Chodzi o coś pomiędzy zgrzewaniem oporowym a lutowaniem.
Z takiej techniki korzystają serwisanci urządzeń chłodniczych lutujący rurki mosiądzem lub srebrem czyli lutowanie twarde.
Taka lutownica to transformator o mocy kilkuset watów o niskim napięciu wyjściowym (nie pamiętam ile - zgrzewarka to kilka V, spawarka - kilkadziesiąt, taka lutownica to raczej kilkanaście).
Do tego transformatora podłączone są grubymi przewodami dwie elektrody węglowe, najlepsze były z lamp łukowych np. z projektorów kinowych albo z reflektorów przeciwlotniczych.
Żeby zlutować dwie rurki - trzeba włożyć jedną w drugą, przyłożyć z obu stron rurki te elektrody, włączyć prąd. Po punktowym nagrzaniu rurki przykłada się do miejsca lutowania stosowne spoiwo, ono się topi i zalewa szczelinę.
Narzędzie precyzyjniejsze od palnika gazowego na propan - butan bo nagrzewa max kilka cm rurki a nie całą okolicę. Palnikiem to się łatwo lutuje lutem miękkim wodne instalacje z miedzi w temperaturze ok. 300 stopni, lutowanie twarde to jakiś 600 i więcej stopni.
To samo można zrobić palnikiem acetylenowo - tlenowym. Ale przy pojedynczych lutach poręczniejsza jest taka właśnie lutownica niż komplet palnika z butlami. Choć obecnie są takie zestawy palnika wielkości niedużej walizki.
Tak ze trzydzieści parę lat temu skopiowałem koledze serwisantowi od lodówek taką fabryczną lutownicę. Ale szczegółów nie pamiętam, poza tym że elektrody węglowe pochodziły od operatora z kina "Bałtyk" w Przemyślu.