Tak na chwilę wrócę do tej siódemki "uciekinierki". Jak ja to widzę, częściowo zgaduję: elektrowóz przyłożył w koparkę, wykoleił się. Maszynista do czasu, kiedy to nie przybyły służby ratownictwa drogowego, komisja od wypadków kolejowych itp, itd zrzucił baterie (przy czym zaznaczam, iż ta część jest opcjonalna) , by ich nie wyładować (bo raz, że baterie już nie są pierwszej młodości, a możliwe, że będzie trzeba jeszcze toto uruchomić pod siecią, zwłaszcza biorąc pod uwagę, póki to się komisja zbierze, przyjadą, ect. ).
W tym czasie powietrze z całego układu sobie ucieka...nie ma go ani w zbiorniku głównym, cylindrach hamulcowych, czy też zbiornikach pomocniczych. Jako, że wykolejona, nikt nie pomyślał o tym, by zakręcić pojazd na hamulec ręczny (bo niby gdzie ucieknie?...). Przyjeżdżają służby ratunkowe z PLK-i, podnoszą pojazd, wstawiają na tory. Po zdjęciu wszystkiego...chwila nieuwagi, lokomotywka sobie poleciała. Pusta jak bęben, więc o radiostopie można zapomnieć.
Nie pierwszy i nie ostatni to tego typu wypadek, całe szczęście bez ofiar.
Winni? Ekipa podnosząca pojazd, brak zabezpieczenia miejscowego pojazdu za pomocą płóz hamulcowych. Oprócz tego maszynista, za to samo, tyle, że w tym wypadku chodzi o zakręcenie tego nieszczęsnego hamulca ręcznego.