Nie chcieli oskarżyć Cię o dywersję ?
Dokładnie pamiętam, bo takie historie zostają... To była letnia noc. Prowadziłem pociąg w kabinie A. Lok.ST44-329. Jechaliśmy na wysokich obrotach pod dużym obciążeniem, pod niezłą górkę do Czarnego Bloku. Szybkość – ok. 25 km/h. Jak poczuliśmy z pomocnikiem nieswojskie spaliny w kabinie, zorientowaliśmy się, że coś się pali. Pierwsza reakcja, to otwarcie drzwi od kabiny i maszynowni. Wtedy zauważyliśmy w kłębach dymu ogień w końcu maszynowni. Oczywiście nagłe hamowanie, stop silnika spalinowego i w ruch gaśnice spod ręki.. System p.poż. nie zadziałał. Paliła się turbosprężarka i brałem pamiętam gaśnice również z kabiny B. Udało się ugasić ogień. Pamiętam reakcję oficerów polskiego i rosyjskiego. Wpadli łomocząc w pudło lokomotywy. Ruski miał otwartą kaburę i trzymał dłoń na rękojeści pistoletu.
– Co się stało ?!
– Nic, paliło się.
- Szto bladź, kto z wami ?
- Nikto, tiepłowoz zagarieł...
- Zgłoś przez radio awarię
Odezwał się polski oficer.
- Już zgłosiliśmy
Ledwo wydukał pomocnik ...
Po zgłoszeniu awarii lokomotywy na szlaku podesłano nam lokomotywę zastępczą z Sokółki.
Odstawiliśmy „spalony” Lok. ST44-329 w Czarnym Bloku na tor ukresem. Dalszą jazdę do Grodna kontynuowaliśmy na innej lokomotywie ST44.
Zwykle w takiej sytuacji dochodzenie służbowe prowadził „swój” człowiek z naszej parowozowni. Tym razem było troszkę inaczej...