Ten serwis używa "ciasteczek" (cookies). Korzystając z niego, wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. Learn more.
Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.
I tu kluczowym jest jak długi jest ten okres do końca żywota - bo każdy mechanizm, nawet te cudowne silniki Märklina/Trixa, ma swoją żywotność, po której nadają się na złom. Ale chyba nia ma sensu dyskutować z tymi, którzy wszystko wiedzą najlepiej i z góry zakładają, że wszystko, co nowe, to tandeta i badziewie...
No niestety taka prawda, Stare silniki Roco, te co miały szczotki w środku i dostęp był kołkowany kołeczkami rozprężnymi miały przwydywany czas pracy 1000 rbg. A MaTrix ma także łożyska w postaci spieków, podobnie jak stary silnik Fleischamnna z BR38 (silnik przejechał 6 tyś km) i jak miał Gützold za czasów NRD. I chyba są to silniki nie do zajechania. BRAWA też nie super silników.
Niestety w EU07 348 silnik musiałem wymienić na nowy po kilkunastogodzinnej pracy, podobnie w jakiejś SM42. To jest praktyka a nie "co wie wszystko i najlepiej".
Chciałem się coś dowiedzieć na temat tego silnika z nowej Ty2 i nadal nic nikt tu nic nie powiedział co to za cudo, prawda? A o to chodziło.
Robert napisałem ,że to typowy chińczyk ,konstrukcja pierwotna Mitsumi ,stosowany we wszystkim co się da. Napięcia od 1,5V -do 16V , jakość różna w zależności kto kupuje (ile zapłaci) i jak im się chcę robić . Podobna konstrukcja do tego ze stonki Piko.
Jeśli to sinik z tego modelu, to rzeczywiście jednorazówka bez możliwości wymiany szczotek, możliwe , że zrobili go na tyle solidnie żeby przeżył model. To nawet logicznie ,gdyż wymiana szczotek to nie wszystko ,komutator tez podlega zużyciu , zatem lepiej wymienić jest motorek w cenie wymiany wirnika ze szczotkami. Nie głupio i nawet rozsądnie .
obecnie w miniaturowych silniczkach stosuje się bardzo często metalowe szczotki, a w zasadzie ślizgacze. Przy używaniu silnika bez wstecznych obrotów to nawet komutator padnie szybciej niż "szczotki"
obecnie w miniaturowych silniczkach stosuje się bardzo często metalowe szczotki, a w zasadzie ślizgacze. Przy używaniu silnika bez wstecznych obrotów to nawet komutator padnie szybciej niż "szczotki"
A ja muszę teraz pomyśleć, jak wykonać ten element w modelu - przyda się zarówno do Ty2-697, jak i do pozostałych modeli Ty2, jakie mi chodzą po głowie.
Dzięki koledze @Qcyk wiemy już, że są to elementy sterowania odmulaczami kotła, a ja w końcu przymierzyłem się do wykonania tego w modelu Ty2-697. Najpierw trzeba było dokładniej przyjrzeć się dostępnym zdjęciom i zrozumieć, jak to działa i co do czego jest przymocowane. Doszedłem do wniosku, że jest to "rura w rurze", obie są obrotowe w zakresie mniej więcej 90 stopni. Krótsza rura wychodząca z budki powoduje ruch dźwigni sterującej odmulaczem na przedniej ścianie stojaka. W środku tej rury jest druga dłuższa, o mniejszej średnicy, która od budki idzie dalej, do przodu kotła. I tu zauważyłem, że w niektórych parowozach ta wewnętrzna rura dochodzi aż do ramy stawidła, gdzie porusza dźwignią odmulacza. Ale w innych egzemplarzach ta rura kończy się wcześniej i dźwignia wchodzi pod kocioł między przednim zbiornikiem powietrza a końcem ramy stawidła, mniej więcej na wysokości wspornika pomostu, co widać na zdjęciach, które już kiedyś zamieściłem w tym wpisie.
Należało teraz ustalić, która wersja występowała w parowozie Ty2-697. Posłużyłem się jedynym znanym mi zdjęciem tego parowozu, jakie już kiedyś w tym wątku było zamieszczone, ale pozwoliłem sobie je teraz powtórzyć. Na zdjęciu zaznaczyłem odcinek, na którym jest podwójna rura oraz elementy mocujące rury do wsporników pomostu (w których rury są "ułożyskowane ślizgowo" ) i przyspawane do rur dźwignie, które przy obrocie rury przenoszą ten ruch na elementy sterujące odmulaczami. Przyznam, że nie wiem jak dokładnie działają same te odmulacze, ale z analizy zdjęć wyszło mi, że układ sterowania odmulaczami musi działać tak, jak opisałem. Na zdjęciu zaznaczyłem na niebiesko jeszcze jeden element: skośna rura przechodząca przez wspornik stopni przy budce. Tę rurę widać na zdjęciach wielu Ty2, ale nie wszystkich. Nie wiem, do czego ona służy ani skąd i dokąd biegnie, ale wydaje mi się, że nie jest to przedłużenie skośnej rury widocznej pod budką, bo przyglądałem się innym zdjęciom, na który to lepiej widać.
Po dość długim kombinowaniu postanowiłem wykonać grubszą rurę sterowania odmulaczami z rurki mosiężnej o średnicy 0,7 mm, a cieńszą rurę z drutu stalowego o średnicy 0,4 mm. Żeby włożyć koniec drutu do rurki mosiężnej, tę ostatnią musiałem trochę rozwiercić, bo oryginalnie wewnętrzna średnica rurki ma nieco ponad 0,3 mm i drut 0,4 nie chce wejść. Elementy mocowania rur oraz dźwignie do sterowania odmulaczami zrobiłem z plastikowego płaskownika o przekroju 1x0,5 mm. Tak to wyglądało po wstępnym zmontowaniu:
A tak po pomalowaniu farbą podkładową i potem czarną półmatową:
Haczyki na końcach elementów mocującej miały na celu zaczepienie tego od góry na wspornikach pomostu pod kotłem - udało się średnio, ale jakoś to działa. Wsporniki rury przykleiłem do rurki, ale elementy dźwigni pozostawiłem luźno, bo nie wiedziałem, pod jakim dokładnie kątem powinny one być zamocowane.
Po zmontowaniu całości pozostało zamontować to w parowozie. I tu zaczęły się schody, ponieważ robiłem to na zmontowanym modelu. Pierwszym problemem było wywiercenie otworu w pionowym elemencie stopni wejściowych na pomost przy budce. W prawdziwych parowozach wiercono w tej części otwór, a w niektórych lokomotywach widziałem po prostu otwarte wycięcie w tej części. No ale akurat w Ty2-697 było otwór. Wywiercenie w tym elemencie modelu otworu o średnicy 0,7 mm było bardzo uciążliwe, ponieważ cały pomost wraz ze stopniami jest wykonany ze stopu metalu. Nie bardzo chciało mi się znowu rozbierać model, więc trochę się z tym otworkiem namęczyłem, ale ostatecznie jakoś mi się udało. Tu podziękowania dla kolegi @Ranger za przydatne podpowiedzi w tej sprawie.
Jak już udało się wywiercić otwór, należało rurkę tam wsadzić i całość zamontować w parowozie, wprowadzając wystające wsporniki i dźwignie we właściwe miejsca po pomostem parowozu. To też nie było proste, musiałem w pewnym momencie skrócić imitacje dźwigni sterujących odmulaczami, bo nie dało się ich wprowadzić we właściwe miejsca. Po umieszczeniu całości we właściwym miejscu i we właściwej pozycji, kropelką kleju ustaliłem położenie dźwigni sterujących na rurce. Generalnie zalecałbym montaż tego całego układu w momencie, gdy model jest rozłożony w innym celu, np. do zamontowania głośnika czy przy okazji innych przeróbek. Jak widać, da się to zrobić na złożonym modelu (skoro tak niedoświadczony "modelarz" jak ja to zrobił ), ale zdecydowanie wygodniej i łatwiej byłoby to robić przy modelu rozłożonym. Dodatkowym skutkiem moich prac na gotowym modelu było pęknięcie rurki wężownicy na pomoście, co zauważyłem dopiero na zdjęciach - będę musiał to podkleić.
Tak wygląda ostateczny rezultat moich przeróbek, wydaje mi się, że nie wyszło to najgorzej.
Dźwignie odmulaczy wyglądają całkiem dobrze. Wszystko jest tak jak piszesz.
Ta rura zaznaczona na niebiesko wygląda mi na rurę ogrzewania parowego.
Na zdjęciu parowozu widać po układzie rur, że od pierwszego od dymnicy zaworu zasilającego kocioł rura biegnie w dół pod kocioł czyli przechodzi do inżektora Nathana po prawej stronie. Oznacza to, że w oryginale w okresie kiedy zostało wykonane to zdjęcie parowóz miał po prawej stronie inżektor Nathana a po lewej w budce inżektor Strubego.
Oznacza to, że w oryginale w okresie kiedy zostało wykonane to zdjęcie parowóz miał po prawej stronie inżektor Nathana a po lewej w budce inżektor Strubego.
To jest całkiem możliwe, zdjęcie jest z 1972 roku. Ale na zdjęciach z roku 1975 i późniejszych widać już po lewej stronie inżektor Metcalfe'a-Friedmanna, co znaczyłoby, że modernizacja tego parowozu była prowadzona etapami. Model Roco nie ma ani inżektora Nathana, ani Metcalfe'a-Friedmanna, więc należałoby założyć, że jest to stan sprzed 1972 roku. Przeczy temu naniesiona na modelu data rewizji z maja 1973, ale to widać tylko pod lupą.
Na zdjęciu parowozu widać po układzie rur, że od pierwszego od dymnicy zaworu zasilającego kocioł rura biegnie w dół pod kocioł czyli przechodzi do inżektora Nathana po prawej stronie. Oznacza to, że w oryginale w okresie kiedy zostało wykonane to zdjęcie parowóz miał po prawej stronie inżektor Nathana a po lewej w budce inżektor Strubego.
A jeśli rury do obu zaworów zasilających lecą jak na modelu Roco prosto do budki (po tej stronie co zawory) oznacza to że parowóz też ma dwa inżektory ale w budce?
A jeśli rury do obu zaworów zasilających lecą jak na modelu Roco prosto do budki (po tej stronie co zawory) oznacza to że parowóz też ma dwa inżektory ale w budce?
Tak. Wiele parowozów tej serii do końca jeździło z takim układem zasilania kotła. W innych wymieniano oryginalne inżektory (w budce) na typowy dla PKP układ inżektora Metcalfe'a-Friedmanna pod budką z lewej strony i Nathana z prawej strony, a nierzadko zdarzały się układy mieszane, gdzie jeden inżektor zastępowano inżektorem Nathana, czasami było to rozwiązanie przejściowe, jak choćby właśnie w Ty2-697, gdzie na zamieszczonym przeze mnie zdjęciu z 1972 roku widać tylko jedną rurę zasilającą idącą po lewej stronie z budki, co jak słusznie zauważył kolega @Ty42-89 oznacza, że z prawej strony pod budką jest zamontowany inżektor Nathana. Ale na późniejszych zdjęciach tej samej lokomotywy widać też inżektor Metcalfe'a-Friedmanna z lewej strony, więc najwyraźniej stan z roku 1972 był stanem przejściowym.
Dzięki za dobre słowo, Krzysztofie. Ale do miana "speca do przeróbek" jest mi baaardzo daleko. Wprawdzie parę takich prac mam na swoim koncie, ale trudno mi się porównywać z wieloma kolegami, którzy prezentują swoje dzieła na forum. Mimo to postanowiłem jednak zaprezentować swoje nieudolne dokonania na forum i w tym celu zamierzam wkrótce (może jeszcze dziś) utworzyć oddzielny wątek o swoich przeróbkach.
Dzięki za dobre słowo, Krzysztofie. Ale do miana "speca do przeróbek" jest mi baaardzo daleko. Wprawdzie parę takich prac mam na swoim koncie, ale trudno mi się porównywać z wieloma kolegami, którzy prezentują swoje dzieła na forum.
Co nie zmienia faktu, że do sprawy podszedł pan z pomysłem. Wyszło super.
Opisując te zmiany, pisał pan panie Andrzeju o kleju. Można wiedzieć jakiego pan używał? Strzelam, że był to ten sam klej zarówno do ustalenia położenia dźwigni sterujących na rurce, jak i montażu całości do wsporników pomostu? Z klejem jest ten "problem" że może zostawiać ślady. Stąd pytanie. Nie musiał pan nic podmalowywać w miejscu klejenia (po wklejeniu tego na parowóz)?
Przy okazji mam pytanie skoro już o tym mowa wyżej była, czy ktoś wie co było w ogóle powodem, że inżektory z budki były w parowozach PKP "wyjmowane" na zewnątrz i montowane pod nią? (piszę w cudzysłowie bo nie twierdzę, że były to te same). Sprawy bezpieczeństwa, czy może efektywności pracy tych urządzeń? W parowozach BR52 na kolejach na zachodzie z reguły nie widuje się zmian charakterystycznych dla parowozów Ty2. Wydaje mi się że tam bardziej bazowali na "fabryce", a u nas to było w pewnym momencie niemal masowo przerabiane.
Można wiedzieć jakiego pan używał? Strzelam, że był to ten sam klej zarówno do ustalenia położenia dźwigni sterujących na rurce, jak i montażu całości do wsporników pomostu?
Użyłem kleju cyjanoakrylowego w obu wypadkach, nanoszonego ostrzem szpilki (wykałaczka jest za gruba). Po montażu tam, gdzie trzeba naniosłem farbę, też szpilką. Cała konstrukcja trzyma się w otworze w drabince, gdzie też użyłem kleju. Koniec jest wsunięty w otwór w ścianie budki, ale bez kleju. Uchwyty nie są przyklejone do wsporników pomostu, wystające z uchwytów druciki po prostu leżą na wspornikach. W razie potrzeby całość powinna dać się wyjąć razem z pomostami i dolną częścią kotła.
Luźny koniec drąga przy ramie stawidła da się odgiąć, ale ponieważ jest ze stalowego, a nie miedzianego drutu, sam się trzyma we właściwej pozycji. Gdybym montował to na rozłożonym modelu, pewnie dałoby się to lepiej zamocować, ale i tak jest OK.
Co do inżektorów, to nie mam pewności jaki był powód ich wymiany, ale nie były to te same, po prostu przeniesione. Przypuszczam, że po zużyciu czy awarii oryginalnych, wymieniano je na typowy dla PKP układ Metcalfe'a-Friedmanna z lewej i Nathana z prawej strony (czasami wymieniano tylko jeden, o czym była mowa wcześniej.
Użyłem kleju cyjanoakrylowego w obu wypadkach, nanoszonego ostrzem szpilki (wykałaczka jest za gruba). Po montażu tam, gdzie trzeba naniosłem farbę, też szpilką. Cała konstrukcja trzyma się w otworze w drabince, gdzie też użyłem kleju. Koniec jest wsunięty w otwór w ścianie budki, ale bez kleju. Uchwyty nie są przyklejone do wsporników pomostu, wystające z uchwytów druciki po prostu leżą na wspornikach. W razie potrzeby całość powinna dać się wyjąć razem z pomostami i dolną częścią kotła.
Luźny koniec drąga przy ramie stawidła da się odgiąć, ale ponieważ jest ze stalowego, a nie miedzianego drutu, sam się trzyma we właściwej pozycji. Gdybym montował to na rozłożonym modelu, pewnie dałoby się to lepiej zamocować, ale i tak jest OK.
No właśnie w tego typu "przeróbkach", a raczej dorabianiu drobnych dodatkowych wręcz biżuteryjnych elementów do modeli (szczególnie parowozów) nie jest aż taki 'problem' zrobienia czegoś, ale jak to zrobić, by potem dało się rozebrać model bez uszkodzenia tych dorobionych elementów i łatwo złożyć go do kupy z powrotem. Na etapie dokładania takiej biżuterii trzeba więc przewidzieć to, że kiedyś może być potrzeba rozebrania modelu. Stąd pytanie było. Dzięki za info. Pozdrawiam.