Dzień Dobry Panom.
Przez dłuższy czas zastanawiałem się gdzie zamieścić ten wątek: jakoś nie zauważyłem na tym Forum działu „Literatura”, gdzie można byłoby znaleźć informacje o nowościach wydawniczych traktujących o kolejach zarówno dużych jak i małych: zazwyczaj informacje o nowościach wydawniczych trafiają do różnorodnych postów i konia z rzędem temu, kto chciałby je znaleźć i o nich wszystkich coś przeczytać.
Nie wiem, z czego wynika taki stan rzeczy; może po prostu uczestnicy tego forum, a przynajmniej ich część, wszystkie książki już przeczytali i posiedli już całą wiedzę na powyższy temat. W takim razie przepraszam. Chylę czoła i podziwiam. Ale co z tymi, takimi jak ja, na przykład, którzy w dalszym ciągu chcieliby się czegoś dowiedzieć i coś przeczytać?
Dość jednak utyskiwań. Są na tym forum administrator i moderatorzy, to ich problem i dla nich „materiał do przemyślenia”.
W niedzielę zakończyły się trzecie Warszawskie Targi Książki. Ciekawa impreza, chociażby ze względu na sposób, w jaki pojawiła się w kalendarzu krajowych i międzynarodowych imprez tego typu, ale to nie temat na to Forum, no chyba, że kogoś to zainteresuje.
Dzięki możliwości odwiedzenia Targów dwukrotnie (oficjalne zaproszenie na eleganckim blankiecie czasami jednak się przydaje) mogłem spokojnie przyjrzeć się temu, co przywieźli ze sobą krajowi i zagraniczni wystawcy. Wśród ogromnej liczby książek, i tych „analogowych” (to znaczy papierowych) i tych „cyfrowych” (to znaczy Eeee-Booków), pojawiło sie kilka interesujących wydawnictw. To znaczy, takich, które mogłyby zainteresować przynajmniej część uczestników Forum, to znaczy tę część, która jeszcze czyta, bo musi, albo chce.
Najpierw o tym, czego nie było: a nie było dwu rosyjskich książek o rosyjskich, radzieckich i (znowu) rosyjskich pociągach pancernych. Niemniej „ludzie radzieccy” uraczywszy mnie piękną opowieścią o tychże obiecali przysłać (książki, nie pociągi pancerne, chociaż taki „Broniewik”, na własnej bocznicy? Eeeeech… pomarzyć…).
Na stoisku wydawnictwa Politechniki Warszawskiej, jak zwykle miło i uprzejmie, ale nowości nie było. W sumie miałem już spuścić jeżowy nos na kwintę, kiedy błysnęło światełko w tunelu i to w zupełnie niespodziewanym miejscu.
Najpierw w stoisku ukraińskiego wydawnictwa, gdzie rok w rok zaopatruję się w literaturę o historii ukraińskiej wojskowości wpadła mi w oko kolejna broszura z serii „Militaria Ucrainica”, choć właściwie należałoby powiedzieć książka, bo pięknie wydana i zacnej treści. Mylić może jej okładka, bo pięknie wymalowano na niej samochód pancerny, ale w środku znalazły się także, a właściwie przede wszystkim informacje o ukraińskich pociągach pancernych. I to jakie! W ogóle to tytuł tek książki należałoby przetłumaczyć, jako „Pociągi pancerne, pojazdy pancerne i wojska kolejowe w wojnie wyzwoleńczej 1917-1920 roku”. Ech, żeby tak ktoś o naszych, chociaż tak napisał…
Jednak prawdziwą niespodziankę los targowy zgotował mi w zupełnie innym, zupełnie niespodziewanym miejscu. Ot, chodziłem ja sobie po targach, torba robiła sie coraz cięższa od darów i zakupów, aż tu… w stoisku belgijskiej firmy wydawniczej… i to wydającej komiksy…!!! Bo trzeba szanownej publiczności wiedzieć, że ja bardzo lubię francuskie komiksy! Lubię szkołę francuskiego komiksu i będące ich nieodrodną gałęzią komiksy belgijskie. No więc idę ja sobie i patrzę, a tu wśród dziesiątków okładek mignęła mi zielona plama, taka bardzo zielona, w takiej charakterystycznej zieleni, którą już kiedyś widziałem, zupełnie gdzie indziej. Zaintrygowany podszedłem bliżej i rzeczywiście, plama charakterystycznej dla taboru kolejowego SNCB zieleni zamieniła się w stojącą na jego okładce „12.004”.
Co to jest „12.004”, ktoś zapyta? To taka kultowa belgijska lokomotywa parowa, o statusie niczym nasza Pm 36-1, tyle tylko, że ta istnieje. I nie była jedyna, tak jak Pm 36-1, ale było ich sześć; pięknych czterocylindrowych zielonych „Atlantyków” w niezwykłych w formie i kształcie otulinach aerodynamicznych, dostarczonych SNCB wraz ze składami w 1939 roku. Trzy z nich pochłonęła wojna, jedna z nich, w roku 1944, wraz załogą stała się bohaterką niezwykłego wydarzenia i cudownego ocalenia setek więźniów kierowanych do obozów zagłady. „12.004” po dziś dzień prowadzi pociągi muzealne. Spotkanie z tą lokomotywą na targach książki było tym bardziej zaskakujące, że kilka lat wcześniej miałem okazję podziwiać piękne jej modele, także na targach, tyle że w Norymberdze.
Z lekka zdumiony sięgnąłem po to wydawnictwo i moim oczom ukazał się komiks. Komiks niezwykły, bo, jakby żartobliwie, czy dziwnie brzmiało, będący efektem fascynacji. Francois Schuitena, jego autora. Kiedy był jeszcze chłopcem mieszkał przy torach kolejowych, a z okna swojego mieszkania widział też codziennie półkole budynku parowozowni. Godzinami, z nosem przylepionym do szyby, podziwiał pracę ludzi obsługujących i prowadzących wspaniałe maszyny, zdobiące niebo pióropuszami dymu. Wśród tych maszyn najbardziej utkwiły mu w pamięci niezwykłe „dwunastki”. Efektem tej fascynacji stał się ten właśnie komiks, dziwny i oniryczny, ale piękny w formie i treści.
To piękne dzieło, pozostawia jednak pewien niedosyt; każe zapytać: „A my?” W kraju gdzie ponoć kolej żelazna darzona jest taką miłością, a polska szkoła komiksu znana jest i doceniana na całym świecie, nie powstał ani jeden komiks o tematyce kolejowej. Czy brakuje nam dobrych rysowników? Nie. Czy brakuje nam dobrych scenariuszy? Także nie, za przykład niezwykle plastycznych artystycznych wizji służyć mogą chociażby opowiadania „Covalusa”. Co zatem stoi na przeszkodzie by takie dzieła powstawały także i w Polsce…?
Przez dłuższy czas zastanawiałem się gdzie zamieścić ten wątek: jakoś nie zauważyłem na tym Forum działu „Literatura”, gdzie można byłoby znaleźć informacje o nowościach wydawniczych traktujących o kolejach zarówno dużych jak i małych: zazwyczaj informacje o nowościach wydawniczych trafiają do różnorodnych postów i konia z rzędem temu, kto chciałby je znaleźć i o nich wszystkich coś przeczytać.
Nie wiem, z czego wynika taki stan rzeczy; może po prostu uczestnicy tego forum, a przynajmniej ich część, wszystkie książki już przeczytali i posiedli już całą wiedzę na powyższy temat. W takim razie przepraszam. Chylę czoła i podziwiam. Ale co z tymi, takimi jak ja, na przykład, którzy w dalszym ciągu chcieliby się czegoś dowiedzieć i coś przeczytać?
Dość jednak utyskiwań. Są na tym forum administrator i moderatorzy, to ich problem i dla nich „materiał do przemyślenia”.
W niedzielę zakończyły się trzecie Warszawskie Targi Książki. Ciekawa impreza, chociażby ze względu na sposób, w jaki pojawiła się w kalendarzu krajowych i międzynarodowych imprez tego typu, ale to nie temat na to Forum, no chyba, że kogoś to zainteresuje.
Dzięki możliwości odwiedzenia Targów dwukrotnie (oficjalne zaproszenie na eleganckim blankiecie czasami jednak się przydaje) mogłem spokojnie przyjrzeć się temu, co przywieźli ze sobą krajowi i zagraniczni wystawcy. Wśród ogromnej liczby książek, i tych „analogowych” (to znaczy papierowych) i tych „cyfrowych” (to znaczy Eeee-Booków), pojawiło sie kilka interesujących wydawnictw. To znaczy, takich, które mogłyby zainteresować przynajmniej część uczestników Forum, to znaczy tę część, która jeszcze czyta, bo musi, albo chce.
Najpierw o tym, czego nie było: a nie było dwu rosyjskich książek o rosyjskich, radzieckich i (znowu) rosyjskich pociągach pancernych. Niemniej „ludzie radzieccy” uraczywszy mnie piękną opowieścią o tychże obiecali przysłać (książki, nie pociągi pancerne, chociaż taki „Broniewik”, na własnej bocznicy? Eeeeech… pomarzyć…).
Na stoisku wydawnictwa Politechniki Warszawskiej, jak zwykle miło i uprzejmie, ale nowości nie było. W sumie miałem już spuścić jeżowy nos na kwintę, kiedy błysnęło światełko w tunelu i to w zupełnie niespodziewanym miejscu.
Najpierw w stoisku ukraińskiego wydawnictwa, gdzie rok w rok zaopatruję się w literaturę o historii ukraińskiej wojskowości wpadła mi w oko kolejna broszura z serii „Militaria Ucrainica”, choć właściwie należałoby powiedzieć książka, bo pięknie wydana i zacnej treści. Mylić może jej okładka, bo pięknie wymalowano na niej samochód pancerny, ale w środku znalazły się także, a właściwie przede wszystkim informacje o ukraińskich pociągach pancernych. I to jakie! W ogóle to tytuł tek książki należałoby przetłumaczyć, jako „Pociągi pancerne, pojazdy pancerne i wojska kolejowe w wojnie wyzwoleńczej 1917-1920 roku”. Ech, żeby tak ktoś o naszych, chociaż tak napisał…
Jednak prawdziwą niespodziankę los targowy zgotował mi w zupełnie innym, zupełnie niespodziewanym miejscu. Ot, chodziłem ja sobie po targach, torba robiła sie coraz cięższa od darów i zakupów, aż tu… w stoisku belgijskiej firmy wydawniczej… i to wydającej komiksy…!!! Bo trzeba szanownej publiczności wiedzieć, że ja bardzo lubię francuskie komiksy! Lubię szkołę francuskiego komiksu i będące ich nieodrodną gałęzią komiksy belgijskie. No więc idę ja sobie i patrzę, a tu wśród dziesiątków okładek mignęła mi zielona plama, taka bardzo zielona, w takiej charakterystycznej zieleni, którą już kiedyś widziałem, zupełnie gdzie indziej. Zaintrygowany podszedłem bliżej i rzeczywiście, plama charakterystycznej dla taboru kolejowego SNCB zieleni zamieniła się w stojącą na jego okładce „12.004”.
Co to jest „12.004”, ktoś zapyta? To taka kultowa belgijska lokomotywa parowa, o statusie niczym nasza Pm 36-1, tyle tylko, że ta istnieje. I nie była jedyna, tak jak Pm 36-1, ale było ich sześć; pięknych czterocylindrowych zielonych „Atlantyków” w niezwykłych w formie i kształcie otulinach aerodynamicznych, dostarczonych SNCB wraz ze składami w 1939 roku. Trzy z nich pochłonęła wojna, jedna z nich, w roku 1944, wraz załogą stała się bohaterką niezwykłego wydarzenia i cudownego ocalenia setek więźniów kierowanych do obozów zagłady. „12.004” po dziś dzień prowadzi pociągi muzealne. Spotkanie z tą lokomotywą na targach książki było tym bardziej zaskakujące, że kilka lat wcześniej miałem okazję podziwiać piękne jej modele, także na targach, tyle że w Norymberdze.
Z lekka zdumiony sięgnąłem po to wydawnictwo i moim oczom ukazał się komiks. Komiks niezwykły, bo, jakby żartobliwie, czy dziwnie brzmiało, będący efektem fascynacji. Francois Schuitena, jego autora. Kiedy był jeszcze chłopcem mieszkał przy torach kolejowych, a z okna swojego mieszkania widział też codziennie półkole budynku parowozowni. Godzinami, z nosem przylepionym do szyby, podziwiał pracę ludzi obsługujących i prowadzących wspaniałe maszyny, zdobiące niebo pióropuszami dymu. Wśród tych maszyn najbardziej utkwiły mu w pamięci niezwykłe „dwunastki”. Efektem tej fascynacji stał się ten właśnie komiks, dziwny i oniryczny, ale piękny w formie i treści.
To piękne dzieło, pozostawia jednak pewien niedosyt; każe zapytać: „A my?” W kraju gdzie ponoć kolej żelazna darzona jest taką miłością, a polska szkoła komiksu znana jest i doceniana na całym świecie, nie powstał ani jeden komiks o tematyce kolejowej. Czy brakuje nam dobrych rysowników? Nie. Czy brakuje nam dobrych scenariuszy? Także nie, za przykład niezwykle plastycznych artystycznych wizji służyć mogą chociażby opowiadania „Covalusa”. Co zatem stoi na przeszkodzie by takie dzieła powstawały także i w Polsce…?
Załączniki
-
397,2 KB Wyświetleń: 75
-
354,7 KB Wyświetleń: 71