Pawełku, MPK opublikowało nagranie z kabiny feralnego tramwaju, na którym widać z jaką prędkością woda wlewała się pod wiadukt. 5 sekund to nie było, ale niewiele więcej - czasu wystarczyło mu akurat na to, żeby otworzyć drzwi, wygonić pasażerów i samemu dać nogę. W międzyczasie odłączył jeszcze zasilanie.
-po przejechaniu przez skrzyżowanie obserwując samochody mógł wywnioskować że coś się dzieje niedobrego, zatrzymać się i upewnić czy wjazd pod wiadukt jest bezpieczny
-w tym miejscu zawsze latem podczas gwałtownych nawałnic tonęły tramwaje i samochody, przed modernizacją ulicy i po, mimo iż nie każda miejska legenda jest prawda tu akurat opowieści o zatopionych tramwajach nie kłamią, sam jechałem pewnej niedzieli z rodzicami do ZOO i tam utonęła dziewiątka (803N) ojciec mnie na tzw barana wynosił z "kałuży
-bycie pracownikiem MPK nie zwalnia z myślenia, i mimo iż może to się wydawać obraźliwe, jako człowiek korzystający codziennie z usług tego przedsiębiorstwa, stwierdzam iż coraz więcej jest pracowników których myślenie meczy, a czasami wręcz brzydzi.
Reasumując, dobrze że nikomu nic się nie stało, źle że zniszczony został tramwaj który ja dzięki płaceniu za bilety też utrzymywałem przy życiu, jeszcze gorzej że nikt odkąd pamiętam nic nie robi z problemem niewydolnej kanalizacji burzowej, tłumacząc to względami oszczędności i niezbyt często występujących opadów o takiej sile(ciekawe, w piątek lało, wczoraj lało, dziś tez nie lichy deszczyk, jutro ma być podobnie, no ale cztery razy w miesiącu to rzeczywiście rzadko).
Żeby nie było że siedzę w domu i się mądrzę, w piątek z Piotrkiem wróciliśmy do klubu, udało nam się przejść około sto metrów, czekaliśmy prawie cztery godziny, nie wiem jak on, ja do domu dotarłem z buta bo nic nie jeździło, można, można i nie była to radosna przechadzka.
Pan motorniczy jest winny zaistniałej sytuacji w 50% i już.