I po zawodach, a największym był brak Czechów.
Wolsztyn powitał nas o 3.30 deszczem, pożegnał czerwoną kulą zachodzącego słońca.
Było super, ale z moimi kumplami zawsze jest fajnie, zwłaszcza jak się goni parowóz po lesnej drodze z szybkością 110 km/h a zakręty pokonuje na ręcznym.
Z najgorszych rzeczy, rano na łące komary wielkości wróbli, wieczorem przy polowaniu na "niemce" chmary muszek, w nosie, uszach, a czasem w przewodzie pokarmowym.