Miałem się już w tej dyskusji nie odzywać, ale nie mogę przejść obojętnie nad zarzutami, jakie stawia mi kolega
@Stanisław1972 w swoim ostatnim wpisie. A więc:
Nigdy nie powiedziałem, że
wszystkie takie znaki są ustawiane bez sensu. Co więcej, napisałem, że te, które
są bez sensu, powodują lekceważenie także
innych, w pełni
uzasadnionych ograniczeń.
Tylko że ja pisałem o drogach ekspresowych
dwujezdniowych, bo tylko tam jest dozwolona jazda 120 km/h. A więc strzał kulą w płot.
Zmuszony jestem też odpowiedzieć na pytania kolegi
@Kamilb:
Trudno dyskutować na takim poziomie ogólności. Nie jestem w stanie uwierzyć, że we wszystkich sytuacjach takiego typu, jaki opisałem (a nie podałem konkretnych lokalizacji) ograniczenia są spowodowane rzeczywiście "zdarzającymi się trudnymi warunkami drogowymi zależnymi od pogody". Ponadto uważam, że zdarzające się trudne warunki, spowodowane pogodą, nie powinny być dla zasady przyczyną ograniczeń, bo nawet na prostej drodze przy niekorzystnych warunkach może być bardzo niebezpiecznie, np. przy oblodzeniu - czy to znaczy, że wszędzie powinny być ograniczenia? Są specyficzne sytuacje, gdzie takie ograniczenia "na wszelki wypadek" może być uzasadnione, ale z pewnością nie jest to tak powszechne, jak powszechne są te ograniczenia.
To prawda, ale nie do końca. Absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem
Po pierwsze, nie 130 km/h, tylko powyżej (i to dużo powyżej) tej prędkości, która jest zalecana. A po drugie, nie "z automatu", tylko prędkość jest wtedy brana pod uwagę przy ocenie stopnia winy obu kierowców i wcale nie jest powiedziane, że zwalnia z odpowiedzialności tego drugiego, który jechał wprawdzie wolniej, niż 130, ale swoim zachowaniem spowodował wypadek. Ale znowu jest to dyskusja czysto teoretyczna.
Oczywiście, że występują, ale równie często, jeśli nie częściej, występują ograniczenia do 130 km/h, a na wielu odcinkach dalej nie ma żadnych ograniczeń - ale co to ma do rzeczy?
A sytuacja, opisana na stronie, do której link podał kolega
@Jan Bednarczyk nie ma z tym wszystkim niczego wspólnego - wyścigi i jazda 180 km/h na odcinku, gdzie obowiązuje 70 km/h to chyba nie całkiem to samo co to, o czym tu rozmawiamy.
To już z mojej strony naprawdę koniec dyskusji na ten temat. Trochę później zdecyduję, czy przenieść całą tę dyskusję do "Gadek-szmatek".