grosiszcze napisał(a):
Nie czyta bo nie chce się denerwować i ja mu się nie dzwie. Takiego *******enia od rzeczy nie się czytać bez środków uspokajających
Każdy szanujący się producent, dla którego jakość jest elementem budowy przewagi konkurencyjnej bardzo uważnie analizuje uwagi konsumentów. Zatem mające miejsce w tym wątku "wytykanie" błędów jest dla Robo jak najbardziej pozytywne, bo pozwala na eliminowanie ich w kolejnych modelach i dostarczanie nam jeszcze lepszych zabawek. Oczywiście pod warunkiem, że producent te uwagi analizuje i wyciąga z nich wnioski, bo jeżeli nie, to po prostu traci doskonałą okazję. Tym niemniej dla potencjalnych klientów wskazywanie na braki czy wady jest jak najbardziej cenne, bo przynajmniej wiadomo czego się spodziewać i w razie czego można uniknąć rozczarowania "grubego na stopę"
Mnie natomiast za każdym razem rozczulają te zatroskane opinie na temat tego, że każde wskazanie błędu to "daleko idący atak" czy "bicie piany", a jak będziemy to robić, to producent się obrazi i niczego już nie będzie
No a ostatecznie, skoro wskazanej wadzie nie da się zaprzeczyć, to ktoś kto nie umie tego poprawić samemu nie jest godny zaszczytnego miana
modelarza kolejkowego W sumie to potrafię sobie takie opinie wytłumaczyć - otóż rynek modelarski (nie tylko "kolejkowy", ale praktycznie każdy rynek modelarski) to w znacznej mierze "rynek niedoboru". Starszym wiekiem kolegom doskonale znany z okresu "peerelu". Oznacza to, że ludzie dysponują funduszami przekraczającymi wartość dostępnego towaru (czyli w naszym przypadku modeli). Tak więc producenci mogą "rzucać" na rynek małe partie kiepsko wykonanych modeli, które rozstaną "rozdrapane" przez "wygłodniałych" konsumentów w ciągu bardzo krótkiego czasu (na przykład ostatnio mieliśmy do czynienia z
moim zdaniem kiepskimi modelami Albert Model, które zniknęły ze sklepu w ciągu kilku minut, a część rozeszła się "pod ladą", które potem za wyższą cenę pojawiają się na "znanym portalu aukcyjnym"). We wzmiankowanym okresie "późnego PRL" taką funkcję pełniła np. szynka (czy raczej produkt "szynkopodobny"), niejadalne kubańskie pomarańcze (o smaku zbliżonym do skwaśniałej cytryny) czy samochody kupowane na talony, które następnego dnia po wyjechaniu z "polmozbytu" trafiały na giełdę samochodową z ceną wyższą o 50%. Ewidentnie widać, że wielu osobom taka sytuacja wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, wydają się być z tego zadowoleni. Taka postawa przypomina radość z nabycia deficytowego towaru, do którego "normalny" konsument w okresie PRL nie miał dostępu, lub dostęp do niego był bardzo utrudniony. Krytyka takiego towaru (na przykład wskazanie, że "pomarańcze" są obrzydliwe a samochód trzeba najpierw oddać do warsztatu, żeby wszytko dokręcili) była bardzo źle widziana, często odbierana jako osobisty, daleko idący atak. W przypadku naszego "grajdołka kolejkowego" konsekwencją akceptowania takiej sytuacji (czyli obniżania jakości, bo przecież "klienci i tak kupią") jest też to, że próba
rzetelnego omówienia obiektywnych wad modelu może wywołać niechęć czy wręcz agresję ze strony niektórych osób
Ja oczywiście te opinie obrońców traktuje bardziej jako zjawisko socjologiczne, a informację o wadach modeli zawsze czytam z dużym zainteresowaniem. Kilka razy takie
udokumentowane informacje o wadach "uratowały" mnie przed kupieniem kiepskiego modelu czy też "modelu" fikcyjnego", natomiast kilka razy wadliwy model kupiłem tylko dlatego, że umiałem poprawić to co producent źle wykonał, albo wady nie były dla mnie krytyczne. Ale kluczowe jest to, że kupowałem takie "wadliwe" modele w pełni świadomie, właśnie dzięki kolegom, którzy poświęcili własny czas i nierzadko pieniądze na to, żeby pokazać, co producent zepsuł i jak to powinno wyglądać w rzeczywistości.