CZĘŚĆ 1 "Kowary"
„Odchodzę kulego Gawryluk. Mój czas się kończy. Gdy pomyślę o tych dawnych czasach, kiedy nie dla Partii ale z potrzeby i chęci służby ludziom, zostawało się w pracy po całonocnej zmianie aby pomóc rozładować korki z wahadeł węglowych, kiedy mechanicy i dyżurni się szanowali i nikt nie awanturował się za nieułożenie przebiegu do szopy w ciągu kwadransa od przyjazdu do stacji końcowej, jak spojrzę teraz, kiedy jeden drugiego straszy związkami, a kolejarzami nazywani są ludzie bez żadnej tradycji, pasji i oddania, to wiem, że pewne pryncypia odeszły i nigdy nie wrócą. Mówię to wam kulego Gawryluk bo widzę w was jeszcze resztki tych cenionych przeze mnie cech, chociaż żeście już z innego pokolenia. Mam dlatego taką prośbę. Jeździcie tam z tym naczelnikiem Księdzowem czy jak mu tam, na to Hobby do Poznania. Jest tam może jaki szlak? Stacja? gdzie pachnie dym z kominów parowozów, a świat zatrzymał się w latach 70 tych? Weźcie mnie tam proszę, niech chwilkę powrócę do tych wspaniałych dla kolei czasów”. Kiedy Kolega Gawryluk zrelacjonował tę rozmowę z dyrektorem DRKP Popowów, pojawiły mi się w głowie dwie myśli: pierwsza - „czyli to prawda, że odchodzi na emeryturę” i druga - „dlaczego to we mnie nie dostrzegł tych cenionych prze niego cech tylko w Gawryluku”. Później zbeształem się za te myśli ale tego dnia już jakoś nie było mi po drodze pójść z Gawrylukiem na piwo po robocie. Następnego dnia ustaliliśmy z Gawrylukiem, że zabierzemy dyrektora na Hobby jako takie pożegnanie i podziękowanie za dobrą współpracę. Wszyscy z załogi zrzucili się na hotel i podróż. Początkowo chcieliśmy wziąć wagon socjalny ale Gawryluk powiedział że ma fajny pomysł i tylko musi coś ustalić z bratem. „Fajny pomysł” to było pożyczenie Warszawy 223 górno-zaworowej. Szkoda tylko, że w kolorze kanarkowym. Na dodatek Gawryluk, którego bardzo wzruszyły słowa dyrektora skierowane pod jego adresem, wysmarował samochód jakimś woskiem, który świecił się tak, że zastanawiałem się czy w ogóle trzeba zapalać światła. Natomiast gdy w dniu wyjazdu zobaczyłem Gawryluka w „Non-ironie” (koszuli „non-iron” z poliestru) nabrałem szacunku dla jego starań. Cofnęliśmy się w czasie (nawet ja pobiegłem do domu wyciągnąć z piwnicy moje stare spodnie z balu przebierańców). Na początku postanowiliśmy zacząć od mostu w Kowarach. Było to o tyle wygodnie, że niedaleko dalej położony był Okunin, gdzie z kolei czas zatrzymał się dokładnie we wczesnej IV epoce. Dojechaliśmy tam polną drogą, koło starych kapliczek i klimatycznej rozdzielni średniego napięcia. Most w Kowarach nad rzeką Jedlicą i ulicą Wiejską zachował swój klimat z tamtych lat. Doskonale zachowane detale (łącznie ze stanowiskiem dla karabinów maszynowych) spowodowały, że i ja nie mogłem się oprzeć fotografowaniu. Zdjęcia zrobiłem z nasypu i z jego podstawy. Dopiero po odjeździe w kierunku Okunina dowiedziałem się, że Kolega Gawryluk nawiązał kontakt z jego odpowiednikiem w Kowarach. Spotkali się gdy ten pogłębiał Jedlicę wyrzucając z niej kamienie.
Plan podróży:
Wypucowana Warszawa
Polna droga do Kowar
Transformator i rozdzielnia
Stara kapliczka
Most