Witam,
Pozwólcie koledzy na parę refleksji na omawiany w tym wątku temat.
Po pierwsze uważam, że zarówno ciężko pracujący kierowcy, jak i ciężko pracujący informatycy i managerowie powinni być godziwie wynagradzani. Przeciwstawianie ich sobie nawzajem pachnie mi starymi, "dobrymi" czasami... Jedni i drudzy są potrzebni: bez tych pierwszych, ci drudzy nie mieliby czym i kim zarządzać, a bez tych drugich ciężka praca kierowców (i innych pracowników) szłaby na marne. Inna sprawa, co to znaczy godziwie, ale tu chyba nie jesteśmy w stanie tego ustalić, zadyskutujemy się na śmierć, a i tak niczego nie osiągniemy. Proponuję więc skończyć tę dyskusję, tym bardziej, że staje się ona mało kulturalna.
Ale wracając do zasadniczego tematu: poza oczywiście posiadaniem odpowiedniej infrastruktury do przewozów intermodalnych, konieczne jest stworzenie systemu zachęt ekonomicznych, by firmy transportowe chciały korzystać z przewozu ciężarówek koleją. Taki transport musi się opłacać przewoźnikom drogowym. Z drugiej strony, koszt prowadzenia takiej działalności (przewożenia ciężarówek) jest tak wysoki, że aby było to opłacalne dla przewoźnika kolejowego, ceny tych usług musiałyby być znacznie wyższe, niż akceptowalne dla właścicieli ciężarówek. I tu koło się zamyka. W krajach, gdzie takie przewozy funkcjonują (np. w Szwajcarii), dopłaca do tego interesu państwo, promując tę formę transportu z powodów społecznych lub ekologicznych. Jakoś nie bardzo sobie mogę to wyobrazić w warunkach naszego kraju, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Niestety, choć sam chętnie widziałbym takie pociągi w Polsce, obawiam się, że na razie jest to mało realne. Zresztą próbne przewozy tego typu uruchomiono w Polsce w latach dziewięćdziesiątych i właśnie z powodów ekonomicznych zakończyły się one niepowodzeniem.
Podane wyżej w tym wątku przykłady wypadków na przejazdach nie są najlepszą ilustracją problemu. Przewozy „tirów” koleją nie zapobiegłyby tym nieszczęściom, bo zdarzyły się one na drogach lokalnych, gdzie i tak ciężarówka musiałaby dojechać na własnych kołach. Przewozy samochodów koleją mogą częściowo wyeliminować przejazdy na duże odległości, po autostradach (których u nas, póki co, tyle, co kot napłakał) i głównych drogach, natomiast wypadki na przejazdach zdarzają się przede wszystkim na drogach bocznych.
I na koniec potwierdzam, że nazwa „tir” pochodzi od, już chyba nie funkcjonującego porozumienia dotyczącego międzynarodowego transportu drogowego (skrót od francuskiej nazwy „transport international de route”, niestety, nie znam francuskiego, więc nie gwarantuję poprawności pisowni tej nazwy). W tamtych czasach, ciężarówki oznaczone tablicami T.I.R. były uprzywilejowane przy przekraczaniu granic (kontrola celna odbywała się w miejscu załadunku i wyładunku, samochody jechały zaplombowane przez celników). Obecnie, jak wiadomo, pojęciem „tir” określa się po prostu duże samochody ciężarowe.
Pozdrawiam