Dokładnie tak, a przeskoku dokonywano tuż przed sunącą lokomotywą, bo wcześniej mogli by się przyczepić SOKiści.
Pamiętam taki nocny do Gdańska. Wyjeżdżał z Zachodniej coś po 22giej, w Gdańsku był po 6tej czy przed 7mą, zatrzymując się na każdej stacji i chyba pod każdym semaforem. Hardkor w czystej postaci. Ja na szczęście nie musiałem wsiadać z torów, bo zawsze jeździłem z gitarą, więc po chwilowym pandemonium na peronie, miałem zaproszenie do jakiegoś wesołego przedziału, gramoliłem się przez okno i noc płynęła mi na graniu i skwapliwym korzystaniu z oferowanych trunków wysokooktanowych. Jedno i drugie bardzo mi odpowiadało.
Czasem w trakcie podróży byłem "wypożyczany" na jakiś czas przez inny przedział, a raz przehandlowano mnie na dwie godziny za flaszkę
Zaletą gry na gitarze było to, że nigdy nie byłem obiektem agresji, a raczej trochę uciążliwego pijackiego uwielbienia. Ale ponieważ sam byłem solidnie znieczulony, dało się przeżyć
Ci co koczowali na korytarzach od Działdowa mieli już naprawdę przekichane, bo co chwila ktoś przedzierał się do kibla z pawiem w garści...
Ech, czasy
Dokładnie tak, a przeskoku dokonywano tuż przed sunącą lokomotywą, bo wcześniej mogli by się przyczepić SOKiści.
Pamiętam taki nocny do Gdańska. Wyjeżdżał z Zachodniej coś po 22giej, w Gdańsku był po 6tej czy przed 7mą, zatrzymując się na każdej stacji i chyba pod każdym semaforem. Hardkor w czystej postaci. Ja na szczęście nie musiałem wsiadać z torów, bo zawsze jeździłem z gitarą, więc po chwilowym pandemonium na peronie, miałem zaproszenie do jakiegoś wesołego przedziału, gramoliłem się przez okno i noc płynęła mi na graniu i skwapliwym korzystaniu z oferowanych trunków wysokooktanowych. Jedno i drugie bardzo mi odpowiadało.
Czasem w trakcie podróży byłem "wypożyczany" na jakiś czas przez inny przedział, a raz przehandlowano mnie na dwie godziny za flaszkę
Zaletą gry na gitarze było to, że nigdy nie byłem obiektem agresji, a raczej trochę uciążliwego pijackiego uwielbienia. Ale ponieważ sam byłem solidnie znieczulony, dało się przeżyć
Ci co koczowali na korytarzach od Działdowa mieli już naprawdę przekichane, bo co chwila ktoś przedzierał się do kibla z pawiem w garści...
Ech, czasy
Pamiętam taki nocny do Gdańska. Wyjeżdżał z Zachodniej coś po 22giej, w Gdańsku był po 6tej czy przed 7mą, zatrzymując się na każdej stacji i chyba pod każdym semaforem. Hardkor w czystej postaci. Ja na szczęście nie musiałem wsiadać z torów, bo zawsze jeździłem z gitarą, więc po chwilowym pandemonium na peronie, miałem zaproszenie do jakiegoś wesołego przedziału, gramoliłem się przez okno i noc płynęła mi na graniu i skwapliwym korzystaniu z oferowanych trunków wysokooktanowych. Jedno i drugie bardzo mi odpowiadało.
Czasem w trakcie podróży byłem "wypożyczany" na jakiś czas przez inny przedział, a raz przehandlowano mnie na dwie godziny za flaszkę
Zaletą gry na gitarze było to, że nigdy nie byłem obiektem agresji, a raczej trochę uciążliwego pijackiego uwielbienia. Ale ponieważ sam byłem solidnie znieczulony, dało się przeżyć
Ci co koczowali na korytarzach od Działdowa mieli już naprawdę przekichane, bo co chwila ktoś przedzierał się do kibla z pawiem w garści...
Ech, czasy
Pamiętam taki nocny do Gdańska. Wyjeżdżał z Zachodniej coś po 22giej, w Gdańsku był po 6tej czy przed 7mą, zatrzymując się na każdej stacji i chyba pod każdym semaforem. Hardkor w czystej postaci. Ja na szczęście nie musiałem wsiadać z torów, bo zawsze jeździłem z gitarą, więc po chwilowym pandemonium na peronie, miałem zaproszenie do jakiegoś wesołego przedziału, gramoliłem się przez okno i noc płynęła mi na graniu i skwapliwym korzystaniu z oferowanych trunków wysokooktanowych. Jedno i drugie bardzo mi odpowiadało.
Czasem w trakcie podróży byłem "wypożyczany" na jakiś czas przez inny przedział, a raz przehandlowano mnie na dwie godziny za flaszkę
Zaletą gry na gitarze było to, że nigdy nie byłem obiektem agresji, a raczej trochę uciążliwego pijackiego uwielbienia. Ale ponieważ sam byłem solidnie znieczulony, dało się przeżyć
Ci co koczowali na korytarzach od Działdowa mieli już naprawdę przekichane, bo co chwila ktoś przedzierał się do kibla z pawiem w garści...
Ech, czasy
To z Gdyni nazywało się 5112 i funkcjonowało do czasu elektryfikacji linii 9. Miałem okazję jeździć owym pociągiem. Typowy nocno- doazdowy pociąg osobowy, których mnóstwo jeździło do połowy lat 80. po sieci PKP. I fakt - taryfa osobowa wtedy była taryfą niemal "socjalną" - daleko jechałeś a mało płaciłeś...