Słowem wstępu.
Będę tutaj zamieszczał tłumaczenie notatki pana Pruissena z jego pierwszej wyprawy do Polski, która miała miejsce w maju 1969 roku. Relację oraz zgodę na ich publikację otrzymałem od pana Pruissena.
Część pierwsza
Lipiec 1967 rok, spakowany i gotowy do drogi Ton Priussen. Wstawka - wiza do DDR.
Apolda koło Jeny
źródło: https://nvbs-actueel.com
"W maju 1969 r. po raz pierwszy odwiedziłem Polską Rzeczpospolitą Ludową. Miałem już pewne doświadczenie w "bloku wschodnim" w NRD i ZSRR, gdzie filmowanie parowozów było nieco kłopotliwe, ale nie niemożliwe. To doświadczenie musiało wystarczyć, by z kamerą filmową spacerować po terenie kolejowym w tajemniczej Polsce, skąd żadna kropla informacji nie spływała na Zachód.
Z moim entuzjazmem dla nieznanego, udało mi się namówić moich przyjaciół Hansa van Engelena i Bena Bala na wycieczkę do Polski. We Frankfurcie tego roku zameldowaliśmy się pięknym sobotnim popołudniem na granicy, budynki (graniczne) w tym czasie składały się z prostych drewnianych straganów. Polski urzędnik, który pomagał nam z wizą i dewizami, siedział z nogami na stole, w czapce mundurowej całkiem z tyłu głowy, podczas gdy w radiu grali Rolling Stonesi. Wejście było bezproblemowe i kiedy nieco później w Międzyrzeczu (Meseritz), gdzie szukaliśmy noclegu, małym miasteczku pełnym lekko pijanych żołnierzy, którzy chodzili radośnie rozmawiając w wiosenny wieczór, mogłem być tylko szczęśliwy na myśl o zbliżającym się dymie i chmurach pary. Przede wszystkim przytępiły moją czujność Stonesi na granicy i żołnierze uzbrojeni tylko w alkohol, chłopcy tacy jak ja. Kiedy przez kilka następnych dni, prawie codziennie dochodziło do aresztowania, to było tak, jakby sam Mick Jagger budził mnie i krzyczał: Zejdź ze swojej chmury!
Zrobiłem plan z polskim rozkładem jazdy, który starałem się przeczytać z pomocą słownika. Rozkład jazdy wyraźnie pokazywał linie zelektryfikowane i kolejki wąskotorowe. Wraz z kilkoma broszurami Heftena von Wernera Böttchera (Böttcher's Kleine Eisenbahnschriften), rozkład jazdy był moją jedyną informacją, nawet mapy drogowe nie były dostępne. Na szczęście znany francuski fotograf Marc Dahlström, którego poznałem rok wcześniej na specjalnej wycieczce z 18.316 i z którym korespondowałem, aż do jego zdecydowanie zbyt wczesnej śmierci, przekazał mi swoje polskie notatki, tak że miałem przybliżoną listę lokomotyw. Założyłem, że wszystkie linie niezelektryfikowane oraz linie wąskotorowe eksploatowane są wyłącznie parą, co później okazało się z grubsza prawdą.
Zgodnie z planem powinniśmy zacząć od dawnej Opalenitzaer Kreisbahn (Kolejka Opalenicka) i w niedzielę 11 maja 1969 r. czekaliśmy we Lwówku na pociąg z Opalenicy, który przyjechał o 9.49. Pociąg ten miał odjechać o 10:50, a my chcieliśmy nim podążać w drodze powrotnej do Opalenicy. Ale nie udało się to. Przyjechał radiowóz i musieliśmy jechać do urzędu w Nowym Tomyślu. Tu oskarżenie, stało się dla nas jasne: sfotografowaliśmy lokalną gazownię we Lwówku! Chciałem wyjaśnić, że gazownia była tuż za nami, gdy nadjeżdżał pociąg. Miałem w portfelu mały kawałek papieru i wyjąłem go, aby pokazać wszystko bardziej czytelnym szkicem. To było fatalne ...
Dwa miesiące wcześniej, w marcu, zakończyłem służbę wojskową. Byłem podoficerem w artylerii w koszarach holenderskich w Seedorf (między Hamburgiem a Bremą), a w ostatnich dniach życia żołnierza kupiłem statyw. W tamtych czasach ruch towarowy między krajami Europy Zachodniej nie był tak łatwy jak dzisiaj, a wywóz luksusowego przedmiotu, takiego jak statyw, wymagał odpowiedniego rachunku. Ciągle nosiłem ze sobą ten ważny dokument, z którego wynikało, że „Herr Pruissen, Kaserne Seedorf” kupił statyw i zgodnie z prawem Murphy'ego, użyłem tej faktury do wykonania szkicu na jej odwrocie. Policjant, który nas przesłuchiwał, spojrzał życzliwie na szkic i szczęśliwy wynik był już znany, dopóki nie odwrócił faktury: pan Pruissen, koszary Seedorf..."
Ciąg dalszy nastąpi...
Będę tutaj zamieszczał tłumaczenie notatki pana Pruissena z jego pierwszej wyprawy do Polski, która miała miejsce w maju 1969 roku. Relację oraz zgodę na ich publikację otrzymałem od pana Pruissena.
Część pierwsza
Lipiec 1967 rok, spakowany i gotowy do drogi Ton Priussen. Wstawka - wiza do DDR.
Apolda koło Jeny
źródło: https://nvbs-actueel.com
"W maju 1969 r. po raz pierwszy odwiedziłem Polską Rzeczpospolitą Ludową. Miałem już pewne doświadczenie w "bloku wschodnim" w NRD i ZSRR, gdzie filmowanie parowozów było nieco kłopotliwe, ale nie niemożliwe. To doświadczenie musiało wystarczyć, by z kamerą filmową spacerować po terenie kolejowym w tajemniczej Polsce, skąd żadna kropla informacji nie spływała na Zachód.
Z moim entuzjazmem dla nieznanego, udało mi się namówić moich przyjaciół Hansa van Engelena i Bena Bala na wycieczkę do Polski. We Frankfurcie tego roku zameldowaliśmy się pięknym sobotnim popołudniem na granicy, budynki (graniczne) w tym czasie składały się z prostych drewnianych straganów. Polski urzędnik, który pomagał nam z wizą i dewizami, siedział z nogami na stole, w czapce mundurowej całkiem z tyłu głowy, podczas gdy w radiu grali Rolling Stonesi. Wejście było bezproblemowe i kiedy nieco później w Międzyrzeczu (Meseritz), gdzie szukaliśmy noclegu, małym miasteczku pełnym lekko pijanych żołnierzy, którzy chodzili radośnie rozmawiając w wiosenny wieczór, mogłem być tylko szczęśliwy na myśl o zbliżającym się dymie i chmurach pary. Przede wszystkim przytępiły moją czujność Stonesi na granicy i żołnierze uzbrojeni tylko w alkohol, chłopcy tacy jak ja. Kiedy przez kilka następnych dni, prawie codziennie dochodziło do aresztowania, to było tak, jakby sam Mick Jagger budził mnie i krzyczał: Zejdź ze swojej chmury!
Zrobiłem plan z polskim rozkładem jazdy, który starałem się przeczytać z pomocą słownika. Rozkład jazdy wyraźnie pokazywał linie zelektryfikowane i kolejki wąskotorowe. Wraz z kilkoma broszurami Heftena von Wernera Böttchera (Böttcher's Kleine Eisenbahnschriften), rozkład jazdy był moją jedyną informacją, nawet mapy drogowe nie były dostępne. Na szczęście znany francuski fotograf Marc Dahlström, którego poznałem rok wcześniej na specjalnej wycieczce z 18.316 i z którym korespondowałem, aż do jego zdecydowanie zbyt wczesnej śmierci, przekazał mi swoje polskie notatki, tak że miałem przybliżoną listę lokomotyw. Założyłem, że wszystkie linie niezelektryfikowane oraz linie wąskotorowe eksploatowane są wyłącznie parą, co później okazało się z grubsza prawdą.
Zgodnie z planem powinniśmy zacząć od dawnej Opalenitzaer Kreisbahn (Kolejka Opalenicka) i w niedzielę 11 maja 1969 r. czekaliśmy we Lwówku na pociąg z Opalenicy, który przyjechał o 9.49. Pociąg ten miał odjechać o 10:50, a my chcieliśmy nim podążać w drodze powrotnej do Opalenicy. Ale nie udało się to. Przyjechał radiowóz i musieliśmy jechać do urzędu w Nowym Tomyślu. Tu oskarżenie, stało się dla nas jasne: sfotografowaliśmy lokalną gazownię we Lwówku! Chciałem wyjaśnić, że gazownia była tuż za nami, gdy nadjeżdżał pociąg. Miałem w portfelu mały kawałek papieru i wyjąłem go, aby pokazać wszystko bardziej czytelnym szkicem. To było fatalne ...
Dwa miesiące wcześniej, w marcu, zakończyłem służbę wojskową. Byłem podoficerem w artylerii w koszarach holenderskich w Seedorf (między Hamburgiem a Bremą), a w ostatnich dniach życia żołnierza kupiłem statyw. W tamtych czasach ruch towarowy między krajami Europy Zachodniej nie był tak łatwy jak dzisiaj, a wywóz luksusowego przedmiotu, takiego jak statyw, wymagał odpowiedniego rachunku. Ciągle nosiłem ze sobą ten ważny dokument, z którego wynikało, że „Herr Pruissen, Kaserne Seedorf” kupił statyw i zgodnie z prawem Murphy'ego, użyłem tej faktury do wykonania szkicu na jej odwrocie. Policjant, który nas przesłuchiwał, spojrzał życzliwie na szkic i szczęśliwy wynik był już znany, dopóki nie odwrócił faktury: pan Pruissen, koszary Seedorf..."
Ciąg dalszy nastąpi...
Ostatnio edytowane:
-
19
-
11
-
10
- Pokaż wszystkie