Powiem tak.
Dużo podróżuję po tzw. "świecie" (choć głównie Europa) i wszędzie w krajach "Zachodu" widać, że z byle sterty kamieni i starej chałupy zaraz robią zabytek; przy autostradzie/drodze jest stosowny znak kierunkowy, jest info w internecie, są foldery - i oczywiście towarzysząca "zabytkowi" baza hotelowa i gastronomiczna. Jak to jest, że u nich wszystko się opłaca, a u nas nie? Od dawna obserwuję styl życia ludzi "tam" - i w stosunku do Polski jest to przepaść. Nie mam teraz na myśli zarobków, bo to wiadoma rzecz, ale kwestię kulturową. Abstrahując od faktu, na ile tam państwo wspiera przedsiębiorców (nie chodzi o dotacje, tylko "łaskawe" nieutrudnianie przedsiębiorcom prowadzenia biznesu - vide różne akcje polskiego Urzędu Skarbowego, pierwszy przykład 'z brzegu' to pan Kluska), ludzie po prostu mają szeroką ofertę rozrywki. A to w parku coś się dzieje, a to zbudowano futurystyczny budynek, w którym działa fajna restauracja (zadanie: porównać do tzw. supermarketu Kereza), a to jest jakaś wystawa, a to ciekawe muzeum itd.... Po prostu sposobów spędzenia wolnego czasu przez ludzi interesujących się czymś więcej niż piwem przez telewizorem jest mnóstwo.
Ad vocem: jeżeli płacę (i wszyscy płacimy) przymusowo podatki, to żądam czegoś w zamian. Jeżeli Ministerstwo Kultury jest właścicielem Muzkolu, to dlaczego dopuściło do obecnego stanu? Co przez lata robił dyrektor Ruszczyc? Na podstawie jakich referencji został zatrudniony (poprzednio wyrzucono go z Muzeum Narodowego) i czy był jakikolwiek audyt jego działalności? Na co czeka teraz? Jeżeli Muzkol dostawał od Ministerstwa za małe dotacje, to na co czekano? Od czego są decydenci w Ministerstwie, od czego jest zarządzający Muzkolem? Na co wymiernego poszły nasze, podatników, pieniądze?
Może się ze mną nie zgodzicie, ale moje zdanie jest takie: co w Polsce państwowe, to spieprzone i ukradzione. Bo w państwie, pieniądze były, są i będą; jak ich zaczyna brakować, to zawsze można podnieść podatki/akcyzę/cło/myto itp. No to po co się wysilać/wychylać? A kontrola? "Oczekujemy nieoczekiwanej kontroli", jak powiedział dyrektor Kołodziej w filmie "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". Kluczowe pytanie zatem brzmi: czy jest wola polityczna na uratowanie Muzkolu?
PS. Ciężar moich uwag o zabarwieniu politycznym proszę przesunąć w stronę zagadnień gospodarczych.