Druga połowa XX wieku gdzieś na Górnym Śląsku. Późne lata 70-te, a może początek 80-tych. Przemysłowe przedmieścia konurbacji zabudowane małymi zakładami, magazynami i warsztatami. Boczne brukowane uliczki i bocznice przemysłowe.
Mała lokomotywa przetokowa z jednym wagonem platformą niespiesznie sunie bocznicą szlakową, mija usytuowane równolegle garaże, jakich wiele w tej dzielnicy oraz dumnego właściciela dużego Fiata, który wyprowadził swój pojazd i właśnie zamyka wrota garażu. Lokomotywa sunie spokojnie dalej, przecina ospale ulicę i mija ludzi idących do pracy. Po przeciwległej stronie ciemny ceglany mur i brama zakładu przemysłowego. Brama jest otwarta na oścież, wrota podparte cegłami zapraszają maszynistę do wjazdu. Tabliczka „zakaz fotografowania” na budynku stróżówki wydaje się posuniętą do granic absurdu ostrożnością, jakże charakterystyczną dla PRL-u. Siedzący w środku portier przysypia na koniec trzeciej zmiany. Nie zwróciłby teraz uwagi nie tylko na fotografa (zresztą skąd tu i o tej porze fotograf), ale również na intruza przemykającego pomiędzy wrotami.
Lokomotywa znika w oddali za bramą. Zaczyna się kolejny pracowity dzień.
Taki obrazek pojawił się w mojej głowie po natrafieniu na zdjęcie pracy Emmanuela Nouaillera przedstawiającej statyczny segment ze składem węgla „Catoire i synowie”. Pojawił się i nie chciał zniknąć, pomimo tego, że przecież od 3 lat buduję makietę. Budowa jest zaawansowana i pożera większość czasu jaki mogę przeznaczyć na hobby; zresztą nie ma tu miejsca na realizację tego pomysłu, muszę cierpliwie kontynuować budowę, a do tego motywu może kiedyś wrócę.
Czy na pewno? A może odłożyć budowę i spróbować swych sił z dioramą?
Emmanuel od lat jest stałym współpracownikiem magazynu Eisenbahn Journal, gdzie cyklicznie omawia dla czytelników swój warsztat. Artykuły z lat 2007 – 2014 zostały również wydane przez wydawnictwo VG Bahn jako album „Perfekt bis ins Detail”. Niewiele z tych pomysłów mógłbym zrealizować na makiecie, więc artykuły te zazwyczaj kartkowałem.
Jednak pojawienie się w mojej głowie tego przemysłowego motywu każe mi przejrzeć je po raz wtóry. Po kilku chwilach wiem już, że muszę przenieść go na dioramę. Kilka dni i mam wstępny szkic, który przenoszę do komputera i koryguję wymiary – 900 x 210 mm. Całość w sam raz do zabawy na biurku i podzielona na trzy równe części, aby ułatwić przechowywanie:
Pomimo niewielkich rozmiarów diorama zawiera 6 budynków – reliefów. To dużo i ich budowa od podstaw, pomimo możliwości precyzyjnego dopasowania do motywu, zabrałaby zbyt dużo czasu. Postanawiam więc, że tym razem skorzystam z dostępnych na rynku zestawów wycinanych laserem w kartonie. Wieczór spędzam nad studiowaniem oferty polskich producentów, wybieram budynki oraz dodatki, składam zamówienia i po kilku dniach zaczynam kompletować nadchodzące materiały, które w końcu szczelnie wypełniają karton:
Wybieram nazwę, najpierw roboczo nazywam projekt 3xA4, od rozmiaru. Następnie zmieniam go na Marki Fabryczne, od imienia mojego taty, któremu planuję sprawić taki prezent.
* * *
Zapraszam wkrótce na część drugą, w której zbudujemy podstawę dla dioramy.
Mała lokomotywa przetokowa z jednym wagonem platformą niespiesznie sunie bocznicą szlakową, mija usytuowane równolegle garaże, jakich wiele w tej dzielnicy oraz dumnego właściciela dużego Fiata, który wyprowadził swój pojazd i właśnie zamyka wrota garażu. Lokomotywa sunie spokojnie dalej, przecina ospale ulicę i mija ludzi idących do pracy. Po przeciwległej stronie ciemny ceglany mur i brama zakładu przemysłowego. Brama jest otwarta na oścież, wrota podparte cegłami zapraszają maszynistę do wjazdu. Tabliczka „zakaz fotografowania” na budynku stróżówki wydaje się posuniętą do granic absurdu ostrożnością, jakże charakterystyczną dla PRL-u. Siedzący w środku portier przysypia na koniec trzeciej zmiany. Nie zwróciłby teraz uwagi nie tylko na fotografa (zresztą skąd tu i o tej porze fotograf), ale również na intruza przemykającego pomiędzy wrotami.
Lokomotywa znika w oddali za bramą. Zaczyna się kolejny pracowity dzień.
Taki obrazek pojawił się w mojej głowie po natrafieniu na zdjęcie pracy Emmanuela Nouaillera przedstawiającej statyczny segment ze składem węgla „Catoire i synowie”. Pojawił się i nie chciał zniknąć, pomimo tego, że przecież od 3 lat buduję makietę. Budowa jest zaawansowana i pożera większość czasu jaki mogę przeznaczyć na hobby; zresztą nie ma tu miejsca na realizację tego pomysłu, muszę cierpliwie kontynuować budowę, a do tego motywu może kiedyś wrócę.
Czy na pewno? A może odłożyć budowę i spróbować swych sił z dioramą?
Emmanuel od lat jest stałym współpracownikiem magazynu Eisenbahn Journal, gdzie cyklicznie omawia dla czytelników swój warsztat. Artykuły z lat 2007 – 2014 zostały również wydane przez wydawnictwo VG Bahn jako album „Perfekt bis ins Detail”. Niewiele z tych pomysłów mógłbym zrealizować na makiecie, więc artykuły te zazwyczaj kartkowałem.
Jednak pojawienie się w mojej głowie tego przemysłowego motywu każe mi przejrzeć je po raz wtóry. Po kilku chwilach wiem już, że muszę przenieść go na dioramę. Kilka dni i mam wstępny szkic, który przenoszę do komputera i koryguję wymiary – 900 x 210 mm. Całość w sam raz do zabawy na biurku i podzielona na trzy równe części, aby ułatwić przechowywanie:
Pomimo niewielkich rozmiarów diorama zawiera 6 budynków – reliefów. To dużo i ich budowa od podstaw, pomimo możliwości precyzyjnego dopasowania do motywu, zabrałaby zbyt dużo czasu. Postanawiam więc, że tym razem skorzystam z dostępnych na rynku zestawów wycinanych laserem w kartonie. Wieczór spędzam nad studiowaniem oferty polskich producentów, wybieram budynki oraz dodatki, składam zamówienia i po kilku dniach zaczynam kompletować nadchodzące materiały, które w końcu szczelnie wypełniają karton:
Wybieram nazwę, najpierw roboczo nazywam projekt 3xA4, od rozmiaru. Następnie zmieniam go na Marki Fabryczne, od imienia mojego taty, któremu planuję sprawić taki prezent.
* * *
Zapraszam wkrótce na część drugą, w której zbudujemy podstawę dla dioramy.
-
7
-
1
-
1
- Pokaż wszystkie