Wedle życzenia

po kolei.
- 105Na - klasyk. Maszyna do jazd terenowych niekoniecznie po torach. Dzielnie przechodzi przez najgorsze styki i inne defekty nawierzchni. Prosta w usuwaniu usterek, niemal nie da się stopiątki unieruchomić. Śląskie heble są już mocno zużyte, spalone styki na rozruszniku generują szarpnięcia podczas jazdy, obwody się palą. Mimo wszystko maszyna nie do zastąpienia. Cóż... Brakuje w nich piasecznic, stąd jazda bywa mocno utrudniona.
- 105Na2k - zwany plejem. Tej maszyny niemal nie da się zepsuć. Płynny rozruch i hamowanie (o ile obwód rekuperacji nie nawali, wtedy przełączenie następuje z charakterystycznym szarpnięciem), kiepskie i hałaśliwe ogrzewanie. Również brak piasku. Energooszczędny napęd utrudnia zmianę kierunku na kontakcie rozjazdu (archaicznym swoją drogą), toteż trzeba w niego ładować duży prąd... I trochę porzucać ludźmi na wozie

moim zdaniem najfajniejsza wersja 105, bezawaryjna, wygodna, zawieszenie z oryginalnej stopiątki, więc i odporna na śląskie tory... Duży minus - maszyna nieodporna na pyły. Na wiosnę zawsze panowała zasada 'drzewa zaczną pylić, pleje zaczną zjeżdżać na zatkany filtr wentylacji'

- Moderus Alfa - tego nie cierpię. Z powodu dużej zależności od prądu na sieci płynność hamowania i rozruchu mocno zaburzona. Prościej - chcieli zrobić maszynę z płynnym biegiem, zrobili dokładnie na odwrót. Dużo elektroniki, łatwo się psuje. Plus taki, że komputer pokładowy potrafi poprowadzić za rękę przy usuwaniu usterek. W zależności od wersji łódzkiej, poznańskiej czy chorzowskiej kultura pracy sporo się różni w każdym egzemplarzu. Jeśli mogę, unikam jak ognia
- Pt - Helmut - największe cudo w TŚ. Awaryjny, lekko mułowaty. Mimo to nic sobie na Śląsku lepiej nie radzi. Prosty jak budowa cepa, stabilny i dość wygodny, no i co najważniejsze bezpieczny - trzeba się postarać, żeby maszyna naprawdę nie dała się zatrzymać. Dwukierunkowy, więc świetnie się nadaje na remonty i linie mijankowe. Swego czasu na remoncie linii 26 jeździliśmy helmutami od Mysłowic do Dańdówki. Potem wróciły wiedenki, a pasażerowie oburzeni żądali powrotu helmutów... Moja ulubiona maszyna. Niedługo ma ich parę wejść na linię, się już doczekać nie mogę. Odkąd pamiętam ludzie narzekali na wysokość schodów - a to dziwne, bo 105 ma identyczną wysokość podłogi.
No i najlepsze - helmuty mają KLAKSON.
- Pesa 2012N - co tu dużo mówić... Duuuuuży moderus

płynna jazda, makabrycznie szybko wpada w poślizgi przez swoją masę. Wygoda przede wszystkim

jednak kompletnie nie nadaje się na stare tory. Można dostać choroby morskiej od tych turbulencji. No i... W dalszym ciągu lubią się sypać.
- 13N - parówa, jedyny tego typu w TŚ. Aparatura stopiątki w puszce stodwójki. Niesamowicie zwinna, szybka i hałaśliwa bestyjka.
- N - w zasadzie niezależnie od tego, czy oryginalny 1100, czy stycznikowe wariacje - zabawka dla miłośników. Cudo, które potrafi zamęczyć jedną dniówką. Umiejscowienie wymaga siły, awaryjne hamowanie refleksu. Ot, tramwaj z prawdziwego zdarzenia

nieraz liniowa pesa nie zabrała z przystanku nikogo, bo wszyscy wsiedli do enki za nią. Piszczy, trzeszczy, szarpie i rzuca, mimo to ludzie lubią nią podróżować.
- Citkiem nie jeżdżę, z relacji motorowych maszyna wygodna, szybka, jednak mocno już zużyta, często ulega awariom. Niespokojny bieg środkowego, sztywnego wózka często powoduje wykolejenia. Maszyna wybredna, jeśli chodzi o warunki jazdy, lubi się izolować.