W kwestii szybkich pociągów, to najszybszą koleją była bez wątpienia Stargardzka KD. Wiem że to metrówka, ale taki mały OT wątkowi nie zaszkodzi, więc dla ciekawości podam co kiedyś usłyszałem:
Byłem delegowany do Dóbr Nowogardzkich. – Opowiadał mi starszy maszynista. – Działo się to na początku lat 90 i była to moja pierwsza wizyta na kolei stargardzkiej. Pamiętam, że miałem z Dobrej poprowadzić pociąg wagonem motorowym który odchodził koło 5 rano i miał w Stargardzie skomunikowanie z pociągiem do Szczecina. Był to ważny pociąg bo dowoził ludzi do pracy w Szczecinie.
Na stację przyszedłem wcześniej, obejrzałem motowóz i podstawiłem się w perony. Do odjazdu miałem kilka minut, trochę ludzi się zeszło, ale wciąż brakowało kierownika. Poszedłem do dyżurnego ruchu i zobaczyłem jak kierownik spokojnie zaczyna parzyć sobie herbatę i odwijać kanapki a przecież jechać trzeba. Nie chciałem się odzywać, bo pierwszy raz tam byłem, więc na wszelki wypadek poszedłem do wagonu i sprawdziłem leżący na pulpicie rozkład. Widniała na nim godzina odjazdu którą właśnie miałem na zegarku. Na wszelki wypadek spytałem się jedną kobietę która jest godzina - i była taka jak u mnie, czyli zegarek dobrze działał. Pamiętam że do Stargardu jechało się niecałe półtorej godziny (44 kilometry – dop. Kuca).
Było już 10 minut po odjeździe a kierownika nadal nie było, poszedłem więc do dyżurki a tam kierownik z dyżurnym siedzą sobie. Jak stanąłem w drzwiach, to dyżurny odpowiedział jakby wiedział po co przeszedłem: - Czekaj! – Kierownik pociągu nawet się nie odwrócił bo jadł coś.
Poszedłem do kabiny i czekałem. Minęło pół godziny po odjeździe i na stacje weszły jakieś kobiety które weszły do wagonu. Zaraz za nimi pojawił się kierownik z papierami. Wszedł do wozu i podał mi kawę w szklance mówiąc że to dla mnie i będziemy jechać. I dał odjazd.
Nie chciałem tej pić kawy bo była gorąca i byłem zły że pociąg opóźniony, więc szklankę postawiłem przed pulpitem na podszybiu. Kierownik przyszedł i spytał się czy znam szlak, ja na to że nie, to powiedział że mam jechać jak najszybciej a jak będzie jakiś przystanek co trzeba się zatrzymać, to da znać.
Przejechałem kilka kilometrów z dobrą prędkością i widzę że jest łuk ostry, więc zszedłem z pozycji na 0 i zaczynam hamować, a tu kierownik drzwi otwiera i wrzeszczy że mam jechać a nie hamować, bo pociąg opóźniony i jak tak dalej będę się wlókł to ludzie do pracy nie zdążą przeze mnie. Nie odzywałem się, tylko od razu pełne obroty dałem i nie odpuszczałem po złości. Okazało się że wagon łuki bierze gładko i rzeczywiście nie ma co zwalniać. Zajrzałem do wnętrza wagonu bo bałem się że ludzie boją się tej rajdowej jazdy ale tam nic się nie działo, baby sobie gadały.
Gdzieś tam się zatrzymaliśmy w dwóch czy trzech miejscach i do Stargardu planowo wjechałem. Aż się nie mogłem nadziwić, ale co do minuty byłem mimo że pół godziny później wyjechaliśmy. Potem popatrzyłem w rozkład czy są jakieś ograniczenia, ale tam nic wpisane nie było.
Kierownik wytłumaczył mi że w Dobrej trzeba było zaczekać na panie które przyjeżdżały PKSem skądś, ale tam rozkład autobusów zmieniono i nie miały by jak się inaczej do Szczecina dostać.
Potem dowiedziałem się że ta kolej stargardzka to była blisko koryta, czyli centrali Zachodniej DOKP i tam w Stargardzie mieszkali wszyscy naczelnicy i zawiadowcy z wąskiego toru, dlatego z dyrektorami pili wódkę, mieli układy i dostawali najlepsze nowe ciężkie szyny, tłuczeń i inne rzeczy na tory a inne koleje to stare musiały kłaść. To że tor by dobry najlepiej świadczył fakt że ta kawa co ją na podszybiu postawiłem się ani trochę nie wychlupała. Jak już zapoznałem szlak to jeszcze szybciej jeździłem.