Po chwili wszedłem do poczekalni. W środku było kilka osób: młoda dziewczyna słuchająca muzyki na słuchawkach i siedmiu wstawionych już kibiców Lecha Poznań, dumnie odzianych w niebieskie szaliki i czapki. Czterech z nich stało przy kontuarze, gdzie rozłożyli swój arsenał: kilka otłuszczonych szklanek, dwie niewielkie buteleczki Coca Coli oraz ogromna flaszka whisky, z której raz po raz ktoś przyrządzał sobie drinka. Ze sporego głośnika JBL leciały hardbassy na przemian z bliżej niezidentyfikowanym alternatywnym rockiem, czasem pojawiało się disco polo.
Ekipa była typowa: przewodniczył jej całkowicie trzeźwy i całkiem kulturalny niewysoki mężczyzna, o kościstych rysach twarzy, nieco podobnych do twarzy Rocky’ego, którego sam nazwałem „Dżentelmenem”. W kącie siedział nieźle podchmielony niski, milczący człowiek w okularach, dla wygody nazwę go „Miczkiem”. Na środku z kolei dwóch ludzi w średnim wieku wycinało hołubce, natomiast na ławce siedział „Młody” oraz „Gruby”. Na zewnątrz z kolei stał kolejny, spokojnie paląc papierosa.
Trzeźwy podszedł do mnie.
-A ty skąd jesteś?
-Poznań.
-Kolejorz! Kolejorz!
-To się rozumie! Jak masz na imię? – zawołał Dżentelmen.
-Grzegorz.
-A na drugie?
-Rafał.
-Grzegorz Rafał, zaje**ście.
Po kilku minutach wesołych okrzyków, poklepywania po plecach i odrzucanych przeze mnie propozycji drinków nieco ucichli. Dżentelmen zwierzył mi się, że tułają się po kraju pociągami już czterdzieści osiem godzin, gdyż powrót z Kielc z meczu został pokrzyżowany przez warunki atmosferyczne.
Gruby podniósł się i zaczął śpiewać niskim głosem:
-Świetnie się tutaj bawię! Nie będę siedział przy kawie! Nachlałem się jak świnia! Wszyscy krzyczą Arka Gdynia!
Owacje zagłuszyły na chwilę wszystko co żyje. Dżentelmen szukał chwilę czegoś w telefonie, aż w końcu z głośnika popłynęła spokojna melodia. Naprzeciw przywódcy paczki stanął Młody. Gdy zaczął się śpiew, stałem się świadkiem niecodziennego przedstawienia. Dwóch kibiców niczym w musicalu wykonywało jakiś taniec, jednocześnie łagodnie śpiewając miłosną piosenkę.
-Dziś ten list ci napisałem, lato zbliża się, więc chciałem… - Dżentelmen łagodnie wyśpiewywał kolejne wersy, cały czas patrząc na Młodego. Po kilku minutach nagle zamarli w bezruchu. Dżentelmen stał na jednej nodze, z rękami wyciągniętymi w kierunku kompana. Muzyka zaczęła cichnąć, a śpiewak dokończył z wyczuciem:
-Zawsze z tobą być… - wtedy opadł na dwie nogi i odetchnął głęboko.
Z głośników stacyjnych popłynął dźwięk nadchodzącego komunikatu. Śpiewak szybko wyłączył muzykę.
-Pociąg z Kostrzyna do Krzyża przyjedzie z opóźnieniem około czterdziestu minut. Pociąg z Krzyża do Kostrzyna zostanie podstawiony z około czterdziestominutowym opóźnieniem…
-No i zaje… - krzyknął któryś z kiboli, jednak jego głos został zagłuszony przez ponownie włączoną muzykę.
Gruby wyciągnął palec w moim kierunku i wypalił prosto z mostu:
-Grzesiek, brzydki jesteś.
-Ty też – odparłem mu bez zastanowienia. Miałem wprawę w dyskursach z ludźmi w stanie nietrzeźwym, tak, że potrafiłem się czuć pewnie. Jednak na moje słowa powstał Milczek i ruszył w moim kierunku.
-Młody, ale bez takich – rzekł zimno, mierząc mnie swoimi stalowymi oczyma.
-Ale o co chodzi? On mi powiedział tak samo…
-My, wiara Lecha trzymamy sztamę! Nie myśl, że możesz nas tak obrażać! – mówił dalej, wolno i z naciskiem. Zrozumiałem swój ,,błąd" i zacząłem przepraszać.
-Ty mi tu nie przepraszaj, tylko mi respektuj naszą sztamę! – to mówiąc, odszedł w kierunku Dżentelmena i zaczął z nim cichą rozmowę, którą jednak udało mi się zrozumieć.
-Dawaj, nie wpuszczamy tego młodego do pociągu.
Nie udało mi się usłyszeć, co odparł mu Dżentelmen, najprawdopodobniej mu to wyperswadował. Ja jednak o tym jeszcze nie wiedziałem i rozmyślałem, co będzie, jeśli się do Starego Kurowa nie dostanę.
Dżentelmen wyszedł po chwili na dwór, gdzie zapalił razem ze swoim kolegą.
Po chwili wyszedłem i ja, a Dżentelmen rzekł:
-Młody, nie wiem, czy wiesz, ale wczoraj ogłosiliśmy niepodległość Lubuskiego!
Jego towarzysz rzucił papieros na ziemię, skoczył i klaszcząc w dłonie, wrzasnął:
-A ja jestem ku**a księciem Nowego Drezdenka!
Wyszedłem na peron.
SA139-003, jak wszystko dziś obrypany śniegiem. Godzinę po planie, dziś nic nie jest planowo. Jak zwykle. ,,Koledzy" wpuścili mnie jednak do środka. Przez resztę podróży zanosili się śpiewem ,,gdzie jest Drezdenko? Ja mówię gdzie jest Drezdenko..."
Wysiadam w Kurowie.
Patrzę i na wyjeździe Sr2, Zamoyski nadjeżdża.
Spaceruję po wsi, ludzie schodzą się do tego kościoła przy zachodniej głowicy stacji.
Zdecydowałem się powtórzyć kadr sprzed czterech miesięcy. Naprzeciw budynku dworca stoi taki budyneczek.
Pociąg przyjechał dwadzieścia minut po czasie. Strzał, ożesz, gdzie ostrość leci? Swoją drogą nie jest tak źle, pewnie można to jakość sprytnie poprawić, ale ja w takie rzeczy nie umiem. Może
@Magic powie, jak to zrobić w darmowym programie.
Jeśli się da, ja się nie znam.
Cyk cyk, jeszcze raz. Ostrość na miejscu.
Myślę ,,no i pociąg za cztery godziny. Super".
Usiadłem w poczekalni i starałem się ogrzać zmarznięte łapy, cóż, nie da się.
Nagle patrzę, na wyjeździe Sr2. Opóźniona dwie godziny Wilda. Sam szynobus powinien jechać do Poznania, ale jedzie tylko do Krzyża. Pani kierownik drukuje wszystkim kwity i mamy 40 minut do jakiegoś icka. W Krzyżu SA108-005.
Wsiadam do pociągu, znajduję wolne miejsce w jakimś przedziale. Siedzi tam dwóch na oko trzydziestoletnich gości. Żywo rozprawiają o pracy za granicą, po tym, w jaki sposób gadają, wnioskuję że poznali się tutaj, w pociągu.
W pewnym momencie pociąg zatrzymuje się przed semaforem wjazdowym do jednej ze stacji. Należy przepuścić inny skład.
-Ja nie mogę, jeszcze pewnie będziemy tu stać – rzuca jeden z moich towarzyszy podróży.
-Ale jest rzeka, to sobie połowimy…
-Łowisz ryby?
-No, karpie.
-A ja szczupaki! Takie szczupaki przynoszę do domu!
To koniec tej opowieści
CDN.