Na licencji Naczelnika Stacji Kitajce
Pędziłem Ty2 z prędkością 70km/godz. Ktoś mógłby powiedzieć: „A cóż to za prędkość? He, he”. Wtedy ja bym spojrzał spod uniesionej brwi i powiedział „Ale ja mam 2000ton brutta na haku. He, he, he.” Oczywiście bym zataił, że od Białegostoku aż do Uhowa czyli doliny Narwi mam z górki. Spojrzałem na Gawryluka, który dziś pełnił funkcję i pomocnika i palacza. A niech wykorzysta do czegoś te swoje muskuły. Siedział wpatrzony gdzieś przed siebie jeszcze trochę dysząc po niedawnym szuflowaniu. Ja tymczasem w białych rękawiczkach siedziałem sobie trzymając w rękach przepustnicę w formie małego joysticka. W sumie to niesamowite, że można kierować parowozem niczym nowoczesnym elektrowozem czy szynobusem. Ech czego to nie wymyślą. Jeszcze wlali nam do tendra wodę z fluoresceiną, a przy wodowskazach zamontowali diodę UV, co spowodowało, że nie dało się nie zauważyć kiedy robiło się za mało wody w kotle. Bo to po prostu świeciła. Niech mnie…. Ludzie mają pomysły. No ale już Uhowo. Widzę wskaźnik informujący o zbliżaniu się do przejazdu kolejowego. Uruchamiam gwizdawkę ale zamiast syreny słyszę: „Aaaaaaaaaaa” i to głosem Gawryluka. Spojrzałem na niego szybko ale ten siedział nieruchomo jakby w ogóle niczego nie słyszał. Uruchamiam gwizdawkę jeszcze raz i znowu słyszę to gawrylukowe „Aaaaaaaaa”. „Kurczaki pieczone - co jest do czorta?" – pomyślałem. Nagle parowozem zaczęło rzucać na boki wszystko zawirowało. Wtem widzę Gawryluka jak szarpie mnie za ramiona, tak silnie , że potrząsał mną całym i wrzeszczy mi prosto w twarz (skonstatowałem, że nie umył zębów).
- AAAAAAAA! Ty kartoflu, ty, ty no brak mi słów! Ty gamoniu! Co ty robisz? AAAAA! (gryzł ze złości pięść). Skompromitujesz nas!
- Ale uoco chodzi? - Zapytałem niewinnie wyczuwając, że chyba chodzi o to, że uciąłem sobie komara podczas mojego dyżuru w Parowozowni w Grabowie Pomorskim.
- Wygasiłeś palenisko Petuchy, a ona odjeżdża rano z pierwszym pociągiem.
- No ale co w tym złego? Zaraz napalimy i po kłopocie. A jak miałem niby otworzyć dymnicę, żeby przedmuchać płomienice. I w ogóle to jest trzecia w nocy. Co tu robisz i czego tak się wydzierasz?
- Co? Otwierałeś dymnicę? Po jakiego czopka?
- No przegląd międzypociągowy. Wiesz jakie znaczenie dla zwiększenia powierzchni grzewczej kotła mają płomienice i płomienówki?
- Człowieniu! Przecież Grabowo to parowozownia zwrotna. Tu nie ma specjalnego stanowiska. Tu się tylko uzupełnia zapasy paliwa, oleju i piasku i pilnuje żeby nie wygasło palenisko, a ty właśnie je wygasiłeś!!!! Twój obowiązek to było: zamknąć dopływ powietrza narzucić grubszą warstwę węgla i pozwolić żeby się żarzyło. I w ogóle poszedłeś spać! A co by było gdyby wyparowała cała woda z kotła? Rozpumpernikulowałbyś parowóz, a jakby ci jeszcze przyszło do głowy dolać do rozgrzanego kotła wody, to byś z całą parowozownią się znalazł na księżycu!!
Gawryluk się zawiesił, bo chyba zauważył, że albo musi się czepić, że spałem na dyżurze i nie rozwaliłem parowozu albo że wygasiłem palenisko i przez to lokomotywa nie była gotowa. Przerwałem to "zwarcie" w jego synapsach uspokajając go:
- Przyjacielu luzuj poślady. Zaraz „w piecu napalimy, nakarmimy psa..” – zażartowałem.
- Ale co ty opowiadasz. To palenisko rozpala się wiele godzin. Szybko dawaj jakieś stare szmaty i olej. Kurczę. Mamy mało czasu. Odjazd o 7.45. Poza tym parowóz gotowy?
- No raczej. A po co ci te szmaty i olej? Nie mów że chcesz tym rozpalać palenisko. To okropnie nieekologiczne. Nie wyrażam zgody. To się robi drewienkami i drobnym orzechem.
- Jak cię zaraz gwizdnę! Naczelnik Sławek nam zaufał? Zaufał! Pozwolił ci dyżurować? Pozwolił. Spartaczyłeś sprawę? Spartaczyłeś. Dawaj te szmaty, bo nie ręczę za siebie. Ekolog się znalazł. To jest stacja z lat 80-tych. Tu jest mnóstwo nieekologicznych pojazdów.
- Nie!
Gawryluk się rzucił na mnie ale jestem zwinniejszy. Trochę trwało zanim zrezygnował z gonitwy i na własną rękę zaczął szukać. Ale szmat nie było. Co gorsza drewienek także nie. Zapowiadała się „mega wtopa”. Kiedy sobie to uświadomiliśmy usiedliśmy na brzegu kanału, spuściliśmy głowy i prawie zapłakaliśmy nad swoim losem. Zawsze coś nabroimy.
- Co ci przyszło do głowy z tym wygaszeniem paleniska. Tego nie wolno robić. Każde nowe rozpalenie to skrócenie żywotności kotła. Parowozy pracują w cyklu miesięcznym.
- A skąd to niby wiesz? Tego nie było w książce.
- No właśnie jesteś teoretykiem tak jak ja. Ale ja przynajmniej się zainteresowałem, zrobiłem coś. Rozmawiałem z naczelnikiem Grzegorzem ze stacji Kitajce.
- Kitajce? Ale przecież to stacja pod drutem, zupełnie inna epoka. Chyba nawet z nią w Białymstoku Ciebaczkach konkurujemy o kilometry zelektryfikowanego szlaku. Co tamtejszy naczelnik może wiedzieć o parowozach?
- Ano wie tysiąc razy więcej niż my razem wzięci. Jest praktykiem. Jest prawdziwym palaczem parowozów. Kiedy opowiadał na czym polega jego praca stałem z otwartą buzią tak szeroko i tak długo, że mi wiewiórki zaczęły znosić zapasy na zimę. Jak się dowie co my tu wyprawialiśmy, to aż strach pomyśleć, co o nas pomyśli. No i ta kompromitacja. Jutro naczelnik Sławek zapyta gdzie parowóz, a my co odpowiemy? Może zadzwonię do Naczelnika Grzegorza?
- To jest myśl. Tylko w nim nadzieja. Trudno. Jest późno albo wcześnie ale sprawa jest poważna.
Nagle skrzypnęły wrota parowozowni i wszedł do niej kolejarz (miał krótki płaszcz – znak rozpoznawczy) ze zmęczoną twarzą.
- Jest tu kto? – zapytał.
- Jesteśmy, jesteśmy – odparliśmy zaniepokojeni czy to aby nie Naczelnik Sławek przyszedł swoim okiem konie tuczyć. Ale nie, to nie był Naczelnik. Ten co wszedł nie miał wąsów.
- Uff to dobrze. Bo już myślałem że zostaniemy z naszym Teigrekiem sami. Straszne mamy opóźnienie. Dopiero teraz przyjechaliśmy, bo Klonowice cholercia stały. Ktoś tam, gdzieś tam rozpruł zwrotnicę i zablokował głowicę rozjazdową. Był taki korek, że parowozy oszalały. Wszystkim otworzyły się zawory bezpieczeństwa bo stały pod parą, a tu brak wyjazdu. Dźwięki były takie jakby cała populacja Klonowic żywiła się tylko grochówką. Hi, hi. No i my też w końcu dołączyliśmy do tego chóru. Hi, hi. No ale nic tam. Już mój pomocnik się obsłużył przy nawęglaniu i wodowaniu ale byśmy już chcieli oddać maszynę do hali. Możemy?
- Kochany, kochaniutki ależ tak, tak dziękujemy, bardzo dziękujemy. Już kochaniutki idę na obrotnicę.
Gawryluk i maszynista spojrzeli na mnie podejrzliwie. A ja byłem w niebo wzięty.
- Gawryluk mordo! Jesteśmy uratowani! – szepnąłem.
- Że niby co? Jak?
- Weźmiemy część żaru z paleniska Teigreka i wrzucimy do Petuchy. Rozpalimy ją w godzinę.
- A skąd taki pomysł? W sumie, no, jakby nie najgorszy.
- No skąd? Z książki! Kiedyś w dużych parowozowniach były specjalne zewnętrzne paleniska, w których utrzymywano żarzący się węgiel aby szybko rozpalać parowozy. Mamy szczęście, że takie gorące palenisko właśnie samo przyjechało do nas.
****
Rzeczywiście. Byliśmy uratowani. Petucha była gotowa na czas i pociągnęła pociąg pospieszny do Wyjazdowa
A uratował nas dzielny towarowiec.
Postanowiłem sobie, że zapiszę się na korepetycję do Naczelnika Grzegorza. Przed nami dyżur w Parowozowni Ostów u naczelnika Salsy. Może będzie z nas dumny?
Mam nadzieję, że naczelnik Sławek nie czyta tej mojej relacji, bo mógłby się na nas zezłościć i nigdy już więcej nie dać nam szansy na dyżurowanie.
A fajnie było pełnić tu służbę. Nawet jako palacz stacjonarny i teoretyk-gawędziarz.
Tu wjazd do stacji.
Infrastruktura parowozowni zapewnia wszystko, co jest potrzebne w lokomotywowni zwrotnej. Tu nawęglanie, wodowanie i uzupełnienie zapasów piasku plus kanał oczystkowy.
Jest też stanowisko do uzupełniania paliwa lokomotyw spalinowych oraz parowozów mazutowych.
Obsługę manewrową zapewniał albo Ty2 albo Ty45
W celu skrócenia czasu oczekiwania na lokomotywę, jedna zawsze stała na stacji.
Po wszystkim Gawryluk zabrał mnie na spacer i pokazał ile nieekologicznych w odniesieniu do aktualnych przepisów pojazdów było w Grabowie Pomorskim
A na koniec - Czarna Wołga - kto pamięta ma prawo się bać
Przygoda z wygaszeniem kotła spowodowała, że z Gawrylukiem postanowiliśmy popodglądać inne parowozownie na szlaku NCK. Ale o tym w następnej relacji.