Jak coś napiszę, to znowu będzie, że wszędzie mnie pełno i na każdy temat mam coś do powiedzenia. A dla przypomnienia koledze
@Danzig powiem, że nikomu nie bronię wypowiadać się na forum, a wolność słowa oznacza
także, że
ja też mogę komentować wypowiedzi innych. Nie wytrzymałem, więc jednak napiszę: to wszystko nie jest takie proste. Nie będę komentował stwierdzeń dlaczego w Polsce jest tak czy siak i nie będę się odnosił do epitetów, jakimi koledzy obrzucają kierujących polskimi kolejami (i nie tylko ich), ale muszę coś powiedzieć o proponowanych systemach zabezpieczeń.
Otoz cala sytuacja nie miala by miejsca gdyby w koncu w Polsce zastosowano system ktory od niemalze 100 lat funkcjonuje w Niemczech czyli zwykle PZB.
System Indusi, czy jego współczesna wersja o nazwie PZB, w dużym stopniu zapobiega skutkom zignorowania sygnału "stój" na semaforze. Ale pod Koszalinem, o ile dobrze zrozumiałem, przejechanie sygnału
nie było przyczyną zdarzenia (bo na szczęście nie wypadku). Więc strzał kolegi
@Danzig jest trochę kulą w płot. Co nie zmienia faktu, że Polska jest chyba jedynym krajem w Europie, gdzie nie ma nawet najprostszego systemu, kontrolującego respektowanie przez maszynistę sygnałów nakazujących zmniejszenie prędkości lub zatrzymanie. Powolne wdrażanie na PKP ERTMS nie załatwi sprawy, więc tu zgodzę się, że należało już dawno wprowadzić jakiś prostszy system tego rodzaju.
A stwierdzenie, że
nie ma rowniez zabezpieczenia szlaku ktore jest mega proste i w maire bezpieczne.Polega to na tym ze w momencie wjazdu na dany tor jakiegos skladu jest technicznjie niemozliwe wyslanie innego skladu na przeciw poniewaz dyzurny nie jest w stanie ani ustawic sygnalu do jazdy ani tym bardziej ulozyc drogi przejazdu poniewaz urzadzenia zwyczajnie nie zadzialaja.
jest po prostu nieprawdziwe. Urządzenia sterowania ruchem w Polsce działają pod tym względem dokładnie tak samo, jak w Niemczech i innych krajach. Ale zawsze są możliwości obejścia tych zabezpieczeń, albo w złej wierze (lub przez głupotę), albo prawidłowo, przez zastosowanie specjalnych procedur, przewidzianych na wypadek awarii czy innych sytuacji nadzwyczajnych. Nie wiem, jak było pod Koszalinem, więc nie chcę (w przeciwieństwie do niektórych kolegów) autorytatywnie się wypowiadać w sprawie ewentualnej winy kogokolwiek z pracowników kolei.