A moje wnioski, na podstawie tych samych materiałów, są zupełnie różne!
To może doprecyzuj jakie ? Bo nie za bardzo wiem co masz na myśli... Czy uważasz, że w 1945 na terenie Polski i terenach poniemieckich włączonych w granice Polski, zostały dziesiątki Culemeyerów i nie przekazanie ich do PKP ale do PKS skutkowało tym, że przedwcześnie je złomowano, nie doceniając nowatorskiego i nowoczesnego rozwiązania ? Czy uważasz, że mogły być używane do przewozów setek wagonów i zaprzepaściliśmy, jako kraj, szansę na zaistnienie tego typu nowinki technicznej ?
Poza tym nikt nigdzie nie podaje żadnych konkretów - ile pozostało tych wózków na obecnych ziemiach polskich, ile pozostało przeróżnych ciągników, ile pozostało ramp.
Zacytuję sam siebie:
[...] myślę, że gdyby w Polsce pozostało więcej "Culemeyerów" to zachowany był by po nich o wiele bardziej wyraźny ślad, zarówno w literaturze, dokumentacji fotograficznej czy wspomnieniach ludzi mających z nimi styczność.
I nieco rozwinę temat, odnosząc się do tego co napisałeś w cytacie wyżej.
Wózków pozostały zapewne niewielkie ilości (myślę o sprawnych, nadających się do dalszego użytkowania). Jeżeli w Niemczech, po zakończeniu wojny w 1945 r. doliczono się ich ok. 200, to nie zdziwiłby się, gdyby w Polsce, w II połowie lat 40-tych, w LWP, było raptem kilka-kilkanaście szt. (biorąc pod uwagę także to, że Armia Czerwona miała tendencję do zabierania wszelakiej „trofiejnej” poniemieckiej technologii na wschód), Oczywiście, że nie ma żadnych konkretów, co do ilości wózków, pojazdów, ramp, ale właśnie to co piszesz, po części potwierdza to, o czym pisałem ja (paradoksalnie). Pytasz się ile było ramp, a ja się spytam, a ile jest znanych zdjęć, relacji itp, transportu "Culemeyerami" wagonu PKP na terenie Polski ? Wiemy tylko (i aż tylko) o używaniu w 1946 tego systemu transportu przez LWP, m.in. na lotnisku w Radomiu (do przewozu cystern z paliwem lotniczym), i to do czasu wybudowania, bodajże w 1947, bocznicy kolejowej. Oczywiście rampy mogły być zachowane tu i ówdzie, ale jakoś nie korzystano z nich, a przynajmniej nie w latach późniejszych niż bezpośrednio po wojnie. Pytasz ile pozostało przeróżnych ciągników ? No właśnie chyba nie za dużo, skoro sam wspominasz o traktorze, a na zdjęciu w podanym przeze mnie artykule ze "Świata Kolei" jest ciągnik półgąsienicowy, prawdopodobnie Sd.Kfz. 9, służący głównie do transportu uszkodzonych pojazdów pancernych z pola walki, na niskopodłogowej platformie kołowej. Oba te środki transportu obrazują raczej ekstraordynaryjne sytuacje niż typowe. Piszesz także:
A no właśnie, mogliśmy importować z Czechosłowacji samochody ciężarowe i specjalne, a nie mogliśmy ciągników? No sorry...
A ja się spytam, to czemu nie mogliśmy importować od sojusznika zza Odry, Niemieckiej Republiki Demokratycznej, świeżutkich i nowiutkich transporterów Gotha (NRD-owskich "Culemeyerów" budowy powojennej, nota bene używanych głównie przez Niemiecką Narodową Armię Ludową), nie przejmując się już w latach 50-tych, wyeksploatowanymi transporterami budowy wojennej i przedwojennej, pozostawionymi w 1945 na terenie Polski. Myślę, że nie przewidziano w PRL-u jakiegokolwiek przyszłościowego stosowania tego typu transporterów, tym bardziej, że sam napisałeś o traktorze i o tym, że wszystko zależało od obciążenia. Tylko, że zwykły traktor mógł zapewne przewieźć to co "miał" na "Culemeyerze", na jakiejś przyczepie niskopodwoziowej, których zapewne też brakowało bezpośrednio po wojnie, ale które, w II połowie lat 50-tych były już chyba w każdym POM-ie (Państwowym Ośrodku Maszynowym), funkcjonującym w czasach PRL-u w niemal każdej gminie.
Znalazłem zdjęcie z widocznym ciągnikiem, wg mnie, to Hanomag SS60. Wóz z Poznania, sfotografowany we Wrocławiu
Pisząc nieco przekornie, można zadać pytanie czyżby we Wrocławiu (zniszczonym i „zmaltretowanym” Górnym Śląsku) w 1948 nie mieli ciągnika balastowego, że musieli go sprowadzić z Poznania, z Wielkopolski ? Świadczy to raczej o brakach tego typu środków transportu.
Oczywiście, zdjęcia jakie zamieściłeś są SUPER (nie znałem ich). Piszesz m.in. „transporty ponadgabarytowe po II w. św. w Polsce, które nie miały nic wspólnego z PKP, odbywały się”, ale temu przecież nikt nie zaprzecza bo takie transporty, bez użycia transporterów systemu Culemeyera, odbywały się w całej powojennej historii i odbywają do dnia dzisiejszego. Sednem sprawy jest to, że pan Culemeyer opracował "swój wynalazek" z myślą o transporcie wagonów, bo z przewozem wielkogabarytowych ładunków radzono sobie już przed I w. św. Przykłady Warszawy, Zakopanego, Wrocławia, a takich przykładów jest zapewne więcej, dowodzą chyba tego, że w Polsce "Culemeyerów" generalnie nie stosowano do przewożenia wagonów (stąd zapewne przydział do PKS-u), a od tego przecież zaczęła się dyskusja i tego głównie dotyczy. Na zdjęciu z Wrocławia z 1948, transporter jest prawdopodobnie użyczony przez wojsko (?). Na fotografii widać nawet postać w mundurze (trudno ocenić, ale raczej wojskowym) obserwującą prace, trzeba dodać, bardziej skomplikowane i czasochłonne - co widać na zdjęciach, w przeciwieństwie do np. umieszczenia ładunku na niskopodłogowej lorze o dużej nośności czy specjalistycznej naczepie
do przewozu ładunków ponadgabarytowych (tego typu rozwiązania były już przed wojną). Zadam kolejne przekorne i retoryczne pytanie, skąd wiadomo, że np. transporter Culemeyera widziany na zdjęciach z Wrocławia, nie jest tym samym co na fotografiach z Zakopanego i Warszawy ? Istnieje przecież taka możliwość.
Teraz wyobraźmy sobie, że jakieś przedsiębiorstwo zleca przewóz wagonu do fabryki bez bocznicy, a PKP musi porozumieć się z PKSem odnośnie transportu na ostatniej "końcówce". Partycypacja w kosztach - jak dla mnie nierealna. To nie mogło się nigdy udać. Zapewne dlatego w Niemczech tymi transportami zajmowała się tylko kolej.
Przepraszam ale to o czym piszesz jest kompletnie oderwane od realiów Polski Ludowej, zwłaszcza czasów stalinowskich do 1956 r. Do fabryk w PRL-u budowało się bocznice kolejowe, które funkcjonowały od małych miasteczek po największe, setki takich bocznic powstało już przed wojną, duże ilości były również na ziemiach odzyskanych - wystarczyło je przywrócić do życia. Dziś, po większości z nich pozostały tylko wspomnienia. Bywało, że do dostarczenia np. wielkogabarytowych transformatorów do stacji energetycznych, specjalnie budowano bocznicę do miejsca ustawienia ładunku, którą później rozbierano. Pan Culemeyer opracował swój transporter, a Deutsche Reichsbahn skorzystało z niego, aby rozszerzyć swoją ofertę dostarczania ładunków w wagonach, bezpośrednio do odbiorcy, którym były przeważnie małe, prywatne przedsiębiorstwa i firmy, do których operacja transportu jednego - dwóch wagonów, i ich powrotu, w zależności od oddalenia od rampy na stacji, zajmowała niekiedy cały dzień (i kosztowała sporo Reichsmarek), była jednak tańsza od przeładunku towaru na stacji na ciężarówki i rozładunku w punkcie docelowym. Po wojnie, w RFN, odbywało się to w podobny sposób i takie też założenie leżało u podstaw wznowienia produkcji "Culemeyerów", tym razem już dla Deutsche Bahn. Czy widzisz w Polsce Ludowej lat 50-tych prężnie działający sektor prywatny, korzystający z tego typu rozwiązania ? Czy myślisz, że w państwowych firmach ktoś przejmował się kosztami lub ludźmi, którzy często ręcznie, przy użyciu łopat, przerzucali towar z wagonu na samochody ? To może Culemeyerów warto było używać do przewozu tylko i wyłącznie ładunków ponadgabarytowych ? W tym temacie, istniały jednak inne rozwiązania techniczne, niekiedy prostsze i mniej skomplikowane.
Podsumowując. Według mnie, sporadyczne stosowanie w Polsce, w czasach powojennych, niewielkiej ilości transporterów Culemeyera skończyło się na dobre w latach 50-tych (początku 60-tych ?), wraz z ich „śmiercią techniczną”. Myślę, że gdyby Culemeyerów po II w. św. było więcej, niż kilka - kilkanaście i gdyby były używane na ciut większą skalę, w tym do transportu wagonów, a nie tylko do sporadycznych, aczkolwiek spektakularnych i interesujących z powodu technicznego operacji, to do dziś pozostałoby po nich o wiele więcej archiwalnej dokumentacji, fotografii, relacji świadków i bezpośrednich użytkowników oraz być może choć jeden zachowałby się w jakimś muzeum czy na zapomnianym złomowisku do lat 90-tych, na którym miłośnicy motoryzacji, techniki czy militariów obfotografowali by go w tysiącach ujęć.
Wiem, że w trakcie obudowy kraju, głównie w latach 50-tych ubiegłego wieku, wiele „perełek” ogólnie pojętej techniki, trafiało do pieców hutniczych. Myślę, że taki los spotkał także "Culemeyery". Uważam, że doszukiwanie się w tym wszystkim winy PKS-u, braku chęci ówczesnych decydentów do transportu wagonów na takich transporterach, czy snucie wizji, że gdyby trafiły do PKP to służyłyby dłużej, jest całkowicie nieuzasadnione. Oczywiście z dużym zainteresowaniem zapoznam się ze wszelkimi nowymi informacjami na temat losów i historii tego typu transporterów w Polsce, przez co zachęcam do dalszych poszukiwań. Ale czy kolejne zdjęcia cokolwiek zmienią w tym, że wszystko wskazuje na to, że było ich niewiele, po jakimś czasie zrezygnowano z używania ich do transportu wagonów, a później szybko wycofano i zezłomowano (mowa o transporterach poniemieckich, kto wie, czy do Polski nie trafiły np. pojedyncze egzemplarze produkowane w NRD, i które "dokończyły żywota" np. w wojskowych magazynach, jako zapas długotrwały). Na pewno temat "Culemeyerów" w powojennej Polsce jest niezwykle interesujący i stanowi nie do końca zbadaną kartę historii.