Troche się dowiedziałem o systemie ASFA. System jest przeznaczony dla prędkości do 200 km/h i dlatego z założenia włącza hamowanie nagłe po przekroczeniu tej prędkości, niezależnie od wszelkich innych okoliczności. Działanie systemu polega na kontrolowaniu przestrzegania przez maszynistę prędkości, wynikającej ze stanu semaforów. System działa punktowo, w miejscach, gdzie są semafory. Bardzo ogólnie mówiąc, przy przejeździe koło semafora transmitowana jest do lokomotywy informacja o wskazaniach semafora i jeżeli jest wskazanie o prędkości zmniejszonej (w stosunku do maksymalnej na danym odcinku), to system kontroluje, czy ta prędkość nie jest przekroczona. Jeżeli tak, włączane jest hamowanie. Działa to przy każdej prędkości, przewidzianej wskazaniami semafora, np. gdy semafor wskazuje 40 km/, hamowanie jest włączane, gdy pociąg jedzie szybciej niż 40.
System nie kontroluje przekroczenia dopuszczalnej prędkości szlakowej, jeżeli nie jest ona wskazana przez semafor, a tak było w tym wypadku. W tym konkretnym wypadku semafora prawdopodobnie albo w ogóle tam nie było (tego nie jestem pewien), albo wskazywał maksymalną dopuszczalną prędkość (na PKP byłoby to zielone światło). Jaka jest ta dopuszczalna prędkość, wynika z rozkładu jazdy i ze stałych wskaźników przy torze, ale nie ze wskazania semafora, dlatego system ASFA nie zareagował. Oczywiście maszynista musi znać szlak i wiedzieć, gdzie jaka prędkość obowiązuje. Co do tego ostatniego, to zdaje się, że nie było wątpliwości - maszynista dobrze znał ten szlak. Pytanie, dlaczego jechał za szybko? Czy zapomniał się, zagapił, zamyślił? W każdym razie z rozmów przez radiotelefon wynika, że zdał sobie z tego sprawę w ostatnim momencie, ale było już za późno.
A te głupoty o chełpieniu się przez niego jazdą z dużą prędkością należy zignorować, zdjęcie prędkościomierza wskazującego 200 km/h też o niczym nie świadczy - pytanie, jaka była dopuszczalna prędkość w tym miejscu, gdy zrobił to zdjęcie? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby świadomie przekraczał dopuszczalną prędkość. Jego stwierdzenia o radarach potraktowałbym jako żart - przecież na kolei nie ma radarów, kontrolujących prędkość pociągów. W świetle tej tragedii można ten żart uznać za głupi, ale to niczego nie wnosi do sprawy.