• Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Relacja Patrząc przez okno po lewej stronie

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#1
Patrząc przez okno po lewej stronie

Patrząc przez okno po lewej stronie i wyjeżdżając z Warszawy w kierunku zachodnim, choć destynacja – celebrycko to ujmując po odmowie wczoraj czy przedwczoraj czy tam kiedy temu celebrycie wylotu do Miami, no może zabrakło deklaracji o wwożonym proszku do prania – jest południowo-zachodnia, a konkretnie Wrocław. Cóż widzę przez okno? Pokażą to zdjęcia z komentarzem przyprawionym dawką wspomnień i przemyśleń. Aby pozostawić aurę autentyczności, zdjęcia nie są „prostowane” w programie graficznym.

Wyruszam z Centralniaka. Dowiózł mnie tutaj taksówką pierdołowaty dziadek, który czekał z wyruszeniem w kurs aż usadowiwszy się na tylnej kanapie skończę rozmowę przez cellphone, więc musiałem ją na chwilę przerwać aby zapytać: dlaczego nie ruszamy? Dziadek wziął sobie na ambicję mój nacisk na odcisk, bo zauważył pedał gazu i skrzynia DSG jego auta mogła się popisać na Puławskiej. Tego się po dziadku nie spodziewałem: jednak powiedzenie, że w starym piecu diabeł pali, zawiera w sobie mądrość ludową. Chyba dla uspokojenia steranych nerwów zapuścił przyjemną muzykę instrumentalną, taki cudowny chillout, więc i atmosfera w tych sześciu kubikach dostępnego nam powietrza ostygła, czego codą była płatność gotówką z mojej strony, w tym napiwek z bilonu, jaki miałem. Ja byłem kontent i dziadek był kontent. Win – win!

Tu muszę, wybaczcie, wtrącić wspomnienie zupełnie niekolejowe, lecz cokolwiek związane z – ja kto podobno mówią na Podlasiu – cierpiarzem. Przyjechał kiedyś do mnie służbowo Niemiec. No, prawie taki Niemiec jak ja Francuz czy inny tam Niujorker, ponieważ jest Włochem z pochodzenia, z wyglądu i z nazwiska, które zresztą w wymowie przypominało nazwisko polskie, co z kolei rodziło komiczne sytuacje. Znam gościa do dziś i bardzo lubię, nawet go zawlokłem kiedyś do Bierhalle w Katowicach, był zachwycony jakby się do Bawarii przeteleportował. Nawiasem mówiąc GOP zawsze mnie zadziwiał gęstością zabudowy i płynnością przejścia jednego miasta w inne miasto, to dla mnie zawsze było i jest niesamowite. Wracając: zwijam tego Niemca-Włocha z hotelu taksówką, jakiś chyba opel insignia z przeszklonym dachem. Niemiec-Włoch zachwycony – nigdy nie jechał taką taksówką. Nawet tam u siebie z Zagłębiu Ruhry! No to na bogato jest w tej Polsce. Szkoda, że nie był to nocny kurs do Jakuszyc, bo może byśmy przez tę dachową szybę podziwiali galaktykę Andromedy.

Koniec dygresji. Ja też byłem zachwycony, ponieważ dziadek się postarał i dowiózł mnie na Centralny całe 20 minut przed odjazdem pociągu. Odstałem swoje w zasiekach dla bydła i kupiłem bilet na pierwszą klasę. Wróć! Baba przez pomyłkę sprzedała mi na drugą. No dobra, dopłacę w pociągu. Jeszcze kupuję w Biedrze małą wodę na podróż (bez sensu, nie wypiłem jej, a wracając, otrzymałem drugą butlę „na koszt intercity” hehe, no tylko łykać do oporu i przez to ten upierdliwie reklamowany kserostemin zniknie z rynku). W Biedrze w kolejce do kasy przede mną tylko jedna osoba, phi, młoda mama z dziećmi Dmytro, Galą i Olgą, no nie ma sprawy, dzieci się nudzą i baraszkują, mama jedną ręką kładzie zakupy na taśmie, drugą przytrzymuje młodszą córkę, która nieporadnie ładuje zakupy z powrotem do dolnego kosza wózka chicco (nie może być inny, a jakże, musi być tak zwany firmowy, trójkołowiec z małą siateczką z tyłu na zakupy), no stara się ta wołyńska białogłowa jak może, jeszcze z 5 minut i będzie gotowe, płatność kartą, karta nie działa, konsternacja, ona nje panimajet, znowu klikanie, ja też przestępując z nogi na nogę klikam piętami w podłogę, zerkam na zegarek, Dmytro jest niegrzeczny, mama go strofuje, a potem mieszając dłonią w torebce wydobywa drugą kartę płatniczą, ta działa, uffff, dobrze że karbowańcami nie płacili po przeliczniku sprzed trzydziestu lat, ach teraz moja – nomen omen – kolej, płacę, wychodzę na halę główną, z którego to on tam odjeżdża na tym ciągle zmieniającym się wyświetlaczu, aha no mam panie kupę czasu, trzy minuty do odjazdu, noż…

Siadam w jedynce na wygodnym dla mnie tymczasowo wolnym miejscu. Ledwie rozłożyłem bambetle i zdeponowałem mniej szlachetną nazwę pleców na pluszach niemieckiej myśli technologicznej, a tu już Zachodnia.

ww1.jpg


Czy stawiając te biurowce nie wzorowano się aby na paryskiej Bibliotheque Mitterand?

Nazwa stacji jest wymalowana biała na niebieskim tle, tak jak to się teraz robi, po europejsku, i dobrze, bo kontrast lepszy i w nocy lepiej widać, a gdyby tak przerobić tę nazwę na Varsovie Gare-de-l’Ouest, wtedy to zdjęcie mogłoby być z Francji, przecież tam za chwilę jest Leroy Merlin, Decathlon, Auchan czy inny Carrefour, może władze powinny tę koncepcję rozważyć? W końcu francuski jest już językiem pocztowców.

Jadę sam, ale w opowieści razem z wami, więc też tak będę dalej gawędził. Chwilę za Zachodnim mijamy wiadukt nad ulicą Prymasa Tysiąclecia. Od południa graniczy z nim rondo Zesłańców Syberyjskich, przebudowane jakieś 15 lat temu na „wynzeł” (uwielbiam ten sarkazm) drogowy w sposób bardzo ciekawy, o tym za sekundę. Na zdjęciu czapki wentylatorów tunelu drogowego, czy nie kojarzą się wam z czapką Kargula?

ww2.jpg


Sekunda minęła – wiem, jak szybko czytacie takie relacje – zatem wracam do wynzła, co byśmy w opowieści przejechali teraz te pół kilometra na nastawniku zero. Tenże wynzeł drogowy przebudowano. Ale. Na poziomie minus jeden zaprojektowano bezkolizyjny lewoskręt od strony Pruszkowa w lewo w kierunku zachodnim, na poziomie zero rondo, a na poziomie plus jeden wiadukt południe-północ umożliwiający bezkolizyjny przejazd z ogólnie Pruszkowa do centrum. Idealnie. Tyle, że pod ziemią był (i jest) kolektor sanitarny, więc napotkano ograniczenie w poziomie zagłębienia tunelu. Rozwiązaniem byłoby więc podniesienie terenu i wybudowanie wszystkiego wyżej ale – przeszkadza linia wysokiego napięcia! Niedasie! W efekcie wybudowano tunel do lewoskrętu, który jest za niski dla ciężarówek (no bo kolektor sanitarny od dołu i rondo od góry, którego nie można było wyżej, bo te druty pod prądem), a pomimo szerokości tunelu wystarczającej dla wytyczenia dwóch pasów, udostępniono jeden, a reszta asfaltu wymalowana jest w wiadome rzadkie paski. Zegar tykał i po jakimś czasie linię napowietrzną w tym miejscu przebudowano na przejście kablowe. W efekcie mamy prezent na najbliższe „dziesiąt” lat – ciężarówki stoją na rondzie do lewoskrętu, a czasem mający wszystko wiecie gdzie szofer przywali w bramkę wysokościową wjazdu do tunelu i zablokuje skrzyżowanie na kilka godzin. W końcu Warszawa jest stolicą, tu wszystko musi być naj, więc i różnej maści absurdy również muszą być naj. Trzymam kciuki, aby Warszawa stała się popularniejsza od Zakopanego ever! U nas też można po pijaku wejść na dach budynku i zadzwonić na 112 po pomoc w zejściu. Really! (czytaliście ten news z Zakopca sprzed kilku dni?)

Kolejowy węzeł warszawski to niesamowita plątanina torów. Coś jak kosmyki fryzury pięknej blondynki: niby wiszą w określonych kierunkach, ale jak się zniżyć do pojedynczego włosa… Ten skomplikowany system jest obecnie intensywnie przebudowywany. Tu jeden z widocznych przez okno przykładów (granatowa kopuła w tle to centrum handlowe przy Al. Jerozolimskich); czy to może będzie tunel jakiejś łącznicy na Włochy? Tu na marginesie: zawsze byłem zwolennikiem utworzenia kolejowego ringu od dawnego przystanku Wola do Zachodniej (coś jak londyńska linia metra Circle). Teraz to już po ptokach.

ww3.jpg


Za chwilę odejście kratownicą na Piaseczno

ww4.jpg


i jesteśmy na Czystem, śmieszna to nazwa, choć czysto to tu nie jest, bo od tego miejsca okolice delikatnie wijącego się pośród drzew i krzaków toru są okraszone niesamowitą ilością śmieci papierowych, plastikowych, puszek po piwie, butelek, odpadów budowlanych i tak dalej. Jakiś Bangladesz nie obrażając Bangladeszu.

Pojawia się odolańska hala wagonowa.

ww5.jpg


Czy wy widzicie to co ja, wjazd do hali na sygnalizator jakby drogowy.

ww6.jpg


Chwila kołysania pudłem wagonu i znów coś ciekawego, ledwie zdążyłem złapać digitalnym dagerotypem.

ww7.jpg


Toż to ulica Potrzebna. Wiecie, kocham moją Warszawę z tysiąca powodów, również dlatego, że nazwy niektórych ulic tutaj są już naprawdę z dupy, bo przy tej liczbie ulic, skwerów i placów, kurczy się paleta dostępnych „normalnych” nazw. Jednocześnie nie lubię tego miasta z innych powodów… Ale chyba każdy z nas odczuwa to samo: kocha swoje miasto (lub wieś) i jednocześnie widząc jego wady, codzienne problemy, a na pewno w sytuacji brak pracy na miejscu i brak tzw. perspektyw – ucieka zeń. To nie tylko jest smutne czy przykre, to tragedia naszego kraju, czyli naszej gospodarki, czyli ostatecznie jakości naszych polityków. Lecz to inny temat, kończę tę myśl.

Pętla ulicy Potrzebnej sru przeleciała, cała ona wyłożona jest wynalazkiem pana Trylińskiego, a tam w tle widać co?

ww8.jpg


Widać to : )

ww9.jpg


Dalej mijamy prywatną firmę recyklingową. Ile majątku zainwestowano w tym ogrodzeniu. Podziwiajcie piękne widoki.

ww10.jpg

ww11.jpg

ww12.jpg

ww13.jpg


Gdyby nie pogoda i roślinność nie teges, mogłyby to być zdjęcia z Indii.

Za dosłownie dziesięć sekund wyłania się blok mieszkalny na osiedlu o jakiejś oczywiście niepolskiej nazwie. Ależ zabudowują Warszawę metodą: tam gdzie jest jeszcze wolne miejsce nałóż kit – wciśnij kciukiem. To tutaj to dla mnie rejony kompletnie nieznane...

ww14.jpg


Chwila i przejazd na ulicy Gniewkowskiej

ww15.jpg


i wiadukt nad Dźwigową.

ww16.jpg
 
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#2
Zaraz za nią WGT czyli Warszawa Gówna Towarowa, która wita nowym budynkiem. Niemiec by się nie powstydził. Ciekawe co mają do powiedzenia chodzące na szpilkach asystentki prezesów kolejowych spółek? Jako wniosek racjonalizatorki proponuję zabetonować otwory w płytach jumbo, aby asystentki owe rzadziej musiały zmieniać fleki bucików. Wiem, teraz naraziłem się tapicerom przez mniejsze zużycie butów i ekologom przez użycie większej ilości betonu.

ww17.jpg


Suniemy po szynach dalej, nagle śmiga wartościowy depozyt,

ww18.jpg


za nim chyba dawne kwatery pracownicze w budynku z obronną basteją

ww19.jpg


i wiadukt Alei 4 czerwca 1989 roku. Myślałem, że nie doczekam tego „przebicia” z Ursusa na Bemowo. Doczekałem się i kilka lub kilkanaście razy tamtędy jeździłem. Ale teraz mam S2 i S8, więc znowu nie korzystam.

ww20.jpg


Za chwilę oglądamy resztki fabryki Ursusa

ww21.jpg


Związki zawodowe pod przewodnictwem pana Z. wbiły ostatni gwóźdź do trumny tej firmy. Ale jeśli ta firma, która powinna być dumą Polski, nadal istnieje, to co robi? Ursus oraz P7P – Posag Siedmiu Panien – to powinno być znane Europie, jak nie dalej! Tymczasem jest znane komu? „Osobom zainteresowanym” i nikomu innemu.

Zaczyna nas otaczać coraz więcej pól, bloku lub domy są coraz dalej od torów, to już przedpola Warszawy.

ww22.jpg


Przechodzę do innego wagonu, bo kobieta z mną non stop trajkocze do telefonu, nie mogę się skupić na swoich myślach, a teraz abonamenty są bez limitu minut, więc nie mam ochoty spędzić podróży na wysłuchiwaniu czyichś spraw rodzinnych. Zza chmur wychodzi słońce i mnie oślepia, więc przesiadam się na prawą stronę (tytuł tej relacji staje się kłamliwy jak obietnice polityków) i zanurzam nos w laptopie, zerkając co jakiś czas za okno. I spostrzegam kilka smaczków, oto one.

Tuż za Herbami jest zakład recyklingu metali (taki mądry jestem, bo sprawdziłem w necie). Ciągnie się wzdłuż torów na kilkaset metrów i jak nic przerabiają tutaj rod, platynę i pallad oraz cyrkon z dropsów zawierających tlenek uranu, paliwo do elektrowni jądrowej, ponieważ na płocie wisi… zakaz fotografowania. Ale hola hola, to dotyczy robienia zdjęć na terenie tego supertajnego zakładu, a tu z zewnątrz fotografować wolno, tak jak i elektrownię jądrową z zewnątrz też wolno, więc voila (może to jakiś temat na makietę?):

ww23.jpg

ww24.jpg

ww25.jpg

ww26.jpg


Jakaś stacja, chyba Lubliniec, tak się zaczytałem, że nie zainteresowałem się nazwą miejscowości. Ciekawie wygląda stała tarcza manewrowa, zapewne umieszczona tu tymczasowo z powodu remontu toru.

ww27.jpg


Lecimy 132 km/h i w końcu Opole. Jak wiadomo, jest to stacja z dworcem oblanym dwustronnie torami, podobnie jak np. Piła. W Opolu stoi piękny, choć też pięknie zaniedbany, kłapouszek.

ww28.jpg


Przejeżdżamy przez mosty na Odrze i kanale Ulgi, dwukrotnie otwiera się szeroka perspektywa, aż człowiek łapie oddech,

ww29.jpg

ww30.jpg


a za moment zatrzymujemy się na przystanku Opole Zachodnie (chyba to zatrzymanie techniczne). Przez okno patrzę na tłum młodzieży, który właśnie wraca ze szkoły do domu i na peronie oczekuje na swój pociąg. Charakterystyczna nad-ruchliwość, cechujący wszystkich syndrom RLS, nieskalane żadną bruzdą gładkie twarze, ale za to czasem okraszone trądzikiem, młode dziewczyny nie mogące się doczekać osiemnastki, kiedy to już legalnie będą się mogły malować i nosić biżuterię, podrostki marzące o dorośnięciu do prawa jazdy, może już pokątnie sączący piwo i pociągający Marlboro, ukradkowe spojrzenia między płciami, by jak rekruter oceniać: przystojny czy nie, ładna czy nie, rodzą się z tego jakieś początki miłostek, zauważam zabawy w niby zaczepki i przepychanki, żeby tylko tu czy tam udało się dotknąć tę fajną dziewczynę, no takie jakby karesy w wersji light, jakież dynamiczne i żywiołowe to towarzystwo, no ale można zadać w tym momencie pytanie: tak właściwie to na co ja patrzę? A patrzę na cudowną młodość, radość życia i zupełnie niedocenianą przez nich perspektywę odkrywania przez lata i krok po kroku tego, co my starsi już wiemy, bo to wszystko przeżyliśmy.

Pociąg rusza, a ja powyższą refleksją kończę tę krótką relację z przezokiennych widoków. Zobaczcie, że nawet takie pierdoły jak tu opisałem, mogą być ciekawe, interesujące, a nawet inspirujące. Wystarczy otworzyć oczy i widzieć, a nie tylko patrzeć. Wszak ten świat jest arcyciekawy w każdym jego wymiarze.

Aktualność zdjęć: styczeń 2023.
 

wojtek_

Aktywny użytkownik
Reakcje
178 20 1
#5
Ej no! Tak się nie robi!
Powieść w odcinkach to klasyka - Sienkiewicz majątku się dorobił - do roboty!
 

Arekmiz

Znany użytkownik
Reakcje
1.518 149 0
#7
Szkoda Ursusa. Takie fajne traktory robili. C330, poezja. Łezka w oku, to se ne vrati. Rozpieprzyć jest łatwo...
 

Wojtek_Kraków

Aktywny użytkownik
Reakcje
429 1 0
#8
Miałem kiedyś podobne odczucia podróżując PKP.
Zastanawiałem się przy tym dlaczego tak wielu ludzi woli patrzeć w telefony czy głupie telewizorki pod sufitem (które cały czas wyświetlają to samo) zamiast za okno... I patrzeć jak czas ucieka. Życie przemija ...
 

Kpt. Nemo

Łowca cech
Donator forum
Ekspert
Reakcje
21.226 508 29
#10
Miałem kiedyś podobne odczucia podróżując PKP.
Zastanawiałem się przy tym dlaczego tak wielu ludzi woli patrzeć w telefony czy głupie telewizorki pod sufitem (które cały czas wyświetlają to samo) zamiast za okno... I patrzeć jak czas ucieka. Życie przemija ...
Tresura i uzależnienie, no i patrzenie w telefon jest łatwiejsze niż świadome postrzeganie rzeczywistości, w mojej następnej relacji opowiem Wam o pociągu w którym podróżowały żywe trupy i o zagrożeniu jakie mogło nas spotkać, ale to za kilka chwil.
 
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#11
Tym razem siedzę po prawej stronie.

Znowu jadę do Wrocławia i znowu pociągiem – połakomiłem się jak 5 milionów Polaków na polisolokaty, z tym, że oni finansowo stracili a ja zyskałem, ponieważ podróż samochodem w jedną stronę to 250 zł za samo paliwo, a tu proszę, bilet za 75zł w drugiej klasie, no to skorzystam i pojadę nawet pierwszą, stać mnie a co, mozolnie więc wstukuję dablju dablju dablju pikejpi pi el, klikam kupuję, a właściwie to klikam i nie kupuję, bo na lwią większość pociągów wykupione są wszystkie bilety na pierwszą klasę, szukam więc w drugiej, no są na pociąg popołudniowy, gdzie zostało jeszcze kilkanaście miejsc w całym pociągu, intensywnie molestuję lewy przycisk myszy i pocę się jak ona przechodząc przez kolejne etapy transakcji zakupowej, szybko aby tylko mi miejsce nie uciekło, a tu jeszcze mnie ten zegarek portalu zakupowego pogania, no popuścić normalnie można w tym podwójnym stresie, popuścić przynajmniej pot na czoło. Nic nie popuściłem, a bilet kupiłem, dla niektórych byłaby podwójna okazja z kolegami wydudlić po małpce z tyłu sklepu. A i jeszcze mi wyszukiwarka proponowała połączenia przez Kraków lub Poznań z przesiadką trwającą 5 minut, no nie skorzystałem z takiej okazji, patrzcie państwo.

Z tym rozpracowywaniem flaszeczek z tyłu sklepu to wtrącę pewną alkoholowo-zależną anegdotę, otóż pewien mój stary best friend z miasta portowego Świdnik (chodzi o port lotniczy) pokazał mi kiedyś, byłem bowiem w Świdniku ileś tam razy w życiu, taki mały pawilon handlowy stojący na środku dużego trawnika otoczonego czteropiętrowymi blokami, na trawniku rosły z rzadka jakieś krzaki oraz rachityczne drzewka, a w pawilonie sprzedawano piwo. Piwo, jak wiadomo, wspomaga diurezę, ale to już projektantów owego przybytku kompletnie nie interesowało, więc toaleta była tylko dla personelu. Tyle roślinność okołopawilonowa przyjęła amoniaku i mocznika, ach tam nawet od temperatury dyskusji światopoglądowo-politycznych to pewnie nawet synteza biuretu zachodziła, że w końcu poziom skażenia terenu przekroczył skalę jak mierniki promieniowania w czarnobylskiej elektrowni i pawilon zamknięto. Elektrownię, jak wiadomo, też.

Metro szybko dojeżdża do Centrum, przechodzę przez Patelnię na tramwaj, siup jeden przystanek i jestem w domu, to znaczy na Centralnym. „To jeszcze mam kwadrans. To sobie obiad jem w bufecie. To po fajrancie nie będę musiał zostawać, żeby jeść…”. Cholera, zapomniałem scyzoryka do wydłubywania brudu spod paznokci, ale to zapewne dlatego, że nie mam brudu pod paznokciami; następnym razem muszę się bardziej postarać.

Z galeryjki widokowej obserwuję życie peronowe, które tworzą trzy kategorie podróżnych: krokodyle (stoją nieruchomo gapiąc się w komórki lub we własne myśli, ze zmęczenia nieliczni usiądą na walizce, plecaku lub ostatecznie na peronie, kontrolnie łypną czasem na pragotron lub na innego podróżnego, aby w decydującym momencie pojawienia się zdobyczy-pociągu nagle się ożywić), mrówki (łażą w tę i z powrotem, podczas meandrów między innymi pasażerami zakreślając w planie esy-floresy, takie niewidoczne doodles zabijające nudę czyli pozornie również zabijające czas; w decydującym momencie nastąpi ich nagłe ożywienie, zgrupowanie się i gremialny atak na zdobycz) oraz charty (stoją przyczajeni na pozycjach wyjściowych, zwykle blisko krawędzi peronu, a najlepiej drzwi wagonu, choć nigdy dokładnie nie wiadomo, gdzie one będą po zatrzymaniu pociągu, zerkają w głąb tunelu w poszukiwaniu trzech świecących projektorów albo nasłuchują komunikatów mając uszy nastawione na częstotliwość rozmów współpasażerów, że oto już zaraz; czasem dla niepoznaki stoją bokiem do osi toru, tyłem nawet, dyskutują z towarzyszami podróży lub nawiązują dialog z innymi, słowem mogą tworzyć taki obraz popasu i chilloutu, ale to gra pozorów, ponieważ zbliżająca się zdobycz natychmiast ich mobilizuje, nosy podniesione, plecak na plecach w trymiga i pierwsi gotowi do ataku).

ppow1.jpg


Kontempluję tę różnorodność charakterów, ale w końcu i ja muszę się wśród nich znaleźć, zjeżdżam zatem schodami na peron, kierując się śladem zapachowym śmietnika, który podróżuje kilka metrów przede mną.

ppow2.jpg


Tłum nieco gęstnieje. Patrzę na ludzi. Uwielbiam patrzeć na ludzi, na ich wygląd, zachowanie. A zwłaszcza na twarze. Są tak różnorodne, każda „z wyglądu niepodobna do nikogo”, twarze młode i stare, ładne i brzydkie, o różnych kształtach, kwadratowe i pociągłe albo trójkątne, mężczyźni z bodą, wąsami, albo zupełnie nie, ogoleni i gładcy jak pupcia niemowlaczka, niektórzy z fryzurami „Wodecki”, inni mają zakola albo są już aerodynamicznie doskonali, kobiety długowłose i krótkowłose, blond i nieblond [specjalne napisałem razem], zadbane wymuskane z najnowszym bio-eco-greenkremem na policzkach albo wręcz przeciwnie: sterane życiem, nie bywające w salonach piękności na polskiej wersji Avenue de Champs-Elysees; u niektórych zmarszczki emanują szlachetnością – nie szlachectwem – a u innych są tylko dowodem przynależności do nisoka-medel-klas, jak rzekł był Stanley do przybyłego do USA Pawlaka tłumacząc mu poziomy majętności Amerykanów, albo też są one zwykłym efektem takiego, a nie innego metabolizmu lub osobiście wybranego stylu życia. Niektóre twarze mają wygląd przaśny i nieciekawy, inne interesujący i niejako zachęcający do nawiązania konwersacji. Kształt i osadzenie oczu oraz ich ruchliwość w połączeniu z mimiką (twarzy; istotne wyjaśnienie padło w komedii „Volta”) to temat na poemat. Ale w tym wszystkim najciekawsze jest to, że za każdą twarzą kryje się osobowość człowieka, która może być zupełnie inna niż ją sobie po tej twarzy wyobrażamy. Tutaj pozory zdecydowanie mogą się mylić, zdecydowanie...

Czasu miałem dużo na te przemyślenia, pociąg mój bowiem nadjeżdżający z Białegostoku „doznał opóźnienia” 20 minut (uwielbiam to określenie, też wówczas czegoś doznaję jak je słyszę). Chwilowa mobilizacja peronowej ciżby w nadziei, że oto udający kobietę automat zapowie wjazd pociągu, ustąpił miejsca zbiorowemu glissando wyśpiewanemu głoską „oooooooo!”. Nasz chór dał występ jeszcze dwa razy, kiedy anonsowano 30 i 40 minut opóźnienia, choć za każdym razem z jednak mniejszą werwą. Rezygnacja zaczęła przyjmować równe formy, tu na zdjęciu widać, że spóźniające się pociągi to być może sposób na promocję i rozwój upadającego czytelnictwa w Narodzie. Narodzie? No, w każdym razie wśród pasażerów PKP.

ppow3.jpg


Wreszcie pociąg nadjechał,

ppow4.jpg


tylko nie ten, lecz późniejszy do Łodzi, który z racji braku opóźnienia przyjechał wcześniej względem wrocławskiego, weź to człowieku wytłumacz na migi Węgrowi, jeśli nie znasz węgierskiego. Na peronie pojawiła się mikstura mieszkańców aglomeracji łódzko-wrocławskiej, nas przerzucono na drugą krawędź peronową i tu z opóźnieniem 50 minut nadejszła chwila nadejścia mojego pociągu. Złapałem go w siatkę pikseli fotomatrycy w idealnym momencie.

ppow5.jpg


Pociąg nabity pasażerami, a oni nabici w butelkę tym opóźnieniem, jakiś student okupujący moje zarezerwowane miejsce zwalnia je, jego kolega sąsiad zostaje, miły normalny i wcale niegłupi człowiek, tak sądząc z konwersacji jaką przez pewien czas toczyliśmy, jadą obaj w odwiedziny do rodzinnych stron, no dość dawno nie rozmawiało mi się tak dobrze z kulturalnymi ludźmi w ich wieku, jest jeszcze nadzieja, że zbydlęcenie charakteru i wygładzenie struktury kory mózgowej przyszłych pokoleń nie będzie w tym kraju totalne.

Na Zachodniej cykliczna wizytacja ciekawego taboru; jak skończą przebudowę stacji, a to jeszcze hoho, to powróci nuda niewychylnych wahadełek, karpi, nowoczesnych kibli i wagonów osobowych typu Abcdefghijklm czy jakoś tak. Zanim to nie nastąpi, warto bywać i przeżywać.

ppow6.jpg


Ostatnie miesiące grzybka, pożegnamy z szacunkiem zdjąwszy kapelusze.

ppow7.jpg


O proszę, nie ma nazwy na budynku, jak nic właśnie na stole krojczym powstaje ze stali twardej jak „nasz elektorat” wielki szyld „Narodowa Energetyka Narodowych Kolei Państwowych” czy coś w tym stylu, przyklei się go taśmą klejącą – to już mamy przećwiczone – i po pomalowaniu na tęczowo osiągniemy wreszcie porozumienie ponad podziałami.

ppow8.jpg


Coś jakby klimat wiedeński mi to zdjęcie przypomina, ale może zupełnie się mylę, ostatnio po przedmieściach Wiednia spacerowałem dawno, dawno temu.

ppow9.jpg


O rany Julek, tunel Globusowej w remoncie, wieki tędy nie jechałem, tu na Włochy, tymczasem widoczna architektura przypomina raczej osiedle Kamionek niż Italię, z którą związek kończy się na włoszczyźnie w tutejszym warzywniaku.

ppow10.jpg


Mkniemy po torach i za chwilę jesteśmy tu. Tu nic się nie zmieniło, był Ursus jest Factory, ale nie traktorów tylko ubrań, nie polskich tylko chińskich i nie fabryka tylko handel. Słuchaliście państwo Radia Erewań.

ppow11.jpg


Jak miło po całym dniu pracy wrócić do przytulnego cichego mieszkanka przy ulicy, stacji benzynowej, stacji kontroli pojazdów i linii kolejowej. Jest pięknie, tylko ludzi szkoda.

ppow12.jpg


Od północy towarzyszy nam ulica Traktorzystów, to kiedyś był jeden z budynków administracyjnych fabryki Ursus (na tej stronie jest plan fabryki, gdyby to kogoś interesowało), potem był Dom Kultury Miś, teraz Dom Kultury Portiernia, żłobek i przedszkole, te dzieci albo wyssą wrażliwość na sztukę z mlekiem matki albo wessą z okolicznym kurzem.

ppow13.jpg


Jak to Legia wita, przecież Legia żegna, powinien być napis dwustronny jak w markecie, tu witamy tam żegnamy, a o zaproszeniu to zapomnieli ci Legioniści, co to, szeregów swoich zasilać nie chcą, a kto się będzie tłukł na Żylecie? W tle wieżowce osiedla Niedźwiadek, to jakby skondensowane Bródno, pamiętacie może skondensowane mleko w puszce, mleko dosłownie otoczone blachą, tu w tej okolicy mamy osiedla Niedźwiadek, Gołąbki i Szamoty też otoczone blachą, no właściwie to stalą, torów kolejowych, gdyby je trochę przemodelować i puścić po płaskim, to na przejazdach kolejowych można by pobierać myto, bo jedyna inna droga ucieczki byłaby helikopterem.

ppow14.jpg


Duża jest ta Warszawa, ale zadziwiająca w sumie, bo jak się jedzie samochodem po lokalnych drogach, to budynki i budynki, ulice i ulice, cywilizacja i cywilizacja, jak się jedzie pociągiem to też zadziwiająco dużo tego przemyka wzdłuż torów, jak również zadziwiająco dużo jest samych torów, tymczasem jak się jedzie trzy-ćwiercio-ringiem, no to się jedzie, jedzie, o i już człowiek wyjechał, czylu było i minęło, więc jak się ta Warszawa – „wielkie miasto” ma do Londynu – „wielkiego miasta”. Cóż, dla mrówki i pestka dyni jest wielka.

O, właśnie jedziemy pod POW czyli S2 na warszawskim odcinku, ileż razy podróżuję górą, nie widząc dołu, no to teraz takie coś, uchwycone naprędce, dosłownie.

ppow15.jpg


Tuż przed Piastowem dochodzi łącznica z „linii poznańskiej”, może będzie pełnić kluczową rolę w delegowaniu tędy pociągów dalekobieżnych na Warszawę Gdańską, jak już nastąpi totalna remontowa rozpierducha linii średnicowej, ale może się przekonam niebawem, bo wracam właśnie na Gdańską zamiast na Centralną.

ppow16.jpg


CDN.
 
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#13
Wróciłem z wyprażania powłoki skórnej pod palmami, w Polsce zastałem takie same temperatury, więc po co było opuszczać ojczyznę mą, no może po to, by znowu doświadczyć tego wspaniałego widoku dna morskiego z czystym żółciutkim piaskiem i kolorowymi rybkami, bo u nas jak się zanurzy dłoń w morzu, to paznokci już nie widać. Warto było jechać, bo widziałem samochód z rejestracją PKP, prawie wzruszyłem się do łez widząc, jak wspaniale się rozwija nasze przedsiębiorstwo, rodowe srebro, jak nic lepiej niż Orlen, który sięga tylko Austrii, a ja byłem na niższym równoleżniku. Samochód PKP był spalinowy, więc gdyby Orlen otworzył tamże swą paliwodajnię, mielibyśmy coś na kształt Peweksu: Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego, tyle że na zewnątrz. Jest nadzieja, do rozpoczęcia inwestycji brakuje tylko 70 milionów złotych, gdzieś się zapodziały. Wracając. Wróciłem opalony jak bohater wiersza Tuwima, nie mogę napisać tytułu, bo mnie zakabluje do prokuratora ten nie wiadomo przez kogo finansowany Ośrodek Monitorowania Wolnych Myśli i Mówienia Prawdy Wprost, czy jak on się tam nazywa, jestem więc znowu tutaj, „straszę” wyglądem i słowem, zatem wykorzystując te atuty mogę kontynuować opowieść.
Lecimy.

Tylko tyle zdążyłem cyknąć z pomnika obozu Dulag 121 „Tędy przeszła Warszawa”. Dużo z tego obozu zniknęło tak samo jak znika obóz w Mauthausen-Gusen, po cichu lecz systematycznie unicestwiany przez władze austriackie po to, aby zatarła się nie tylko pamięć, ale i starł kamień, najtwardszy dowód odpowiedzialności.

ppow17.jpg


ppow18.jpg


Za chwilę pojawia się wąż eaosów. Co to to-to zielone przyklejone do Stonki? To chyba wyrób niemiecki, jeśli oczęta mnie nie mylą? Czyli mamy taki mały dojcz-polnisze frojndszaft w praktyce. No ale popatrzcie, jak to wygląda. Znany cieć Stanisław Anioł odpowiednio skomentował był taki kolorystyczny melanż, bo przecież on w oknie powiesił zasłonki zielone, a Ewa Majewska brązowe. No i jak to teraz wygląda? Jak gówno w lesie!

PS. W tle drzewa, lasu.

ppow19.jpg


Powstają kolejne pruszkowskie oazy ciszy i spokoju, choć dla nas MK mieszkać blisko torów z widokiem na nie - to marzenie, ale czy w Polsce jest aż tylu Miłośników Kolei? Może firmy produkujące dla nas modele kolejowe powinny rozeznanie rynku w kwestii przyszłych wypustów robić wśród deweloperów?

ppow20.jpg


Trochę techniki i się gubimy, a może wcale nie gubimy, na przykładzie tego słupa widać, jak sekwencyjnie sczytywane są rzędy pikseli matrycy aparatu, od dołu do góry, a że soczewka obiektywu odwraca obraz, to mamy efekt odwrotny; gdyby przyspieszyć tempo czytania rzędów, to słup bramki trakcyjnej stałby pionowo. Mam rację, czy jednak jestem zagubiony?

ppow22.jpg


Pierwszy stop to Girardville, czyli Żyrardów, a dlaczego piszę niby nazwę francuską, otóż ten daszek nad schodami zejściowymi

ppow23.jpg


przypomina mi art deco paryskiej stacji metra Abbesses, przy czym ten nasz należy już do art nouveau, bo jest toporny i brzydki tak samo jak budynek muzeum sztuki nowoczesnej na warszawskim Placu Defilad, tu mamy konsensus, sztuka nowoczesna to zwykle brzydactwo i dziwactwo dające do myślenia i zmuszające do zastanowienia się nie tylko co to i po co to, ale też od jak dawna twórca zapomina wziąć leki, zatem budynek do ekspozycji tejże sztuki również powinien tworzyć z nią spójną, szaloną, całość. Jeśli jednak się ta Sztuka przez wielkie G nie sfinansuje, to przydyblujemy odpowiednie logo na elewacji i otworzymy sieciowy franc.-niem. supermarket – ech, czujecie tutaj jad, jaki sączę na wybór takiego a nie innego budynku wystawienniczego spośród tylu ciekawych projektów konkursowych, ponieważ gdyby istotnie zainstalował się tutaj market, to przynajmniej mógłbym zakupić jakiś uśmierzacz toksyny, najlepiej taki o niskiej stałej dielektrycznej i małym stężeniu.

Wracamy myślami do pociągu, który właśnie rusza ze stacji. Jeszcze na jej terenie ciekawy obraz. Czy tylko mi się zdaje, że ciepłociąg transportuje Niebiańskie Ciepło bijące z kapliczki?

ppow24.jpg


Natchniony nie wiem czym, może tym Ciepłem, może widokami za oknem, paczam (dobrze napisane!) przez nie, to okno. W Skierniewicach wyciąg Teudloffa zapowiada miłe nam widoki.

ppow25.jpg


ppow26.jpg


ppow27.jpg


ppow28.jpg


20 minut jazdy i Koluszki, ech gdyby mogły jako maskotkę miejską wybrać postać francuskiego komika o pseudonimie Coluche, no tego który grał postać błazna cyrkowego, syna znanego restauratora Duchemin w komedii „Skrzydełko czy nóżka”; w roli głównej wystąpił oczywiście mistrz francuskiej komedii Louis de Funes. Niestety, Coluche nie miał żadnych związków z Polską, no może poza tym, że raz w telewizji TV5 usłyszał o spotkaniu Mitteranda z Gierkiem.

Za oknem wzrasta prężność pary wodnej i pejzaż gęstnieje, jest ciepło i parno, porno i duszno, zdysperowany w powietrzu kondensat zwany chmurami coraz ciężej wisi nad pachnącą zielem ziemią. Popatrzcie na poniższe zdjęcie. Takie zwykłe zdjęcie-nic, a jaki tu koloryt roślinności, brązy, żółcie, w wielu odcieniach zielenie, które w tym zestawieniu mimo, że malarska zieleń jest barwą zimną, to nie nadaje zdjęciu zimna, lecz nasycenie. Równoważy suchość żółci. Widać tu też już zbliżającą się starość dnia. Gdyby nie te cholerne wiatraki w tle – a będzie tego u nas myljon razy więcej – byłby to obraz dusznej sielanki z czasów Paula Cezanne’a.

ppow29.jpg


Piotrków Trybunalski, kiedyś stolica województwa piotrkowskiego, kiedyś-kiedyś efemeryczna właściwie stolica Polski, to tu szlachta dostała legitymację do faktycznego rządzenia krajem, to tu Jan Olbracht został wybrany na króla, to tu nastąpiła radykalna przemiana z miasta noszącego Privilegium de non tolerandis Judaeis w miasto przyjazne Żydom do tego stopnia, że stało się jednym z najważniejszych w kraju żydowskich ośrodków wydawniczo-drukarskich. Dziś, w przelocie, jego mikrocząstka wygląda tak.

ppow30.jpg


Łuszczyca tynku kamienicy z wyglądu kiedyś czynszowej, asfalt jak w ZSRR i to w najlepszych czasach sowieckich, kapitalizm podratowuje miejskie finanse płacąc za te billboards yeah yeah zasłaniające częściowo okna, to musi być kwestia standardu wymiarów tablicy, jakiś piasek czy tam suche błoto na jezdni, jakoś tak jest tutaj brudno ogólnie, a w ogóle to przecież ten przejazd kolejowy jest zamknięty, ciekawe co tu zamierzają remontować, tor czy drogę.

Za chwilę mijamy coś pięknego. Puste wagony-lawety, oczekujące na wyjazd do Jeleniej Góry, gdzie zostaną załadowane polskimi samochodami elektrycznymi marki Izera, produkowanymi w fabryce w Orle (siedziba managementu w Chatce Górzystów). Na razie nie mamy ich modeli w H0, ale warto już teraz kupować same wagony do ich późniejszego załadunku; zauważcie betonowe podkłady złożone pomiędzy torami, to też temat na makietę. Zastępczy.

ppow31.jpg


A na końcu stoi on.

Samotnik.

ppow32.jpg


Samotnik jak Emmanuel Kant.

Podobnie kanciasty. Z mocnej stali. Pomalowany, więc zabezpieczony przed rdzą. Zabezpieczony przed roztworami wywołującymi korozję elektrolityczną. Można by go przerobić na batyskaf. Dospawać dach z włazem, koła i zderzaki mogłyby służyć jako balast, dorobić oświetlenie listwami LED z marketu, a sterowanie joystickiem z ZX Spectrum (kto wie, o czym piszę?), po taniości – o jednak nie, sprzęty retro nie są tanie – ale wiecie do czego piję, do głupoty ludzkiej, i choć śmierć tych ludzi w Titanie przyczyni się do tak zwanego postępu i to jest „korzyść”, to jednak z całej sytuacji wyziera pycha, buta, dyletanctwo i pazerność osiągnięcia sukcesu any minute. Nienawidzimy upierdliwości miliarda przepisów, czasem wzajemnie sprzecznych, nienawidzimy czasochłonnych procedur, czasem urągających ludzkiej inteligencji, nienawidzimy biurokracji, która niczego i dla nikogo nic nie produkuje poza dla niej samej w postaci comiesięcznej pensji wypłacanej z naszych podatków, czyli tych, którzy na tę biurokrację tyrają. Jednakże jest w tym finansowym łez padole ukojenie, jest świadomość, że istnieje coś „uber Alles”, coś uniwersalnego, coś niezależnego od jakiegokolwiek króla, księcia, prezydenta, ministra, polityka, prokuratora, sędziego, urzędnika, i to jest cudowny, napełniający limfą skrzydła do lotu przez życie, fakt. Bowiem z fizyką (matematyką, chemią, biologią, …) się nie dyskutuje, lecz się jej podlega. Mniemanologia stosowana w postaci ja-wiem-lepiej oraz motywowane tymże przeświadczeniem parcie na maksymalizację EBIDTA (uwaga, akurat w tym nie ma nic złego), zakończyły się wiadomym rezultatem. Bum. Cóż. Żal.

Tymczasowo kończę, limit liczby zdjęć wyczerpany. Moje dygresje pozakolejowe (i w tym, i w ogóle we wszystkich innych moich opowiadaniach kolejowych o tymże zabarwieniu emocjonalnym) można ubrać w język matematyczny wzorując się na badaniach Stanisława Ulama na temat procesów gałązkowych. Ja się tego nie podejmuję, bo z matematyki pamiętam tylko ile jest dwa razy dwa. Odpowiedź: cztery. Replika: za dokładnie.

Cdn.
 
Ostatnio edytowane:
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#16
All clear now. Z sekwencji zdjęć wyizolowałem takie:

jaxan.jpg


Czyli "odszczekuję" przyjaźń polsko-niemiecką. Ma to akurat teraz szczególny sens w kontekście bieżącej wypowiedzi Prezesa Rzeszy na temat Stauffenberga, hehe.

Swoją drogą, jest tutaj świetna harmonia kolorystyczna, jaxan ma czarne "naczółki", a stonka czasne pasy na czole.
 
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#17
Częstochowa. Miasto, o którym słyszał każdy Polak, a tylko 5% z nich tutaj zawitało.

W bardzo dobrym miejscu zatrzymało się moje wagonowe okno, z widokiem na exodos, używając greckiego słowa, i z widokiem na pięknego zielonego „kłapoucha”. Pstryk, zdjęcie.

ppow33.jpg


Chwilę po pstryk zaczyna się kap, kap, kap, coraz szybciej następują te „kapy” z nieba i nagle przechodzą one w ulewę. Pociąg jednak rusza niezrażony nagłą przymusową kąpielą.

ppow34.jpg


„Łódź Niciarniana – w pęcherzu zmiana”, jak głosi wers znanego komicznego wiersza Tuwima. Ja też napiszę wierszem, takim na poziomie intelektualnych wynurzeń różnej maści nabotoksowanych Lolobridżit z instagrama, od czasu do czasu wypływających na powierzchnię internetu przy różnorakich okazjach, a więc, yhm, jestem gotowy, uwaga: „Częstochowa Stradom – w pogodzie zmiana”. Częściowa.

ppow35.jpg


Teraz już tylko pojadę po mokrym, a opad idzie sobie gdzieś na wschód. Ja tymczasem jadę na zachód, wzdłuż drogi na Blachownię.

Kilka razy w życiu kombinowałem dojazd tędy samochodem do Wrocławia, wówczas nie było oczywiście żadnych ekspresówek, a długość autostrad była żenująca, wliczając w to poniemieckie patataj za Wrocławiem, gdzie klawiszujące betonowe płyty jezdni utworzyły tor badawczy zawieszenia samochodu. W tamtym czasie, jadąc z Warszawy, pod Piotrkowem Trybunalskim był moment decyzji, czy jechać drogą krajową numer 8 przez Bełchatów, Wieluń, Wieruszów, Oleśnicę – wówczas żadne z tych miast nie miało obwodnicy – czy też ciąć dwupasmową gierkówką do Częstochowy, stamtąd na Blachownię, Lubliniec, Ozimek, Opole, a za nim do A4, i wówczas wjeżdżało się do Wro od południa. Kto nie przeżył tego infrastrukturalnego syfu, ten nie zrozumie… Więc napiszę o tym kilka słów. Ze stolicy do Wrocławia dojeżdżało się w około 5 godzin, pierwsze zadanie do wykonania to wydostać się z Warszawy przez zakotłowany Raszyn, którędy musieli przejeżdżać wszyscy jadący na południe Polski (Radom/Kielce/Kraków oraz Piotrków/Częstochowa/GOP/Wrocław, a zwykle i Rawa mazowiecka/Łódź), a średnia prędkość jazdy na całej trasie wynosiła 60 km/h, zapytacie jak to możliwe, dlaczego tylko tyle. Otóż poza terenem zabudowanym można było na ograniczeniu 90 lecieć i 120, szybciej to już było ryzykowne, bo droga wąska, zakręty i tak dalej, ale za chwilę po szybkim przelocie człowiek napotykał przed sobą dosłownie wszystko: TIRy i inne wszelkiej maści ciężarówki, kury lub meble wiozące, autobusy PKS wyciskające 70, czasem ledwo sapiące traktory albo emerytów w kapeluszach w swoich „gablotach” marki Daewoo Tico, którzy jechali, jakby to nazwać, zachowawczo? (Mój kolega Niemiec bardzo się zdziwił, jak się ode mnie dowiedział, że w Polsce jeżdżą samochody firmy Daewoo. Dla niego była to tylko marka mikrofalówek). Taka jazda „na żabkę”, tu skok, tu hamowanie, tu unik, tu szybciej, tu wolniej, ostatecznie dawała mizerne rezultaty, ach zapomniałem dodać oczywistą oczywistość, że droga krajowa, rozumiecie, krajowa czyli łącząca ważne miasta kraju, to był jeden pas ruchu „tam” i jeden pas ruchu „z powrotem”, więc trzeba było całe to powolne towarzystwo wyprzedzać, a tymczasem nie możesz, bo zakręt, bo wzniesienie, bo przejście dla pieszych, bo skrzyżowanie, bo wysepka, bo podwójna ciągła, bo nie widać, bo rowerzysta z przeciwka, bo ten dupa przede mną lata na boki i zasłania, a do tego wszystkiego dochodziły jeszcze fotoradary, na całej trasie z Warszawy do Wro było ich około 30tu, kiedyś policzyłem, ale już nie pamiętam dokładnie ile tego stało. No i przejeżdżało się przez wszystkie wsie, miasta, miasteczka, gdzie były ograniczenia do 50, były przejścia dla pieszych, wyłączający się i włączający się ruch lokalny, była sygnalizacja świetlna, a w Bralinie nawet przejazd kolejowy z zaporami. Na drodze krajowej! Trzeci Świat normalnie. Stałem tam, ding dong dzwoniło, czerwone światło mrugało lampkami, w stronę Kępna powoli przetaczał się towarowy. Przed przejazdem z obu stron sznur osobówek, ciężarówek i TIRów. Po podniesieniu szlabanów cały ten peleton ruszał z wolna, a wyprzedź to teraz. Jeszcze przez Oleśnicę przejechać, znaczy odstać swoje na światłach. Od Smardzowa dwupasmówka, no to już był Zachód. Prawie Zachód, bo z ograniczeniami prędkości 70 i koleinami na prawym pasie. W efekcie, człowiek przyjeżdżał do Wrocławia wymęczony, zmordowany, zdenerwowany, że już jest tak późno, a tu dopiero czekała na niego praca, zadanie do wykonania, bo przecież po to tu przyjechał. Cud malina, prawda? A jeszcze trzeba było w tym samym dniu wrócić do domu! Obecna infrastruktura drogowa w Polsce to coś nieprawdopodobnego w porównaniu do, ponownie użyję tego słowa, syfu sprzed 20tu lat (nie mówiąc o tym, co było wcześniej).

Rozpisałem się wspomnieniowo, no to jeszcze jeden taki casus z dawnych lat. Wracam do domu (do Warszawy), jestem gdzieś przed Lublinkiem. Jesień, ciemno, zimno, godzina 22ga. Przede mną ruch wahadłowy, bo połowa jezdni zamknięta na czas remontu. Pali się dla mnie czerwone światło. Zdejmuję nogę z gazu, hamuję silnikiem, sprzęgło i hamulec. Koła stop. Przede mną plecionka czerwonych i białych trójkątów wymalowanych na desce, stoję i czekam na zielone. Za mną nie ma żadnego samochodu, z przeciwka nikt nie jedzie. Żółte sodowe lampy uliczne tworzą upiorny obraz otoczenia, nie pozwalają też mózgowi na generowanie fal alfa, nie pozwalają zamknąć oczu i przykimać, ale w zasadzie o to chodziło, kierowca nie może spać, a poza tym badania pokazały, że kierowca lepiej nocą widzi świat oświetlony na żółto niż naturalną barwą światła słonecznego, nie mówiąc już o oświetleniu zimnobiałym rtęciowymi lampami wyładowczymi. Można powiedzieć, że oświetlenie rtęciowe to Gomułka, a sodowe to Gierek. Ciekawe, czy taką terminologię stosują na całym świecie. Stoję więc w oczekiwaniu na zielone światło, patrzę w lusterko wsteczne, a tu w moją stronę ochoczo zmierza jakiś mężczyzna, jak nic autostopowicz, mam go podwieźć, no jak tu nie pomóc człowiekowi, oczywiście że pomogę, jesteśmy tu tylko my dwaj, to interakcja między nami, ale ja nie wiem, kim on jest, ja wiem tylko to, że jestem sam, wracam do domu, do mojej rodziny, mam ze sobą laptopa i sprzęt firmowy, gotówkę, kartę kredytową, kartę bankomatową, lustrzankę Canona, komórkę, zegarek, bieliznę osobistą i kompletne uzębienie. On zaczyna biec w moją stronę. Spoglądam na sygnalizator – zielone. Sprzęgło, jedynka, ognia. Strach ma Wielkie Oczy (jest taka wieś w Polsce). Hejtujcie, jeśli macie ochotę. Wówczas tam, po prostu się przestraszyłem. Tutaj publicznie zrzucam z siebie ten ciężar, że nie pomogłem człowiekowi w potrzebie, z nadzieją, że dostanę absolucję w forumowym konfesjonale.

Wracamy do tematu drogi na Blachownię. Oto pierwsze zdjęcie, poruszone, w ruchu, ale pokazuje istotę sytuacji, otóż ten zniknięty asfalt to generalny remont drogi, bo na tej drodze to już były wyboje poprzeczne, podłużne, pod kątem alfa, beta i gamma.

ppow36.jpg


Pociąg pokonuje łuk w prawo, przez moment w dostępnym mi slocie widzę nasz łamiący się stalowy wąż, a miejsce do obserwacji mam niczego sobie, proszę:

ppow37.jpg


Widać coś? Nic nie widać! Ja też nic nie widzę, ale co robić. Zerkam zatem przez okno po prawej, a tu leci górą Autobahn A1, omijający Częstochowę od zachodu.

ppow38.jpg


Architektura w naszym kraju jest jednak śmietnikowa. To wysokie, to obok niskie, to czerwone, tamto żółte, tu dach brązowy, tam niebieski, płot drewniany, płot metalowy zespawany z odpadowych wyprasek po produkcji jakiegoś stalowego elementu, tu coś stoi prosto, tu zaraz krzywo, beton, cegła, tynk, brak tynku, materiały i kolory do wyboru i koloru, a ten bigos okraszony jest stojącymi na podwórku lub wokół domu „przydasiami”. Właściciel muzeum „malucha” (tzn. Fiata 126p) w Bielsku-Białej mówił mi, że polskie zagłębie „przydasiów” jest na białostocczyźnie, gdzie „za stodołą” można jeszcze znaleźć różne oryginalne części do tych samochodów, choć oczywiście z upływem czasu to źródełko wysycha. No to teraz czas na fotki naszej polskiej architektury widocznej z pociągu. Nawet poruszenie zdjęć nie jest w stanie zakłócić piękna naszego porządku architektonicznego. Rozkoszujcie się, ale to tylko trzy zdjęcia.

ppow39.jpg


ppow40.jpg


ppow41.jpg


Czas leci. Czytam sobie, zerkam za okno. Znowu przemyka ten zagraniczny tajny „złomex”, o którym już kiedyś pisałem.

ppow42.jpg


Dzień się „zaczyna kończyć”. To cudowne, że przy każdym zachodzie Słońca dominują długie fale widma słonecznego i dzień żegna się ciepłem, a nie helsińskim czy moskiewskim zimnem.

ppow43.jpg


Na stacji w Lublińcu mam widok na skład węglarek. Nie żałuję, bo oto ciekawe zjawisko: talentowi plastycznemu niekoniecznie towarzyszy talent językowy. Wprawdzie ten gołąbek pokoju jest tak nadęty, że przypomina rybę fugu, no tę trującą, co w Japonii jedzą, bieda musi być tam straszna, a i ciasnota mieszkaniowa też, to już u nas jest lepiej, bo już przestaliśmy jeść muchomory, a i czasy przydziałów M-3 na pięcioosobową rodzinę też się skończyły, no ale rysuneczek tego gołębia jest niczego sobie. Za to sentencja, hmmm, domniemywam, iż autorowi chodziło o współczesny zwrot kulturalnego języka angielskiego „fuck off”, my w Polsce też nie gorsi i mamy przymiotnik „zajebisty”, który chyba niedługo stanie się nazwą kolejnej oceny szkolnej, powyżej stopnia „celujący”.

ppow44.jpg


Lecimy, lecimy i Opole. Znów symbioza międzynarodowa, prawa częśc kamienicy poniemiecka, lewa popolska, z tej estetyki dumni musieli być ci, którzy poparli PKWN i kwiatami witali „polskich” polityków przywiezionych na sowieckich tankach.

ppow45.jpg


Jaki pięknie oświetlony mostek tam w oddali. Chyba to wstyd przyznać, ale ja nigdy w Opolu nie byłem, zawsze tylko przez nie przejeżdżałem.

ppow46.jpg


Za Opolem pociąg musi odpocząć. Jadąc trzydzieści lat temu pociągiem często się zdarzało, że „stoimy w polu”. No i teraz też, stoimy w polu. Przebudowa szlaku, czy czego tam.

ppow47.jpg


Kilka minut ciszy i delikatnie, bez poślizgu kół parowozu mechanika Orzechowskiego, ruszamy. Szybko przemyka Brzeg i Oława. Czy wy też tak macie, że jak zbliża się cel podróży, to następuje podniecenie, no nie seksualne oczywiście, wzrasta niecierpliwość, wzrasta czujność, wzrasta niepokój, że nie zdążysz zrobić tego i owego, czy to siku, czy to napisać coś na laptopie, czy to spakować swoje bambetle? Ach, w tej ostatniej kwestii, może pomoże nam wprowadzony właśnie na kolei program Bambetle Plus. Nie wczytywałem się w szczegóły, ale chyba chodzi o to, że z tych ukradzionych mi złodziejskim Polskim Ładem pieniędzy, będzie zatrudniony boy (wolałbym girl), który przeniesie moje klamoty z wagonu do taksówki? Nie, nie będzie tak? A to będzie płatne? Znowu dodatkowo płatne? Przecież już zapłaciłem podatek! Aha. Socjalizm przyszłością świata. Złodziejskiego.

Wrocław wita czerwienią. Ta czerwień jest piękniejsza, niż zieleń neonu „Dobry wieczór we Wrocławiu”.

ppow48.jpg


Dolny Śląsk to ciepło, piękne widoki, góry pagóry, lasy kamieniołomy, wijące się tory gdzieś i porzucone tory donikąd, to zabytki architektury, przyrody, techniki, tysiące miejsc do zwiedzenia oraz na okrasę wygasłe wulkany, z jednego z nich – Ostrzyczy Proboszczowickiej – miód sierpniowego oglądania roju Perseid. Wyjechałem z domu i dojechałem do – domu. Kocham ten kraj, wiecie dlaczego? Bo jest mój. Bo jestem u siebie. Bo pomimo setek lat wojen, zaborów, rozbiorów, napadów czeskich (Brzetysław), napadów rusińskich (Włodzimierz Wielki, Jarosław Mądry, XI wiek), napadów niemieckich (korekta: nazistowskich, np. 1410 rok), napadów szwedzkich, napadów austriackich, napadów sowieckich, napadów ukraińskich (Wołyń), hekatomby Majdanka, Auschwitz, Stutthof, Katynia, Miednoje, Ostaszkowa) – przetrwaliśmy. Mogę teraz do was pisać w zajebiście (wspomniałem wcześniej o tym słowie) trudnym, skomplikowanym, przebogatym w słowa i zwroty, nieznanym na świecie języku polskim. A nie strzelać gardłowymi głoskami jakby ktoś odcinał ścinki blachy szybkoobrotową diaxą. Lub pisać zmodyfikowaną greką. Przetrwaliśmy jako Naród i to jest piękne. Nie daliśmy się pokonać. To nasz sukces.

Kocham ten kraj, dlatego mam prawo do jego sążnistej krytyki, co wykorzystuję i będę wykorzystywał w kolejnych opowiadaniach. Czasem walnę granatnikiem, ale nie prawdziwym tylko słownym i nie w sufit, tylko w temat. No, zaczynam gadać ex cathedra, więc już kończę, ale przecież czeka mnie podróż powrotna. O niej w następnym odcinku tej opowieści w odcinkach.
 
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#18
Minęło kilka dni, no i nadszedł czas powrotu. Samochodową podwózkę miałem pod piękny wrocławski dworzec, więc nie tylko wygodą, ale i pozytywnymi odczuciami estetycznymi zostałem okraszony; no w kontekście tej estetyki to wspomnę tutaj straszące niedaleko dworca ohydztwo o nazwie Trzonoliniowiec, bo nijak się ma ta „architektura” – a mają toto wpisać do rejestru zabytków! – do architektury budynku dworca kolejowego. Niedawno czytaliście zapewne o katastrofalnym stanie eksperymentu budowlanego wieszania mieszkań na linach: już mieszkańcy mieli się natychmiastowo wyprowadzać, bo klocek groził zawaleniem – a tu nagle się okazało, że jednak ekspertyza dotycząca stanu technicznego jest nieścisła i nierzetelna, a w dodatku formalnie nie jest żadną ekspertyzą. Lokatorzy pozostali w mieszkaniach, a niedługo będą mieszkać w „zabytku”. Jeszcze im to nieźle wyjdzie bokiem, tylko o tym jeszcze nie myślą lub nie wiedzą. Ja zerkając na toto, tylko smutno kiwam głową: biedny nasz ten kraj, że ma takie zabytki. Przeczytałem w necie czyjąś wypowiedź, że jak wieje mocny wiatr, to budynek drży lub się delikatnie kołysze. Jak się zdaje nieuniknione wzmocnienie pięter podporami spowoduje, że zniknie unikalność konstrukcji (utrzymywania ciężaru stropów przez liny) i tyle będzie z „zabytkowości” tego architektonicznego eksperymentu.

Rzućmy więc teraz oko na pięknie odnowione przejście podziemne. Jakie pięknie odnowione belki dźwigarów, nitowane jeszcze. Stara, dobra robota, która przetrwa jeszcze dziesiątki czy setki lat, o ile tej stali zmęczenie materiału nie dopadnie.

ppo3-1.jpg


Mój pociąg jedzie do Lublina, no no, ma kawałek do przejechania – tym bardziej, że nie tnie skrótem, tylko przez Stolicę. Moje miejsce zajęło młode dziewczę, które wprawdzie okazało zdziwienie, że chcę usiąść na tym miejscu, które wykupiłem, ale ustąpiło mi bez dalszego gadania, no może dlatego, iż cały czas ją to zdziwienie za gardło trzymało. Dziewczę okazało się ciche, spokojne i kulturalne, na do widzenia w Opolu powiedziało „do widzenia”. Jej miejsce zajęła Osobowość, ale o tym później.

Ruszamy, więc robię zdjęcia wrocławskogłównej stacji towarowej i tego, co tu stoi.

ppo3-2.jpg


ppo3-3.jpg


ppo3-4.jpg


Konduktor zaczyna sprawdzać bilety i już za chwilę jest konsternacja, bo na to samo miejsce sprzedano bilet dwóm osobom, mamy taki kolejowy overbooking. Linie lotnicze w takich sytuacjach proponują – a przynajmniej kiedyś tak było – miejsce w klasie business, no to tutaj powinni faceta posadzić na fotelu pomocnika mechanika? Pociąg nabity konkretnie, wszystkie miejsca zajęte, więc nie wiem, gdzie konduktor ostatecznie posadził jegomościa.

Niedaleko mnie siedzi dziadek, którego nie widzę, za to nad wyraz dobrze słyszę, bo dziadek gada, peroruje, komentuje i rozgłasza swe myśli. Pyta konduktora, czy w pociągu można kupić alkohol. Słysząc w odpowiedzi że tak, można, ale alkoholu mocnego nie ma, tylko piwo i może cydr, ale po to trzeba się przejść do Warsu, to dziadek zdziwiony z kolei nie tylko niesatysfakcjonującą go ofertą trunków, ale także tym, że Wars nadal nazywa się Wars, bo on przez 40 lat nie jechał pociągiem i to jest jego pierwsza podróż po tak długiej przerwie.

Odpaliłem laptopa trochę robotę podgonić i nie skupiać się na deliberacjach dziadka, więc tylko co jakiś czas zerkam tylko za okno w trybie przerwania niemaskowalnego (czy ktoś z was pisał w młodości programy w asemblerze na przykład na ośmiobitowe Atari czy Commodore?) i podróż przebiega mi bardzo szybko.

Stacja Brzeg, tu część torów jest chyba tajna, bo tak szczelnie zabudowana ekranami, podobnymi do tych na Opolu Zachodnim.

ppo3-5.jpg


Stoimy 3 minuty i dziadek już zaczyna narzekać, że tego nie zapowiedziano, a wówczas on mógłby wyskoczyć na dymka, ojej jaka przyjemność wąchania smrodu nas ominęła. Wtacza się skład cystern, to na niego czekaliśmy, znaczy zajmował nam tor, cysterny jadą na zachód, czyli może to dostawa od ruskich, jadąca tędy do Płocka dla zmylenia obywateli, a może to podsył pustych beczek do naszego nadmorskiego terminalu, któż to wie.

ppo3-6.jpg


Tak się zastanawiam, że skoro węgiel sprowadzany droga morską z Indonezji okazał się przesiąkniętym wodą węglo-błotem, w dodatku cholernie zasiarczonym, to jaki jest poziom zasiarczenia sprowadzanej przez nas ropy naftowej? Aż sięgam po książkę o wszystko mówiącym tytule „Chemia i fizykochemia ropy naftowej”, aby zobaczyć zakres wartości. I tu ciekawostka, otóż książka wydana w 1979 roku oczywiście manipuluje danymi. W tabeli nie ma na przykład ropy z Wielkiej Brytanii czy Norwegii, nie mówiąc o innych krajach. Za to w oczy kłuje ZSRR. Cóż, takie czasy wtedy były. Ruska ropa miała bardzo duży zakres zasiarczenia (Dossorska 0,11% wag. – Kyzył-Tumszukska 7,70% wag.), ale do płockiej rafinerii rurociągiem „Przyjaźń” dostarczano syf – ropę tzw. kwaśną, czyli zasiarczoną – dlatego rafineria miała i ma wydajne instalacje odsiarczania. Teraz wszystko się zmieniło i ropę ssiemy od Norwegów i Arabii Saudyjskiej. To się Breżniew w grobie przewraca.

W Opolu działają nadal urządzenia z jego czasów, to znaczy pragotrony. No, już unowocześnione, za szybą i z segmentami na pojedyncze litery. Ech, to już nie ten klimat głośnego pla-pla-pla-pla z szybkim przeglądaniem kolejnych stacji do momentu, aż mechanika zatrzymała ten kalejdoskop na właściwej nazwie – wówczas namalowanej na dwóch lamelkach – górnej i dolnej, a więc dany pragotron miał wszystkie możliwe do pokazania informacje „wpisane na sztywno”.

ppo3-7.jpg


Trochę kołysania się po szynach i Opole Zachodnie. Stoi tam jeszcze tablica z nazwą stacji w dawnym standardzie malowania, czyli białe tło (obecnie przetkane rdzą) i czarne litery. Ale tego zdjęcia nie zdążyłem cyknąć, wyszło zatem inne, lepsze, kategorii „ładne widoki za oknem”.

ppo3-8.jpg


Właśnie zakończyła się budowa nowego mostu kolejowego na Odrze. Zdjęcia „strzelam” tym razem na wschód („tam musi być cywilizacja” – film Seksmisja).

ppo3-9.jpg


ppo3-10.jpg


ppo3-11.jpg


Przed Opolem Głównym trwa budowa umocnień przeciwhukowych.

ppo3-12.jpg


Trwa tu intensywna przebudowa i modernizacja; nowe i najnowsze spotyka się ze starym i najstarszym.

ppo3-13.jpg


ppo3-14.jpg


ppo3-15.jpg


ppo3-16.jpg
 
Ostatnio edytowane:
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#19
Dojeżdżamy do peronów. Czy ten łuczek peronu nie był kiedyś opasany torem? Pytanie chyba retoryczne.


ppo3-17.jpg


ppo3-18.jpg


Stoimy. Ładna architektura.

ppo3-19.jpg


Ruszamy. Brzydka architektura.

ppo3-20.jpg


Ale na jej końcu, żurawik. Ciekawe czy z fabryki w Neusalz (Nowej Soli). Dwie latarnie to oczywiście ułomność używanego przeze mnie w tej chwili urządzenia fotografującego, bo obok aparatu fotograficznego toto nawet nie stało (no, może jak postawię obok lustrzanki, to wtedy tak).

ppo3-21.jpg


Te obory za polem to nie ferma drobiu. To ferma ludzi. Taką mamy niestety patoarchitekturę w naszym Priwislankim Kraju. Jak na fermie drobiu jeden kogut zapieje, to cały dobrostan go słyszy. Tutaj wystarczy, jak w miłosnym uniesieniu zapieje któraś z mieszkanek i efekt będzie ten sam.

ppo3-22.jpg


Jakie ładne topole, jak z NRDowskiego katalogu Berliner-TT-Zeuke z 1979 roku (mam taki do dziś, link).

ppo3-23.jpg


Jesteśmy na przedpolach Lublińca i za chwilę stacja. Czy ktoś normalny może odczytać ten napis na dawnym budynku magazynowym?

ppo3-24.jpg


Typowy smuteczek.

ppo3-25.jpg


Typowe brzydactwo.

ppo3-26.jpg


Typowy 20-letni brud.

ppo3-27.jpg


Koła stop, stacja Lubliniec. W Polsce Jest Lublin, każdy to wie, zresztą akurat jest to stacja końcowa pociągu, którym jadę. Jest też Lubin (to sztuczny twór; niektórym dziennikarzom po maturze Giertycha się te dwa miasta mylą) i jest Lubliniec właśnie, no i jeszcze łódzkie osiedle Lublinek. Taka zabawa językowa dla cudzoziemców. A tak w ogóle, to z nazwami miejscowości na tzw. Ziemiach Odzyskanych, pojechali konkretnie po bandzie. W Polsce kiedyś centralnej i tej, której wyłączywszy rozbiory nie straciliśmy na rzecz jakiegoś Heinricha Siedemnastego, jest miasto Pilawa. Na Dolnym Śląsku – Piława. Małopolski Libiąż – dolnośląski Lubiąż. Rzeka Bystrzyca to kopia lubelskiej Bystrzycy. A czy nazwa wsi Jaksonów wymawia się Dżeksonów?

No dobra, wybaczcie te żarciki i mini-przytyki. Tam mnie naszło podczas tego postoju na stacji Lubliniec, lecz oto z rozmyślań wyrwało mnie Zdarzenie. Zasiada koło mnie wspomniana wcześniej Osobowość. Osobowość na dzień dobry nie powiedziała ani „dzień dobry”, ani „sp-laj”, tylko umościła na fotelu pasażerskim swe zasobne w tłuszcz i tkankę łączną poślady tak konkretnie, że odebrałem to jako wyraz okazania władczości, przynajmniej temu fotelowi. Osobowość ma tipsy o długości jednego cala, w kolorze guzików płaszcza, guziki w kolorze spodni, spodnie w kolorze oprawek okularów, na paluszki nanizaną obrączkę i trzy pierścionki oraz wyeksponowany zegarek wskazówkowy, pewnie cholernie drogi, choć wskazuje taki sam czas jak moja wodoszczelna chińszczyzna za 50 złotych. Osobowość roztacza wokół siebie fiołkową woń, stuka tipsami w ekran telefonu obrabiając jakiegoś fejsa czy tiktoka, notuje coś maczkiem w kołonotatniku, a na uszach ma słuchawki firmy Motorola, hehe, dla mnie ta firma to producent procesora 68000 do Atari ST czy Amigi. Ja na potrzeby podróży pociągiem/samolotem kupiłem myszkę z cichym klikiem, żeby innym nie przeszkadzać, a tu Osobowość obok mnie generuje cykliczny stuk puk, no niech będzie, niech sobie wykonuje to ćwiczenie motoryczne, dobre i to, bo inni leżą na plaży z ustami rozdętymi jak glonojady i ich jedyna motoryka to respiracja oraz ruchy robaczkowe jelit.

Ruszamy. Tu już nie ma pragotronu, tu jest cywilizacja wściekłego kryształu.

ppo3-28.jpg


„Polskę jutra budujemy dzisiaj”. Dlaczego to hasło nie jest odmalowane, przecież jest akuratniutkie! Jeszcze tylko odpowiedni portret i mamy komplet.

ppo3-29.jpg


Ta parowozownia to chyba nadal teren kolejowy, choć obrotnica – słabo tu widoczna – chyba spełnia już rolę tylko dołu kloacznego.

ppo3-30.jpg


A tu możemy zaobserwować bardzo ciekawe zjawisko geologiczne. W późnej kredzie i trzeciorzędzie, podczas orogenezy alpejskiej wypiętrzyły się i „poprzechylały” szczyty naszych Karpat. Nie trzeba jechać w Bieszczady do Duszatyna, żeby zobaczyć, jak się pofałdował karpacki flisz. Wystarczy spojrzeć tutaj: dawna struktura pionowa – wysoki ceglany komin – została obrócona o 90 stopni, tworząc ścianę. Gotowy twór geologiczny zagospodarowano stawiając zadaszenie i tak powstał magazyn.

ppo3-31.jpg


Jeszcze tylko pudełkowa nastawnia

ppo3-32.jpg


i to niemalże koniec kolejowego Lublińca.

Cdn.
 
OP
OP
K

Kylogram

Znany użytkownik
Reakcje
1.763 38 3
#20
Herby, przejazd kolejowy z tymi żebrowanymi płytami stalowymi (dla kierowców to dobra rzecz, można z pomocą nich ładnie ustawić profil przejazdu)

ppo3-33.jpg


i więzienie. Ilu byłych polityków, którzy oszukali Naród, tu siedzi?

ppo3-34.jpg


Przez chwilę, nad nami autostrada A1. Jak cudownie, ze jest, po czterdziestu latach czekania.

ppo3-35.jpg

Ten United States Ship to krążownik, czy niszczyciel, bo się nie znam. W wagonie teleskopowym ukryty jest jego maszt.

ppo3-36.jpg


Pan w budce strażnika przejazdowego coś notuje. Pewnie coś związanego z przejazdem mojego pociągu. A może poprawia pracę domową syna?

ppo3-37.jpg


Trzy ujęcia tego, co dla nas w modelu nieosiągalne: wielka plątanina torów i dwieście rozjazdów, na dużej przestrzeni.

ppo3-38.jpg


ppo3-39.jpg


ppo3-41.jpg


ppo3-42.jpg


I już widzimy perony stacji Częstochowa Główna, a w tle widzimy jakiś kościół. W tym mieście to nie dziwne. Dziwne, gdyby tak nie było.

ppo3-43.jpg


Ruszamy i niebawem mijam coś, czego moje oczęta w życiu nie widziały. Znaczy: widziały wielokrotnie, ale nie w tym stanie jak teraz. Otóż jest to droga krajowa numer 91 – kiedyś „jedynka”, najważniejsza oś komunikacyjna kraju, tutaj w Częstochowie zawsze niemiłosiernie zatłoczona, jeszcze z tym ograniczeniem 80, a tam dalej jeszcze stał fotoradar (pewnie nadal stoi), z tymi cholernymi korkami przed światłami, a jest tu kilka takich skrzyżowań. Takiej pustej trasy nigdy nie widziałem, a zawdzięczamy to oczywiście autostradzie A1 omijającej Częstochowę od zachodu.

ppo3-44.jpg


Na pożegnanie Częstochowy mijamy jeszcze Aniołów, to tak dla przypomnienia, jakie szczególne miejsce właśnie opuściliśmy. Pociąg mknie zdrowo, więc a za chwilę Rudniki i sznur wagonów, o które w skali 1:87 toczyła się niejedna wirtualna bitwa.

ppo3-45.jpg


Trochę zajmuję się klikaniem w kompa, trochę zerkam za okno, a trochę słucham – siłą rzeczy – co nawijają zbyt głośno nawijający pasażerowie. Za mną siedzi studentka medycyny oraz lekarka już po dyplomie, opowiadają sobie przygody w swojej branży, studentka uwielbia zajęcia w prosektorium (zapytałbym, czy najprzyjemniej jest jej tam nad ranem, tak jak Marylce Poszepszyńskiej), lekarka nienawidzi praktyk z pacjentami-dziećmi. Pewien znany w całej Warszawie magister Grzegorczyk wymachiwał podczas zajęć penisem wyjętym z formaliny, ja tymczasem kończę jeść kanapkę. Zaczynają lecieć opowieści z SORu, przyjęto pacjentkę, dostała kolor zielony, więc spokojnie czeka na swoją kolej, a po dwóch godzinach czekania stan pacjentki taki, że ma już kolor czerwony: zawał mózgu. Bo jak pacjent ma krwotok do mózgowia, to nie możesz go leczyć trombolitycznie. Patrzcie, jak to podróże kształcą, jeszcze kilka wyjazdów i otworzę wątek z teleporadami lekarskimi, tu będzie krótszy czas oczekiwania na diagnozę niż do państwowego konowała, a odpowiedzialność za błędna diagnozę w obu przypadkach taka sama. To znaczy: żadna.

Mijamy składowisko kontenerów. Ciągną się wzdłuż toru przez kilkanaście-kilkadziesiąt sekund. Dużo?

ppo3-46.jpg


Guzik dużo! Dużo to widziałem kiedyś w Hamburgu, jak sobie po Łabie płynęliśmy stateczkiem. Wielkie są tam nabrzeża portowe, gigantyczne statki towarowe – w tym te największe, to chińskie, oraz przeładowywanych jest tysiące kontenerów. Na nabrzeżach stoją olbrzymie czerwone żurawie bramowe (tak ja to nazywam, nie wiem, czy to poprawna nazwa). Jak podjechał pod jednego z nich samochód osobowy, to dopiero było widać wielkość kolosa: pchła przysiadła przy kocie.

Piotrków Trybunalski Wąskotorowy – stacja daleko od normalnotorowej, na której to wysiada Osobowość. Zostawiła po sobie tylko trochę woni i trochę ciepła we włóknach fotela.

Na stacji w Piotrkowie jest – rzeźba? Instalacja artystyczna? Nie wiem jak nazwać to dzieło ani co przedstawia. A może to po prostu toaleta dla psów – bez kantów, żeby się nie kłóciły o dostęp.

ppo3-47.jpg


Czas leci, przelatuje Rogów z dworcem systemowym. Na peronie w Skierniewicach na pociąg czeka Stanisław Wokulski, niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia. Ale zbyt szybko to o nie odjedzie, więc jeszcze zdążę.

Skierniewice, tu na stacji są usługi krawieckie, chyba dla kolejarzy tylko, żeby hasło „miasto 15-minutowe” rzeczywiście zostało zrealizowane. Przeczytałem entuzjastyczny artykuł o Pleszewie, który wdraża tę ideę. Jako jej zaletę podano to, że w promieniu 15 minut spaceru od stacji kolejowej jest… szkoła nauki tańca. Nic bardziej potrzebnego ludziom do życia nie ma, niż taniec. A tak nieśmiało podpowiem, a dobrze płatna praca w takim Pleszewie, może, co? Na moje oko, realizowana jest inżynieria społeczna mająca nas przygotować do odebrania nam w przyszłości samochodów spalinowych i zamknięcia w gettach własnych dzielnic.

ppo3-47b.jpg


Warszawa Powązki to nowy przystanek, no już ma ileś lat, dla mnie nadal jest nowy. Zainwestowano tu w beton.

ppo3-48.jpg


Na Zachodniej gardziel przejścia podziemnego bez problemu łyka podróżnych, a już miałem zrobić zdjęcie opisywanego w mediach tłoku (tłoków, jak to fajnie mówią niektórzy), tymczasem jakoś nie trafiłem na ciżbę rozsadzającą ciśnieniem ciał ściany tunelu, rozczarowany jestem? Ależ nie, szybciutko dotarłem do metra, to już wiecie w jakim polskim mieście jestem, cóż mamy tak w Polsce, że jak metro to Warszawa, a Krakowowi chcą wcisnąć podrasowany tramwaj, to będzie zbrodnia na naszym historyczny Królewskim Grodzie, Kraków powinien mieć w przyszłości prawdziwe metro, podobnie jak Czeladź powinna mieć kolej, a gdzieś słyszałem, że jest na to nadzieja.

Z metrem nierozerwalnie wiąże się kwestia nadawania nazw jego stacjom. Kiedyś była stacja „Ratusz”, którą po latach przemianowano na „Ratusz – Arsenał”. Był też pomysł wciśnięcia nam nazwy „Świętokrzyska – PASTa”, ale na szczęście wycofano się z tego szaleństwa pod naporem krytyki oraz kpin ze skojarzeniami tego tworu językowego: pojawiła się nawet grafika z niby reklamą produktu spożywczego: „Pasta Świętokrzyska. Poznaj smak łososia z doliny rzeki Kamiennej”. A co by było, gdyby stacje metra w Warszawie nazywały się tak jak w Paryżu? To znaczy wywiedzione nie tylko od miejsc, ale też zawierające nazwiska postaci historycznych? Czyli na przykład tak jak „Montparnasse-Bienvenue”, gdzie drugi człon to nazwisko twórcy paryskiego metra? Czyli w Warszawie jechałbym wtedy na „Kabaty-Jaruzelski”? No przecież można by się polać ze śmiechu.

Wracając jednak do bieżącej myśli: ten tłok w tunelu na Gdańskim bierze się stąd, że przejścia są zbyt wąskie na pomieszczenie podróżnych przewijających się przez tę stację z racji przebudowy średnicy i Zachodniej, a będzie z tym jeszcze gorzej! Do czas zakończenia remontu „średnicy” nie ma co liczyć na wygodną podróż bez opóźnień. Potem przyjdą lepsze czasy. Za trzydzieści parę lat, jak dobrze pójdzie – jak śpiewał towarzysz Pietrzak. No, może jednak wcześniej. Optymistycznie kończę tę opowieść, a kolejna jak zwykle: nie wiadomo kiedy, bo muszę znowu pojechać pociągiem. Narka!

(podróż i zdjęcia: czerwiec 2023)
 
Ostatnio modyfikowane przez moderatora: