Zawór parowy musiał być na stojaku, choć go na tym zdjęciu - ze względu na jego jakość - zbyt wyraźnie wypatrzyć nie mogę. Pierwotnie parowozy te zdaniem Pokropińskiego (patrz „Parowozy normalnotorowe….” s. 55) miały inżektory niby Friedmanna, choć moim skromnym zdaniem raczej był to Strube (nie: Stroube). Raz, że takie inżektory osobiście pamiętam na niektórych Ty51 w Kotlarni (np. 133, 138 czy 140), a dwa, że miały one po prostu większą wydajność (250 l/min Strubego wobec 150l/min Friedmanna wg źródeł polskich oraz 180 l/min wg niemieckich), a zatem były bardziej wskazane dla ciężkiego parowozu towarowego.
Co do położenia, to oba te typy (jako ssąco-tłoczące) powinny w miarę możliwości leżeć nie za wysoko, ale tak na Ty51 (i nie tylko) akurat nie było. Natomiast to właśnie Nathan (oraz Metcalfe-Friedmann) zdecydowanie musi leżeć bardzo nisko, bo oba są inżektorami niessącymi, czyli innymi słowy woda musi do nich dopływać sama, co jest możliwe naturalnie tylko wtedy, kiedy znajdują się one poniżej poziomu wody w tendrze.
O ile mnie pamięć nie zawodzi, w książce o modernizacji parowozów PKP autorstwa Fijałkowskiego snuto jakieś wywody nt. zainstalowania w przyszłości na tej serii inżektorów Metcalfe-Friedmann. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek jakikolwiek Ty51 został w niego wyposażony. Na temat wiatrownic też nie mogę się wypowiadać.