Taki oto spacerek w pogodny kwietniowy wieczór.
Ale fajnie jest tak sobie spacerować w pobliżu linii kolejowej. Albo się człowiek syci spokojem i ciszą, którą zakłóci tylko jeden przejeżdżający tędy w ciągu dnia pociąg zmierzający w kierunku tamtej, o tam hen za tym lasem położonej, malutkiej i przytulnej stacyjki, albo wręcz przeciwnie: jest ruch, jest żywioł, jest podmuch wiatru, czuć moc i drgania gruntu pod stopami, kiedy kilkanaście metrów obok pędzi stalowy wąż o wadze setek lub tysięcy ton.
A akurat tu jest duży ruch.
Niecała godzina spaceru, niespiesznie, od mostu na wrocławskiej Widawie do stacji Psie Pole. „Kierunek wschód, tam musi być jakaś cywilizacja”, jak powiedział Maks do Alberta w komedii „Seksmisja”. Po moście właśnie przejechał długi skład węglarek kierujący się ku oczekiwanej cywilizacji. Jakoś nie odpowiadała mi perspektywa ujęcia i nie zrobiłem pstryk. Ale to nic. Idziemy, a tu tarcza ostrzegawcza świeci zielenią. Oho, coś poleci w stronę Nadodrza. No i lecą beczki. 19h29.
Po północnej stronie szlaku stoją poniemieckie budynki (dawne osiedle dla pracowników fabryki Rheinmetall Borsig z lat 1940-1942) z dobudowanymi zdecydowanie nie-poniemieckimi garażami. Taki nasz rodzimy folklor przestrzeni publicznej czasem nie dającej spokojnie spać.
Znowu narastający szum. Czekając na kulminację kontemplujemy kule jemioły, celtyckiego symbolu płodności. W sumie dobrze z nim trafili, bo przecież jemioła to pasożyt, a jak to się mówi „kradzione tuczy”, więc rozplenia się to to rączo jak pleśń na wilgotnym chlebie.
Szum zmienia się w huk i pstryk! 19h32.
Na tle słupa sieci trakcyjnej widać „zygzaczek” wskaźnika W13. To urocze, że na szczęście nie zmieniono przepisów i ten wskaźnik wygląda tak samo jak w czasach, gdy przed mostami, wiaduktami i w innych miejscach narażonych na pożar stawiano romb W12 „zamknąć klapy popielnika”. Cóż robić, to se nevrati. A tuż na prawo od słupa zwykła skrzynka elektryczna w jakże uroczym kolorze turkusowym (kobiety może określą go inaczej, precyzyjniej).
Minęły 3 minuty. 19h35. Szszszszszsz! i na Oleśnicę leci icek. Nieogolony, co widać na zdjęciu.
Wieczór zapada jeszcze szybko o tej porze roku. Ma się wrażenie, że czas leci na łeb, na szyję. Już 6 minut przeleciało, już 19h41. Przejeżdża jakiś lokals, nie wiem czy do Trzebnicy, czy na wprost. Nie muszę tego wiedzieć, wystarczy mi to, że on tu jest.
Szuuuuuuuuuu! I już tylko był.
W tle zdjęcia widać wiadukt w ciągu ulicy Bora-Komorowskiego. W ramach dygresji z przyjemnością wytknę, iż moim zdaniem, podobnie jak to się tyczy Becka, nie powinno być w Polsce żadnej ulicy (ani innego obiektu) na jego cześć. Cześć, koniec dygresji. Kiedyś tego wiaduktu nie było, co widać na przykład na fotosach z filmu filmie „Rozstanie” z 1960 roku. Zresztą te fotosy to wartościowy dokument wyglądu stacji Psie Pole z tamtych czasów.
Tak wyglądają pozostałości dawnej przeprawy.
Tuż obok stoi nastawnia. No nieczynna, wiadomo. Wchodził sobie dyżurny ruchu na ten wykusz, patrzył w prawo, w lewo, prosto. I wcale nie widział nudy. Wręcz przeciwnie.
Nieopodal szynka w roli barierki odgradzającej lokalną drogę kołową od drogi szynowej. Przy kolejnej wizycie zrobię lepsze zdjęcie, ale może już teraz znawcy rozpoznają cechę.
19h53. Nadlatuje dająca po oczach mucha.
To już dawny peron stacji Psie Pole. Zlikwidowany, nieużywany w tym miejscu. Ale maszt z megafonami nadal stoi. Szkoda, że na coraz większej liczbie stacji komunikaty czyta automat. To nieludzkie traktowanie ludzi-pasażerów. Takie z automatu. To jak całowanie się przez szybę. Pytanie tylko, czy tych pasażerów to w ogóle obchodzi, interesuje? Pewnie… kompletnie nie. A kiedyś – a czas tak leci, że trudno mi to teraz na jego osi to umiejscowić, ale szacuję, że jakieś 10 lat temu – jedna z pań czytających komunikaty na stacji Warszawa Centralna miała taki piękny głos. Nie tylko tembr głosu, ale zwłaszcza intonację końca wypowiadanego zdania. Ten głos był taką emanacją absolutnej kobiecości. Był taki, mówiąc wprost, pociągający. Nie dowiemy się tego, czy po wprowadzeniu syntezatora o aksamitnej wymowie typu Ein-Zwei-Drei, ta pani nadal pracowała głosem u innego pracodawcy.
No a mucha dokonała całkowitego przeobrażenia w EZT i na chwilę wylądowała przy peronie. Jak robiłem jej zdjęcie ledwie minutę po, drugim torem z hukiem popędziły beczki z lub po paliwo. Obecnie już nie wiadomo, w którą stronę co wiozą i dla kogo.
Kolory na zdjęciu ładne, ale nieładne. To nie nasza flaga.
A o czym w ogóle jest to króciutkie opowiadanie?
No cóż, o pierdołach. Bo jest to tylko kropla magii kolei.
Albo aż.
Aktualność zdjęć: 04/2025.