Piątek 22.07 jak nie patrzeć niegdysiejsze święto, trzeba je uczcić godnie.
Umawiamy się z Piotrkiem na Widzewie, docieram pierwszy, z niecierpliwością krążę po peronie, okazuje się że pociąg mamy dziesięć minut wcześniej a następny za półtorej godziny.
Jedziemy do Andrzejowa, a raczej jak to po reformie terytorialnej się porobiło do Łodzi Andrzejowa, bo ta osada stała się częścią naszego miasteczka.
Jedziemy pociągiem jak przystało na porządnych Mk, choć szybciej dostalibyśmy się autobusem, no ale kto bogatemu zabroni.
Jeszcze chwila do odjazdu, a Piotrka nie ma, patrzę na sąsiedni peron gdzie uwijają się pielgrzymi nawiedzający nasz kraj w tym miesiącu, średnia wieku 20 lat,śniade lica, jędrne piersi, takie świąteczne czekoladki, gorzej z obwodem w talii, mniej więcej taki jak mój, Ci co mnie znają wiedzą że chudziutki nie jestem, natomiast cześć ciała na dole, bije moją na głowę, co oni jedzą że im takie wielkie dupy rosną,widać uduchowione oblicza, ale oto wjeżdża pociąg a wraz z nim wbiega na peron, Piotrek zdyszany okrutnie.
Wsiadamy i doznajemy szoku, bilet z Widzewa do Andrzejowa kosztuje 6,50 po machlojkach Pana Konduktora, bo inaczej to prawie 13 zł, no żesz i jak tu ludzie mają jeździć koleją, inna sprawa że można kupić bilet aglomeracyjny i jeździć ŁKA i Regionalnymi za free, w granicach miasta.
Na planie moim znów brakło tej bocznicy, na satelitarnym zdjęciu trochę ją widać.
Punktem wyjścia jest ulica Gajcego, między Szaniawskiego i torami znajduje się cel naszej wyprawy.
Widać długi sznur węglarek z kruszywem.
Zanim wyraziliśmy swoje oburzenie, musieliśmy wysiąść, odrobinę się cofnęliśmy do początku bocznicy składu kruszyw w Andrzejowie.
Tu obok nastawni ma ona swój początek, jest to bocznica czynna, idziemy wzdłuż toru a tu kibelek.
Tor odgałęzia się na prawo, rozjazd zabezpieczony jest żeberkiem ochronnym i kozłem oporowym.
Idziemy w stronę przystanku bo teraz to tylko przystanek, ongiś była stacja Andrzejów.
Autor zdjęcia widoczny, niestety nie udało mi się z nim skontaktować, mam nadzieję że mi wybaczy.
Idziemy dalej.
Zaraz za przejazdem tor rozgałęzia się, na tym lewej bardzo często stoją odstawione wagony a nawet lokomotywy, niestety tego dnia było pusto jak w portfelu przed wypłatą.
Ten po prawej wchodzi na plac ładunkowy.
Chciało by się powiedzieć że meandrami snuje się wśród stert kruszywa, niestety biegnie lekkim łukiem.
W tym miejscu bywały prawdziwe okazy.
A nas tymczasem mija kolejny "kibelek" tylko inny trochę.
Docieramy do rampy załadowczej, lub rozładowczej.
Znów przerwa.