Zanim zacznie się zapiątek (tak, u nas to łikend, gdyby ktoś z miastowych nie wiedział), mamy prawdziwy wieśniacki czwartek. Dlatego…
Rozpoczynamy przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87.
Razem ze Stefanem, Heńkiem i Wieśkiem wczoraj wieczorem u mnie w stodole debatowaliśmy od czego zacząć naszą prezentację. Stefan to swój chłop, ale jest trochę monotematyczny, więc jak zasugerował, że od ziemniaka, to wiedziałem, iż nasza dyskusja może się potoczyć nie w tym kierunku, który założyliśmy na początku. Zwłaszcza, że wystarczy Heńkowi i Wieśkowi pokazać flaszkę. A przecież to był właśnie ziemniak – tylko w płynie. Polski! Najlepszy! Dzieło Stefana!
I szło nam tak świetnie (nie, nie mam na myśli dyskusji), aż zrobiło się późno i usłyszałem jak Moja Stara się drze, że pora spać. Tak, akurat spać, już ja ją znam - jedno jej w głowie. Nie ma to tamto, trzeba było się zwijać. Podjęliśmy nierówną walkę z grawitacją, której siła wcale nie jest stała (wbrew twierdzeniom fizyków – to ci, co piszą wzory o rzeczach, których na oczy nie widzieli), bo Heniek nagle nie był w stanie podnieść swego ciała. Wyginał się, wyginał po centymetrze w górę, a jak już złapał pion to nagle zerwał się wiatr i jak go nie spoziomuje! Dodam, iż żaden włos na naszych głowach się nie poruszył, co oznacza, że musiał to być… wiatr słoneczny? (tylko że słońce już dawno zaszło… Pozdrawiam tych… no… astrologów? Ee, astronomów? Astronautów? Tfu…! Ale na pewno nie fizyków!). No i jak Wiesiek otworzył drzwi stodoły, to nim też majtnął ten podmuch z kosmosu. No i jak facjatą zarył w ziemię, to dałbym głowę, że usłyszałem coś jak jęknięcie Matki Natury. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to Moja Stara, stojąca na ganku, westchnęła głośno: „Co za buraki…”
I wtedy mnie olśniło – buraki! Ale też w tym samym momencie wlazłem na Heńka, który jakoś tak nieudolnie próbował wstać, zaczynając od wypięcia czterech liter. Na mnie zarzuciło Wieśka, a jak było ze Stefanem to już nie wiem, choć dopełnił artystycznego obrazu. No właśnie, wyszło coś jak rzeźba współczesna, wiecie, taka co pokazują w telewizji i aż nie chce się patrzeć. No wstyd normalnie! Ale co zrobić, życie czasem daje w kość…
Wprawdzie dzisiaj rano chwilę trwało zanim doszłem do siebie (doszłem, nie doszedłem, bo jak mówił Bałtroczyk: było blisko), ale słowo klucz już mi nie uciekło. Burak!
Podsumowanie tej historii to równocześnie początek prezentacji. No bo jak burak, to kombajn buraczany Holmer Terra Dos T3.
Pojazdy z tej serii produkowano w latach 2006-2015. Napędzał je silnik MANa o mocy 480 KM.
Stefan: „Tu pisze…”
Wiesiek: „Jest napisane!”
Stefan: „No przecież mówię, że tu pisze…”
Wiesiek: „Mówi się, że jest napisane!”
Stefan: [zabija wzrokiem] „Ty z miasta jesteś?”
Ja: „Panowie!”
Stefan: „Tu… [pokazuje palcem i nieufnie patrzy na Wieśka] czytam, że silnik ma 520 koni.”
Ja: [wzruszam ramionami]
Ten ogromny pojazd może maksymalnie jechać po drodze 32 km/h. Oczywiście dysponuje funkcją „psiego chodu”.
Z przodu zamontowane są agregat ogławiający oraz agregat wyorujący - i to one wykonują niesamowitą robotę w sześciu rzędach naraz, najpierw odcinając liście, następnie wyciągając warzywo z ziemi i jeszcze je doczyszczając w drodze do zasobnika na buraki. Jego pojemność to 28 m3, który można opróżnić w czasie 40 sekund.
Dzięki łamanemu przegubowi średnica skrętu (wewnętrzna) to niecałe 8 metrów. Do ułatwienia pracy mamy aż 25 reflektorów roboczych. O kabinie nie wspominam, bo to oczywiste, ze posiada wszystkie możliwe udogodnienia.
Model to dzieło Mo-Miniatur. Jest wykonany z żywicy z elementami fototrawionymi. Dzięki dbałości o detale prezentuje się bardzo wyjątkowo.
Heniek: „A Ropę też pokażemy teraz?”
Stefan: „Po co? Przecież piszemy o Holmerze?”
Wiesiek: „Chodzi ci, Heniu, o to, że to też kombajn buraczany?”
Ja: „Lepiej napiszmy co łączy te dwie firmy. A Ropę pokażemy innym razem. Jak ją poprawimy.”
Stefan: [robi złośliwą minę] „Taa, nie ruszyliśmy Hanomagów ani Trac`a, to akurat weźmiemy się za Ropę.”
Ja: [przewracam oczami] [ale też trochę mi wstyd z tymi czekającymi Hanomagami]
W 1969 r. Alfons Holmer założył firmę pod własnym nazwiskiem. Na początku przedsiębiorstwo zajmowało się naprawą oraz handlem sprzętu rolniczego, później rozpoczęto własną produkcję niewielkich urządzeń dla rolnictwa.
Przełomowy moment to rok 1974, kiedy to Holmer dostarczył swój pierwszy kombajn do buraków. Jednak nie był jego projektantem.
Hermann Paintner był młodym rolnikiem (25 lat) z Bawarii o wyjątkowych zdolnościach mechanicznych, gdy w 1972 roku sam (!!!) skonstruował swój pierwszy kombajn do buraków cukrowych. Jego wyczyn odbił się głośnym echem w mediach. W związku z zapotrzebowaniem bawarskiego stowarzyszenia plantatorów buraków na samodzielne urządzenie (dostępne były tylko ciągnięte) o dużych mocach przerobowych, zwrócono się do Holmera, a ten nawiązał współpracę z Hermannem Paintnerem, który zaprojektował pierwszy 6-rzędowy kombajn buraczany. Dzięki dotacji z bawarskiego rządu ruszyła produkcja i w 1974 r. powstał pierwszy pojazd określony jako „Holmer, System Paintner”. Jednak dopiero dalsze (rok 1977), poprawione konstrukcje pozwoliły Holmerowi odnieść sukces.
Po 10 latach owocnej współpracy Hermann Paintner zdecydował się założyć własną firmę – ROPA (obie firmy mają swoje siedziby w Dolnej Bawarii stosunkowo blisko siebie). Nie wiem, czy włodarze Holmera żałują decyzji, że nie utrzymali u siebie zdolnego Bawarczyka, bo w ciągu zaledwie kilku lat stworzył on wydajniejsze maszyny niż konkurencja (większa pojemność zasobników, mniejszy nacisk opon na podłoże, jako pierwszy zaprezentował 3-osiowy kombajn), a jego przedsiębiorstwo stało się ważnym graczem na rynku maszyn do buraków (oprócz kombajnów Ropa słynie z samojezdnych doczyszczarko-ładowarek).
Heniek: ”Co za historia, aż się wzruszyłem.” [skrycie trze oko]
Stefan: „No to teraz koniecznie musimy poprawić naszą Ropę!”
Ja: „Najpierw Hanomagi!”
Wiesiek: [niezainteresowany już tematem, sięga po ziemniaka w butelce]
Rozpoczynamy przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87.
Razem ze Stefanem, Heńkiem i Wieśkiem wczoraj wieczorem u mnie w stodole debatowaliśmy od czego zacząć naszą prezentację. Stefan to swój chłop, ale jest trochę monotematyczny, więc jak zasugerował, że od ziemniaka, to wiedziałem, iż nasza dyskusja może się potoczyć nie w tym kierunku, który założyliśmy na początku. Zwłaszcza, że wystarczy Heńkowi i Wieśkowi pokazać flaszkę. A przecież to był właśnie ziemniak – tylko w płynie. Polski! Najlepszy! Dzieło Stefana!
I szło nam tak świetnie (nie, nie mam na myśli dyskusji), aż zrobiło się późno i usłyszałem jak Moja Stara się drze, że pora spać. Tak, akurat spać, już ja ją znam - jedno jej w głowie. Nie ma to tamto, trzeba było się zwijać. Podjęliśmy nierówną walkę z grawitacją, której siła wcale nie jest stała (wbrew twierdzeniom fizyków – to ci, co piszą wzory o rzeczach, których na oczy nie widzieli), bo Heniek nagle nie był w stanie podnieść swego ciała. Wyginał się, wyginał po centymetrze w górę, a jak już złapał pion to nagle zerwał się wiatr i jak go nie spoziomuje! Dodam, iż żaden włos na naszych głowach się nie poruszył, co oznacza, że musiał to być… wiatr słoneczny? (tylko że słońce już dawno zaszło… Pozdrawiam tych… no… astrologów? Ee, astronomów? Astronautów? Tfu…! Ale na pewno nie fizyków!). No i jak Wiesiek otworzył drzwi stodoły, to nim też majtnął ten podmuch z kosmosu. No i jak facjatą zarył w ziemię, to dałbym głowę, że usłyszałem coś jak jęknięcie Matki Natury. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to Moja Stara, stojąca na ganku, westchnęła głośno: „Co za buraki…”
I wtedy mnie olśniło – buraki! Ale też w tym samym momencie wlazłem na Heńka, który jakoś tak nieudolnie próbował wstać, zaczynając od wypięcia czterech liter. Na mnie zarzuciło Wieśka, a jak było ze Stefanem to już nie wiem, choć dopełnił artystycznego obrazu. No właśnie, wyszło coś jak rzeźba współczesna, wiecie, taka co pokazują w telewizji i aż nie chce się patrzeć. No wstyd normalnie! Ale co zrobić, życie czasem daje w kość…
Wprawdzie dzisiaj rano chwilę trwało zanim doszłem do siebie (doszłem, nie doszedłem, bo jak mówił Bałtroczyk: było blisko), ale słowo klucz już mi nie uciekło. Burak!
Podsumowanie tej historii to równocześnie początek prezentacji. No bo jak burak, to kombajn buraczany Holmer Terra Dos T3.
Pojazdy z tej serii produkowano w latach 2006-2015. Napędzał je silnik MANa o mocy 480 KM.
Stefan: „Tu pisze…”
Wiesiek: „Jest napisane!”
Stefan: „No przecież mówię, że tu pisze…”
Wiesiek: „Mówi się, że jest napisane!”
Stefan: [zabija wzrokiem] „Ty z miasta jesteś?”
Ja: „Panowie!”
Stefan: „Tu… [pokazuje palcem i nieufnie patrzy na Wieśka] czytam, że silnik ma 520 koni.”
Ja: [wzruszam ramionami]
Ten ogromny pojazd może maksymalnie jechać po drodze 32 km/h. Oczywiście dysponuje funkcją „psiego chodu”.
Z przodu zamontowane są agregat ogławiający oraz agregat wyorujący - i to one wykonują niesamowitą robotę w sześciu rzędach naraz, najpierw odcinając liście, następnie wyciągając warzywo z ziemi i jeszcze je doczyszczając w drodze do zasobnika na buraki. Jego pojemność to 28 m3, który można opróżnić w czasie 40 sekund.
Dzięki łamanemu przegubowi średnica skrętu (wewnętrzna) to niecałe 8 metrów. Do ułatwienia pracy mamy aż 25 reflektorów roboczych. O kabinie nie wspominam, bo to oczywiste, ze posiada wszystkie możliwe udogodnienia.
Model to dzieło Mo-Miniatur. Jest wykonany z żywicy z elementami fototrawionymi. Dzięki dbałości o detale prezentuje się bardzo wyjątkowo.
Heniek: „A Ropę też pokażemy teraz?”
Stefan: „Po co? Przecież piszemy o Holmerze?”
Wiesiek: „Chodzi ci, Heniu, o to, że to też kombajn buraczany?”
Ja: „Lepiej napiszmy co łączy te dwie firmy. A Ropę pokażemy innym razem. Jak ją poprawimy.”
Stefan: [robi złośliwą minę] „Taa, nie ruszyliśmy Hanomagów ani Trac`a, to akurat weźmiemy się za Ropę.”
Ja: [przewracam oczami] [ale też trochę mi wstyd z tymi czekającymi Hanomagami]
W 1969 r. Alfons Holmer założył firmę pod własnym nazwiskiem. Na początku przedsiębiorstwo zajmowało się naprawą oraz handlem sprzętu rolniczego, później rozpoczęto własną produkcję niewielkich urządzeń dla rolnictwa.
Przełomowy moment to rok 1974, kiedy to Holmer dostarczył swój pierwszy kombajn do buraków. Jednak nie był jego projektantem.
Hermann Paintner był młodym rolnikiem (25 lat) z Bawarii o wyjątkowych zdolnościach mechanicznych, gdy w 1972 roku sam (!!!) skonstruował swój pierwszy kombajn do buraków cukrowych. Jego wyczyn odbił się głośnym echem w mediach. W związku z zapotrzebowaniem bawarskiego stowarzyszenia plantatorów buraków na samodzielne urządzenie (dostępne były tylko ciągnięte) o dużych mocach przerobowych, zwrócono się do Holmera, a ten nawiązał współpracę z Hermannem Paintnerem, który zaprojektował pierwszy 6-rzędowy kombajn buraczany. Dzięki dotacji z bawarskiego rządu ruszyła produkcja i w 1974 r. powstał pierwszy pojazd określony jako „Holmer, System Paintner”. Jednak dopiero dalsze (rok 1977), poprawione konstrukcje pozwoliły Holmerowi odnieść sukces.
Po 10 latach owocnej współpracy Hermann Paintner zdecydował się założyć własną firmę – ROPA (obie firmy mają swoje siedziby w Dolnej Bawarii stosunkowo blisko siebie). Nie wiem, czy włodarze Holmera żałują decyzji, że nie utrzymali u siebie zdolnego Bawarczyka, bo w ciągu zaledwie kilku lat stworzył on wydajniejsze maszyny niż konkurencja (większa pojemność zasobników, mniejszy nacisk opon na podłoże, jako pierwszy zaprezentował 3-osiowy kombajn), a jego przedsiębiorstwo stało się ważnym graczem na rynku maszyn do buraków (oprócz kombajnów Ropa słynie z samojezdnych doczyszczarko-ładowarek).
Heniek: ”Co za historia, aż się wzruszyłem.” [skrycie trze oko]
Stefan: „No to teraz koniecznie musimy poprawić naszą Ropę!”
Ja: „Najpierw Hanomagi!”
Wiesiek: [niezainteresowany już tematem, sięga po ziemniaka w butelce]
Załączniki
-
730,9 KB Wyświetleń: 5
- 8
- 2
- 1
- 1
- Pokaż wszystkie