I nadal nie rozumiem dlaczego stawiają dla samochodów STOP i sygnalizator.
Sygnalizator może najzwyczajniej ulec awarii, może zdarzyć się przerwa w dostawie prądu, może przepalić się żarówka (stąd dodatkowo znak stopu), może być taka pogoda, że tylko migające, czerwone światło, w odpowiedniej odległości będzie dostrzeżone przez kierującego autem (stąd sygnalizator). Nie do końca rozumiem dlaczego w ogóle Kolega zadaje tego typu pytania. Życie ludzkie jest wartością najważniejszą, i jakby miało zwiększyć się bezpieczeństwo na przejazdach dzięki hipotetycznemu, trzeciemu oznakowaniu tego typu miejsc, to nie widzę żadnych przeciwwskazań aby na przejazdach stało nawet te hipotetyczne, trzecie oznakowanie.
Kolega domaga się aby każdy pociąg na przejeździe zwolnił, ale taką retorykę można przyjąć nie tylko w stosunku do kolei. Równie dobrze można napisać, że każde auto, jadąc drogą z pierwszeństwem przejazdu powinno zwolnić jak kierowca widzi, że zbliża się do skrzyżowania, lub każdy powinienem zwalniać pomimo, że ma np. zielone światło na skrzyżowaniu itp. itd. O zwolnieniu przed przejściem dla pieszych nie wspomnę, bo to wymagane było i jest przepisami. Widzę znak, zwalniam.
Nie rozumiem też, co mają udowadniać filmiki (według mnie zrobiony przez osobę bez wyobraźni), wyśmiewające zagadnienie znaku stop na przejeździe, gdzie linia kolejowa nie funkcjonuje od lat. Na filmiku widać, że na przejeździe leżą jednak szyny, i choćby to powinno skłonić każdego kierowcę, do zwolnienia, a może i zatrzymania się. Wszyscy tego typu znak przed starym przejazdem wiążą tylko i wyłącznie z ruchem pociągów, a nie z przeszkodą, jaką są szyny leżące w poprzek drogi. Przekonał się o tym kiedyś mój znajomy, który najnormalniej w świecie uszkodził zawieszenie auta, bo jeżdżąc drogą, którą przecinał nieczynny już tor, i pomimo, że stał tam znak stopu, z miesiąca na miesiąc wpadał w coraz większą rutynę i któregoś dnia, zapominając się, "wpadł" na ten przejazd z prędkością ok. 70 km/h. Same szyny niczego groźnego nie spowodowały, ale zamyślony, zaskoczony "tąpnięciem" stracił na moment panowanie nad kierownicą i zjechał na pobocze, uszkadzając zawieszenie i miskę olejową. Czy dostał jakieś odszkodowanie z tego powodu ? Próbował, do PKP pisał pisma, do sądu sprawę podał. I co, i nic. W sądzie usłyszał, że znak stopu, stał jak "wół". Mógł się zatrzymać i powoli przejechać przez przejazd (a właściwie przeszkodę jaką były szyny w asfalcie). Argumenty, że skoro linia nieczynna i przejazd można zaasfaltować na nic się zdały, tym bardziej, że w sądzie okazało się, że na linii tej (a chodziło o przejazd w okolicy Jezioran, na odcinku Czerwonka - Lidzbark Warm.), już w czasie kiedy była nieczynna, przejechała z dwa czy trzy razy drezyna inspekcyjna służby drogowej, więc PKP udowodniło, że w tamtym czasie wszelkie oznakowanie miało sens.
Od razu dodam, że też jestem kierowcą, ale nie mam problemów z tym, dlaczego stoi gdzieś znak stopu i nie kontestuję tego, czy mam się zatrzymać, czy nie. Podobnie jak nie kontestuję przepisu o pieszym na przejściu, mającym pierwszeńswo. Z prostego względu, większą część życia jestem tym pieszym, a nie kierowcą, o czym zdaje się zapominają co niektórzy, siedzący w fotelu za kierownicą. Chcąc być kierowcą zdaje się egzamin, robi się badania lekarskie, przez co nie każdy nim jest. To na kierowcy spoczywa o wiele większa odpowiedzialność za życie innych, ale i swoje. Pieszym może być każdy. Także małoletnie dziecko bez zdroworozsądkowej oceny sytuacji, osoba podeszła wiekiem, która może mieć problemy z poruszaniem, ze wzrokiem, słuchem, czy osoba z niepełnosprawnością. Osobiście nigdy nie miałem i nie mam problemu, ze zwolnieniem przed przejściem, i przepuszczeniem pieszego (także 5 czy 20 lat temu), a na przejazdach kolejowych staram się zachowywać szczególnie ostrożnie, bo wiem, że nie mam żadnych szans w starciu z pociągiem (jak i wózkiem motorowym służby drogowej).