To ja Ci opowiem pewną historyjkę.
W Warszawie na osiedlu Kabaty pod koniec lat 90-tych intensywnie zaczęto budować coraz to nowe budynki mieszkalne, a nawet całe osiedla. Po kilku latach zabudowano już w zasadzie każdy kawałek ziemi jaki tylko zabudować się jeszcze dało, i to do tego stopnia, że ludzie czasami zaglądają w okna sąsiadom wyglądając z własnych okien. Oczywiście popularność tego miejsca wiązała się bardzo ściśle z istnieniem metra, które pozwala na szybkie połączenie z centrum stolicy. Cena za metr kwadratowy była chyba najwyższa w całym mieście wtedy! Ale czemu o tym wszystkim piszę? Otóż mieszkańcy niektórych z budynków piszą skargi do metra. Powody mają różne. Pociągi manewrują po głowicy rozjazdowej od wczesnych godzin rannych do nocy, a czasem nawet manewry trwają i w nocy. Maszynista pociągu ma obowiązek przed wjazdem do hali elektrowozowni dać sygnał syreną, co w przypadku Alstomów jest głośne. I nie da się ciszej, bo nie ma stopniowania. Zaś maszyniści lokomotyw manewrowych mają obowiązek używania syren pneumatycznych i elektrycznych. Do tego na ciasnych łukach koła czasem bardzo mocno świszczą o szyny.
I czasem się dziwię tym ludziom. Bo co było pierwsze, elektrowozownia metra, czy osiedla? Tak się składa, że elektrowozownia. A zatem każda osiedlająca się tam osoba powinna być w jakimś tam stopniu świadoma sąsiedztwa, i tego co ze sobą ono niesie. Oczywiście na pewno deweloper nawet jeśli wiedział to nie powiedział klientom że czasem słychać głośne dźwięki z elektrowozowni. Jednak skoro wprowadzili się tutaj, to tak jakby zaakcepowali sąsiedztwo, co jednak nie przeszkadza im teraz w pisaniu skarg. Ale niestety niewiele się z tym zrobi, bo byłoby trzeba zamknąć elektrowozownię, a tym samym i całe metro. Nikt (w tym oczywiście samo metro), nie kazał budować osiedli zaraz przy płocie, jak też nikt nie kazał tam komuś mieszkać.
Wniosków w kontekście Twojego pytania nie napiszę, chyba możesz odpowiedzieć sobie sam. Bo zapewne się nie mylę, że to koleżanka nie była tam pierwsza, tylko stacja kolejowa.
I co by nie było, że nie jestem w stanie zrozumieć tych ludzi co tam mieszkają. Sam możliwe że kupię wkrótce mieszkanie w również niezbyt ciekawym sąsiedztwie. Możliwe że też kiedyś będę walczył by coś z tym zrobić. Ale jak to się mówi: "wiedziały gały co brały". Trudno więc z takimi rzeczami walczyć, skoro to istniało już w momencie wprowadzki do mieszkania?