Zobaczcie ile ludzi na Ukrainie łapią służby z powodu bezpośredniego szpiegostwa (na rzecz Rosji).
Ale to ZUPEŁNIE INNA sytuacja. Tam jest wojna. Oddziały przemieszczają się, kryją, stacjonują w jednej godzinie tu, w drugiej tam. W dużym tempie przemieszczają się wozy bojowe, transporty, artyleria. Wszystko jest w "ruchu" i "żywe". Tworzone są doraźnie - często na kilka godzin, a zapewne i na kilkadziesiąt minut - punkty dowodzenia, składy amunicji, stanowiska wyrzutni rakiet itp. Łapani sygnaliści - bo w 99% to takie przypadki, o czym podają media - na bieżąco informują Rosjan o dynamicznie zmieniającej się sytuacji, zwłaszcza w strefach przyfrontowych i frontowych. Często jest to wręcz babcia czy dziadek z telefonem komórkowym, którzy ciągle tkwią mentalnie w ZSRR i wierzą w Stalina i nigdy nie pogodzili się z tym, że Ukraina jest niepodległym państwem. Jak słucha się w medialnych przekazach o łapaniu tego typu szpiegów to zazwyczaj są to Rosjanie mieszkający na Ukrainie (których przed wybuchem wojny było całkiem sporo), ludzie z podwójnym obywatelstwem lub Ukraińcy, polityczni przeciwnicy obecnej władzy na Ukrainie, którzy "od zawsze", "ciągnęli" do Rosji i do prorosyjskich polityków, których są zwolennikami. To ogromna różnica. Nie przekładaj proszę tamtejszej sytuacji, gdzie każdy "donos" może spowodować, że rosyjska rakieta spadnie w rejon koncentracji jakiegoś oddziału, zabijając wiele osób, na sytuację jaką mamy w Polsce.
Z takiej niepozornej fotografii "obiektów" ruchomych i nieruchomych wojska, kolei itd. dobry analityk wyciśnie naprawdę dużo. Być może będzie to brakujący puzel.
Naprawdę wierzysz w to, że ktoś będzie przeglądał fotografie aby ułożyć sobie jakieś "szpiegowskie puzzle" ? Co takiego może brakować w tych puzzlach, skoro po wybuchu wojny i pomocy militarnej jaką Polska udziela Ukrainie, kilka szt. rosyjskich satelitów szpiegowskich (różnego przeznaczenia, a których Rosja ma dziesiątki) dokładnie przegląda sobie terytorium naszego kraju i żaden transport kolejowy czy konwój uliczny - jeżeli tylko będzie leżał w gestii zainteresowania służb - nie skryje się przed ich "okiem", także w nocy, czy w pochmurny dzień, bo są satelity, które pracują np. na podczerwień. Współcześni analitycy wojskowi, zajmujący się krajami gdzie nie ma wojny, analizują przede wszystkim informacje pozyskiwane elektronicznie, np. z poczty e-mail, z odpowiednich telefonów kom., sieci komputerowych, także z szyfrowanych i zabezpieczonych (teoretycznie) linii itd. Do tego służą m.in. specjalistyczne, zaawansowane programy, podsłuchy itp. Ich celem są dowódcy, ministrowie, politycy, zakłady zbrojeniowe, jednostki wojskowe itd., a i zapewne szeregowi żołnierze, jeżeli tylko służby zainteresują się nimi lub dostrzegą w nich potencjalnego szpiega. Nie rozumiem do końca co masz na myśli, pisząc, że dobry analityk może "dużo" wycisnąć z niepozornej fotografii "obiektów" ruchomych (z Rosomaka stojącego na platformie kolejowej ?) i nieruchomych (z budynku dworca w tle ?), skoro wszystko czym interesują się służby, w krajach bardziej rozwiniętych od trzeciego świata, jest już dokładnie obfotografowane, nowe, "tajne" budowy są skrzętnie odnotowywane, a na różnych paradach czy wystawach można wejść do środka wielu "obiektów" ruchomych, o których wspominasz.
No nie wiem, kto to podgrzewa... ja na razie słyszę tylko prośby ze strony wojskowych i rządzących. Pewnie nie długo będzie tak, że będziemy musieli "zejść niżej/cofnąć się" ze swoimi zachciankami, bo taka jest sytuacja.
Właśnie o tym pisali przedmówcy. Słyszymy prośby, a w telewizji obserwujemy chwalenie się wszystkim co mamy np. na defiladzie w Warszawie, eszelony zamiast w nocy formowane są w biały dzień, a politycy chwalą się wszędzie (na spotkaniach i w mediach) co i ile zakupili dla wojska lub co planują kupić, jakie działania podejmują itd. Nie widzisz w tym dualizmu ? Jak o coś się prosi, to przede wszystkim trzeba zacząć od siebie. Czy nie widzisz np. tego, że ledwo czołgi Abrams dotarły do Polski (a właściwie dopiero docierały), a już chwalono się tym i ich ilością, że podawane są nawet np. szczegóły zamówień wojskowych. Prośby aby o czymś nie mówić, czegoś nie fotografować i o czymś nie pisać, są tylko i wyłącznie nakierowane na niewygodne sytuacje, takie jak rakieta pod Bydgoszczą, balony szpiegowskie nad Polską czy białoruskie śmigłowce na granicy. To "boli" kogoś mocno, więc mimochodem, "rzuca", że nie wypada o tym mówić, że zagrożenie szpiegami itp., itd. Tylko, że Polacy powinni wiedzieć o takich incydentach, bo chyba nie masz wątpliwości, że mówienie o nich czy nie, nie ma żadnego wpływu na to, że Rosjanie zrobili już swoje i bardzo dobrze wiedzą jaki dało to efekt i jakie informacje dzięki temu zyskali.
Amerykanie w Iraku i Afganistanie przekonali się, że wywiad z wykorzystaniem techniki nie jest doskonały i nigdy nie zastąpi rozpoznania bezpośredniego.
Oczywiście masz rację, że rozpoznanie bezpośrednie nadal jest ważne, ale do tego wywiady werbują szpiegów na terenie kraju, którym się interesują. Natomiast Irak i Afganistan to według mnie przykłady nie trafione. To zupełnie "inna bajka". Tam współczesne techniki zawodzą bardziej (jak we wszystkich krajach tzw. trzeciego świata), a szpiegowanie czy rozpoznanie w cyberprzestrzeni może być nie skuteczne. Tam większość społeczeństwa nie ma komputerów, smartfonów itd., a zasięg internetu czy telefonii komórkowej w wielu rejonach jest zerowy. Wywiad elektroniczny jest często na nic, bo np. rozkazy przekazywane są na piśmie czy wręcz ustnie. Po za tym, ponownie odnosisz się do stref walk i działań operacyjnych m.in. na irackiej pustyni bądź w wysokich górach Afganistanu. To sytuacja podobna do tego co dzieje się na Ukrainie, a nie w Polsce. Tam gdzie jest wojna, bezpośredni wywiad jest ważny, a pomocne mogą być np. na bieżąco elektronicznie przekazywane fotografie. W Polsce, zdobywaniem informacji wrażliwych zajmują się przede wszystkim programy szpiegowskie oraz zwerbowani szpiedzy i pracownicy odpowiednich służb, a nie analitycy obserwujący zdjęcia zamieszczane na forach np. miłośników kolei, tym bardziej, że nie trzeba być "super szpiegiem", aby wiedzieć, że takie fotografie ("obiektów ruchomych"), pod względem czasu i miejsca ich zrobienia, są już nieaktualne właściwie w chwili ich zamieszczenia w sieci, a "obiekty nieruchome", nigdzie nie "uciekną", przez co ich rozpoznanie przed np. hipotetyczna operacją, odbywa się bezpośrednio przed nią, a nie na podstawie starych zdjęć.
Dyskusja wybiegła poza temat. Proszę więc o przeniesienie jej do działu gadki-szmatki, tam mamy już wątek o zakazie fotografowania.