Modelarstwo, a chyba szczególnie kolejowe, jest także sztuką kompromisów - także kompromisów, bo modelarstwo jest przecież sztuką nie tylko kompromisów, ale nie to jest tematem mojej wypowiedzi. Dlatego nie mogę zgodzić się z zarzutem, że:
pewien orędownik (nie umniejszając zasług) krzyczy o realizm, gdzie makieta modułowa urosła na bazie fikcyjnej stacji...
Otóż moim zdaniem ten "krzyk" jest jak najbardziej uzasadniony. Wiadomo, że na makiecie nie da się w 100% wiernie odwzorować infrastruktury kolejowej. Dlatego też w pełni uzasadnione (czy też usprawiedliwione) jest wykonanie makiety fikcyjnej stacji - czy jednak z tego wynika, że na takiej makiecie można zamontować wszystko, cokolwiek się wymyśli?
Realizm makiety polega na tym, że nawet, jeżeli stacja jest fikcyjna, to powinna być wykonana, w miarę możliwości, tak, jak
w rzeczywistości mogłaby wyglądać, to znaczy w największym możliwym stopniu zgodnie z zasadami i przepisami obowiązującymi na prawdziwej kolei. Nie chcę rozwijać tego tematu w wątku, bądź co bądź poświęconym zupełnie innym modelom, niż stacje. Ale występuje tu pewna analogia: modele taboru powinny być wykonane
w największym możliwym stopniu zgodnie z oryginałem, ale jeżeli nie mamy dostatecznych danych na temat oryginału (a im starszy oryginał, tym trudniej o wiarygodne i pewne dane o nim), to powinien być wykonany tak, jak mógłby wyglądać, zgodnie z naszą wiedzą na temat obowiązujących w danym czasie norm, wzorów malowania, zasad oznaczania itd. Dlatego nie mogę się zgodzić z tezą:
Błędem w modelarstwie kolejowym był w ogóle pomysł nanoszenia przydziałów i rewizji.
Model taboru będzie lepiej i bardziej prawdziwie wyglądał z naniesionymi wszelkimi napisami, oznaczeniami (w tym przydziałem i datą rewizji) nawet, jeżeli szczegóły (np. data rewizji) byłyby fikcyjne (jednak teoretycznie możliwe), niż w ogóle bez takich opisów. Ale to tylko moje zdanie...