Faktycznie właściciel firmy nie wywiązuję się ze swoich zobowiązań w terminie... baa totalnie dał ciała podszywając się pod nowego "niewinnego" kolekcjonera, ale jego prototyp siódemki powstrzymał mnie od zakupu Pikolców. Ponieważ zdecydowanie lepiej od Piko wygląda.
Mam smaka na jego siódemkę i jak na podobnym poziomie wykona towarowe, to też sporo ich łyknę.
Oczywiście nie ma między nami sporu o jakość modelu. Posiada on walory, który Piko nie posiada, jest poza tym innym modelem pierwowzoru (bo to przecież inna odmiana EU07). Moim zdaniem z tego też względu porównywanie modeli obu producentów jest w pewnym sensie bezcelowe.
Natomiast pozwolę sobie na kilka słów komentarza, gdy o politykę marketingową tego producenta.
Na wstępnie trzeba powiedzieć, że w dziejach rynku modelarskiego w Polsce chyba nikt nigdy tak koncertowo nie spieprzył sobie własnej inauguracji swego istnienia i opinii w oczach potencjalnych nabywców. Dokładnie pamiętam, gdy z wielkim przytupem w czerwcu(?) 2013 roku producent ten zapowiedział swój model, który miał być niemal już za chwilę dostępny, stąd konieczność natychmiastowego skompletowania "listy kolejkowej", bo jak nie - to modelarze będą się musieli obejść smakiem (dosyć to aroganckie w wydaniu producenta, który dotąd niczym pochwalić się nie mógł). Chwilę później było głośne trzaskania drzwiami, obrażanie się na niedoszłych nabywców, teatralne zabieranie zabawek i wyjście z piaskownicy.
Tymczasem Piko pocztą pantoflową coś zapowiedziało, później - za pośrednictwem "Świata Kolei" - nieoficjalnie potwierdziło produkt i ze stosunkowo niewielkim poślizgiem czasowym produkt zaoferowało fizycznie do nabycia. W efekcie - tu paradoks! - polski modelarz zaczął dzisiaj narzekać
nie na niedobór długo oczekiwanego modelu, ale na klęskę urodzaju, bo na rynku dostępne są już trzy wersje, a w drodze dwie kolejne. W zasadzie trudno powiedzieć, nad czym my modelarze psioczymy dziś bardziej: nad ewentualnymi subiektywnymi brakami w modelu, czy nad niedoborem gotówki w portfelu?
W tle mamy producenta Schliesienmodelle, który w międzyczasie nieelegancko, regularnie obsmarowywał konkurenta (Piko) pod swoim oficjalnym szyldem, a później robił to w sposób iście - przepraszam za określenie - gówniarski, pod fałszywym profilem zatroskanego modelarza.
Powiedzmy sobie wprost: polityką handlową Piko* przegoniło konkurenta o kilka długości, Schliesienmodelle zaś może spokojnie uchodzić za żywy i świeży przykład jak nie należy prowadzić polityki marketingowej, w sam raz do rozważań akademickich wykładowców i studentów.
---
* i żebyśmy się dobrze zrozumieli: od zachwytów nad Piko jestem bardzo daleki, ponieważ osobiście uważam, że poza serią SM42 oraz EU07 producent ten nie oferuje modeli, które specjalnie powalałyby na kolana polskiego kolekcjonera. Trzeba natomiast pochwalić Piko (i polskiego importera) za naprawdę dobrą politykę handlową i sposób relacji z klientem (w praktyce: chlebodawcą).