterek cudowny i słonko na błękitnym bezkresie, jedno łamie skrzydła drugie pali na popiół wspomniane, czarne skrzydła ptaków "maniakalis, maniakalis" czemu by w tak sprzyjających warunkach nie ruszyć dupy z domu, tym bardziej że pomijając zeszłoroczny urlop, to od maja od Ciechocinka nie byłem na samotnym spacerze, postanowione, ukochana z córeczką udają się do kolonii karnej Ldzań, ja jadę na Łolechów, tak miało być pięknie tyle połączeń a tymczasem żadnego bezpośredniego kolejowego, kit wam w ucho jadę komunikacją, ten fakt ma tylko jeden plus chwila oddechu, muzyki i obserwacji współpasażerów, jak choćby taki nasz siermiężny Marley pióra jak oryginał, słuchawki wielkości miski z której je Balbinka, i ciągłe niczym nie uzasadnione ruchy, jedenaście razy poprawiał nogawkę spodni chyba tylko po to żeby pokazać imponujące dziary, zdejmuje kurtkę, zakłada, no masakra, jakież to teraz dziwne obyczaje w tych tramwajach.
Dwadzieścia sześć lat chodzę już na Olechów, chodzę, jeżdżę, kuśtykam, zataczam się, tyle razy byłem spisywany za to za tamto, idę od krańcówki do torów, mijam drących mordę staruchów w obcisłych lycrowych gatkach na rowerach, plaga, i co widzę na wejściu na teren tablica, no nie zrobiłem jej zdjęcia bo mnie tak zszokowała, nie wolno wchodzić, verboten, tu nigdy takiej nie było, waham się, a idę raz kozie śmierć.
Mam niejasne wrażenie iż jestem z nastawni obserwowany przez lunetę, za chwilę usłyszę ostatni świat i już będzie spokój, cykam zdjątko nowoczesnego gówienka, nawet nie bardzo mnie to wzrusza bo te nowoczesne nie są moimi idolami oj nie są, na pierwszym planie indyjcki wagon pokazywany setki razy.
Pan z nastawni drze się, ale daję mu znać że nie słyszę, bo mam ubytek słuchu i to znaczny, no niektóre słowa słyszę, polej, masz i tym podobne. Ignoruję go i od tej chwili czekam na patrol SOK.
To chyba nasza Gamma.
Jestem już w okolicach lokomotywowni, tak ją będę nazywał choć już nią nie jest.
Hala którą zwiedzałem niegdyś, jeszcze stoi choć wokół powiew zmian.
Przed halą jakoś tak pusto.
Jest wreszcie jakaś normalna lokomotywa ET22-925, tu stoi pod semaforem na następnym już pomyka, na tle cmentarzyska które tez jakby przetrzebione lekko było.
Pislam sprzedał drzewa chinolom to teraz wysyłają zrębki, żeby mogli sobie płyty skleić.
Ten plac był wypełniony do niedawna hen aż po widnokrąg, dziś wieje wiatr.
Mimo zmian stary asfaltowy peron się ostał ku uciesze staruchów.
Mały kutnowski souvenir.
Tu kiedyś stał budynek "dworca".
Tego dworca.
W widoczny numer autobusu wsiadam, a jeździ on raz na godzinę, i powiózł mnie takimi stronami że aż się zacząłem bać bo jakby się zepsuł to zanim bym odnalazł drogę do domu pewnie bym zszedł z wycieńczenia, onże dowiózł mnie do tramwaju a ten na Widzew który powitał mnie tak.
Podobno ma odwiedzić stację prezydent jakiegoś średniej wielkości kraju w Europie, ludność tubylcza przygotowała mu salę bankietową na spotkanie z prasą.
Nie wolno więc zrobię zdjęcie, jak zwykle.
Ełków jak mrówków choć tu i tak mało ich.
Aż się wzruszyłem jeszcze go nie wyrzucili.
Na napisanie pierwszej części tej relacji poświęciłem 56 minut z czego na pisanie jakieś sześć, reszta to czas na oczekiwanie aby się zdjęcia załadowały, nie sadzicie że jest to odrobinę wkur......e.