Co do tych płonących derm to i ja od kolegi po fachu kiedyś słyszałem o tym"zjawisku" na linii Dęblińskiej (znaczy się D29:7).
Wspominał coś o jakimś gościu co wstrzykiwał coś w dermę i po jakieś reakcji chemicznej dochodziło do zapłonu.
Kiedyś był przypadek (z jego relacji), że zjechała maszyna na Grochów, bo niby zwarcie w ogrzewaniu - już czuć było spaleniznę.
W wagonie były pozamykane okna co ograniczało dopływ tlenu,dzięki czemu nie było jeszcze ognia. Ktoś sie kapnął, że z siedzeniami coś jest nie tak-gorące czy coś - zaczęli je wręcz wyrywać z mocowań. Jak się okazało po czasie uratowali maszynę.
Co do czasu- coś w latach 80- nie sprecyzował...
Co do samych laminatów, fakt z lekka były to siedzenia o specyfice ortopedycznej, ale doczyścić to było latwiej...
Pozdrawiam z MMz...nocną porą
ps. w reakcji chemicznej brała udział gąbka wyścielająca siedzenie