Kilka słów o dawnej i nie tak dawnej historii
Dolny Śląsk to kraina bogata nie tylko w surowce energetyczne i mineralne oraz (dziś również?) rozbudowany przemysł, ale bogata także swoją skomplikowaną historią, która pozostawiła po sobie widoczną spuściznę w postaci na przykład zamków, pałaców i infrastruktury technicznej oraz wiszące nad nami piętno czterechsetnego niemieckiego buta. Ziemie te, u zarania Piastowskie, później były szatkowane na księstwa lub przechodziły z rąk do rąk, czy to w wyniku krwawych i bratobójczych walk (nie wyłączając przy tym stosowania okrutnych metod, takich jak zamknięcie księcia Henryka Brzuchatego przez jego stryjecznego brata Henryka Głogowczyka na trzy miesiące w ciasnej skrzyni, co ten przypłacił rychłą śmiercią), w wyniku ciągłych konfliktów z Czechami, lub krótkowzroczności politycznej i przy tym głupoty władcy (Bolesław Rogatka zastawił Ziemię Lubuską, później nie odzyskaną) albo w końcu z powodu zwykłego pecha albo zrządzenia losu (bezpotomna śmierć Ludwika II Jagiellończyka). W ten sposób utraciliśmy te ziemie na rzecz pazernych i ekspansywnych Habsburgów na długi, długi czas.
Same Jakuszyce znajdowały się na pograniczu, u zarania interesującej nas historii polsko-czeskim, i prowadził tędy szlak komunikacyjny na południe. Już w 1366 roku istniała huta szkła w Szklarskiej Porębie, co sprzyjało rozwojowi transportu towarów i dóbr konsumpcyjnych, ale prawdziwy skok jakościowy w tej materii dokonał się w 1902 roku, kiedy to po jedenastu latach budowy otwarto linię kolejową z Jeleniej Góry (Hirschberg) do Tanvaldu (Tannwald), która została następnie zelektryfikowana, co wówczas było przedsięwzięciem pionierskim. Bardzo ciekawie historia budowy linii opisana jest książce „Historia kolei w Szklarskiej Porębie” [1]; ja w tym momencie przeskoczę do czasów współczesnych.
1993 rok – Czarny Trójkąt
Czasy powojenne, przesiąknięte odium walki z imperializmem i zimną wojną oraz pilnie strzeżonymi granicami nawet pomiędzy tzw. Krajami Demokracji Ludowej, granicami które dodatkowo przez pewien czas podlegały niewielkim korektom, spowodowały w 1957 roku całkowite wstrzymanie ruchu pasażerskiego od Jakuszyc do stacji Tkacze (obecnie Harrachov; stacja znalazła się na terenie Czechosłowacji właśnie w wyniku regulacji granicy). Oczywiście kursowały pociągi towarowe do zamienionych na ładownię kruszywa Jakuszyc, lecz tereny położone od nich na południe i wschód (Hala Izerska itp.) były już ostoją Wojsk Ochrony Pogranicza. Znalazłem wzmiankę, iż na początku lat 60tych był epizod kursów do Jakuszyc, ale później ruch zamarł zupełnie na trzydzieści lat. Sytuacja ostatecznie zmieniła się po Okrągłym Stole, od kiedy to można było swobodnie przemierzać piechotą przynajmniej same Góry Izerskie. Panował tam wówczas tak zwany księżycowy krajobraz, ponieważ energetyka polskiego Turoszowa, niemieckiej Hoyerswerdy i czeskiego Liberca, wspomagana przez żarłocznego szkodnika modrzewianeczkę, doprowadziły do klęski ekologicznej. Zdjęcie z maja 1993 roku pokazuje uschnięte drzewa stojące przy bodajże Dolnym Dukcie Końskiej Jamy – stokówce schodzącej do Jakuszyc.
Na kolejnym zdjęciu widać Jakuszyce funkcjonujące w roli ładowni. Na placach w sąsiedztwie toru leży jaskrawe kruszywo oczekujące na transport, otoczone połacią zielonych świerków. Ale wyższe partie wzgórz pokrywają wyschnięte kikuty drzew. Katastrofa ekologiczna. Jednak – jakże szybko Natura poradziła sobie z problemem, co pokażą zdjęcia z kolejnych lat.
Po 1989 roku można było już oficjalnie używać nazwy „Czarny Trójkąt” na określenie granicznego obszaru trzech państw, gdzie występują pokłady węgla brunatnego, jak również związany z nimi przemysł. Odpowiednie działania na szczeblu lokalnym i międzypaństwowym doprowadziły ostatecznie do odrodzenia się przyrody w Górach Izerskich, ale to czasy późniejsze i historia niezwiązana z koleją.
Moich zdjęć samej stacji Jakuszyce z tego okresu nie posiadam, ponieważ niestety wówczas tam nie zaszedłem (spowiedź: jako członek grupy krajoznawczej, nie mogłem zmuszać reszty uczestników do włóczenia się po zarośniętych torach), mam natomiast dwa zbliżenia stojących w jej okolicy wagonów osobowych przeznaczonych do kasacji; podniosłem z ziemi tablicę kierunkową i umieściłem ją na pudle wagonu. Nazywaliśmy później ten pociąg żartobliwie „pociągiem do Suwałk”. Jeśli rzeczywiście istniała taka relacja, to na podium zajęłaby drugie miejsce po relacji Krościenko (to w Bieszczadach, a nie w Beskidach) – Świnoujście.
2005 rok – Polska w Unii Europejskiej
Rok wcześniej Polska formalnie wróciła do Europy (choć przecież nigdy z niej nie wyszła). Chyba dla uczczenia tego aktu okoliczni wandale oraz przyroda dokonywali odpowiednio szybkiej i powolnej destrukcji niemieckiej spuścizny technicznej, ale wszystkiego zniszczyć nie dali rady.
Widoczny na poniższym zdjęciu mechanizm latarni rozjazdu jest (ściślej: był, bo już go oczywiście nie ma) nawet starszy od tego odcinka szlaku.
Zachowały się jeszcze niektóre konstrukcje wsporcze sieci trakcyjnej oraz budynek stacyjny – o dziwo jedynie rozbierany na opał, lecz nie podpalony.
Na dawnej stacji istniał zdekompletowany układ torowy, nieprzejezdny poza głównym torem.
Główny tor wyglądał jakby z rzadka coś po nim przejechało. Czynna była ładownia przy Czerwonym Potoku.
2021 – pandemia CoViD-19
Nie przyszło to łatwo. Zahukany wymoczek dzierżący intratną funkcję Ministra Zdrowia w trosce o nasze zdrowie zakazał wstępu do lasów, podczas gdy w annałach historycznych przekazów dotyczących zachowań prozdrowotnych dowiedzieć się można, iż przechadzka po lesie jest zalecanym dla zdrowia somatycznego i psychicznego kontaktem z przyrodą oraz oddechem świeżego, zdrowego powietrza, połączoną w dodatku z emocjonalnym wyciszeniem.
Trzeba było jednak podjąć to kowidowe ryzyko wyjazdu tam daleko w Karkonosze. Po trwającym w latach 2009-2010 gruntownym remoncie szlak kolejowy ze Szklarskiej Poręby do Harrachova otwarto w lipcu 2010 roku. Nie obyło się bez kompromitacji: zapomniano o wymogu łączności telefonicznej z Czechami [2]; tu chciałbym zwrócić uwagę na wypowiedź wicegubernatora Liberca Martina Seppa, który powiedział: „Uważamy za niegodne uczestniczenie w tym akcie [inauguracji ruchu – mój przypis], podczas gdy obywatel nie będzie mógł tam pojechać”. Proponuję przełożyć to na podejście polskich władz kolejowych dowolnego szczebla względem polskiego obywatela. A nawet usunąć słowo „kolejowych” z poprzedniego zdania.
Wreszcie po ponad pół wieku pociągi ponownie zaczęły jeździć tą trasą. Przebudowano układ torowy w Szklarskiej Porębie Górnej, dzięki czemu powstał tor oporowy i peron dla autobusu szynowego dojeżdżającego od strony Czech.
Jedziemy autobusikiem szynowym przedsiębiorstwa Czeske Drahy. Jest czysto, schludnie, nic nie jest zniszczone, wyrwane, obsprejowane, porysowane. Nigdzie nie zalega ani pięciomiesięczny ani pięcioletni brud.
Na poniższym zdjęciu widać, że Jakuszyce są na szczycie górotworu, a potem w stronę Czech jest zjazd na złamanie karku. Ale przecież Jakuszyce to najwyżej położony przystanek kolejowy w Polsce.
W lecie pandemicznego roku 2021, nie pamiętam już po której to „fali zakażeń”, ponownie można było korzystać bez ograniczeń z transportu publicznego pod warunkiem noszenia maseczki ochronnej.
Ten drewniany kurnik pokazany na powyższym zdjęciu, jak nic postawiony w ramach przetargu „kryterium 100% cena”, czyli formalnie wiata peronowa, nawet nie stał – i to dosłownie – obok stylowego dawnego budyneczku dawnej stacji, również drewnianego, lecz pięknie wycyzelowanego przez ówczesnych lokalnych snycerzy.
Stacja Jakuszyce, a właściwie to teraz już przystanek osobowy z mijanką, prezentował się skromnie, lecz co ciekawe wykorzystano dawny tor ładunkowy jako chodnik, pozostawiając szyny i nawet rozjazd – świadków historii – na swoim miejscu. Wspaniały pomysł, brawo! Idąc, z lubością głaskałem stopami te szyny wystające ponad szuter. Stąpając poń czułem dumę jakbym szedł po dawnym trakcie rzymskim.
Uruchomienie połączeń kolejowych umożliwiło wygodne organizowanie jednodniowych wycieczek na Orle czy do Chatki Górzystów, co w czasie sprzyjającej pogody natychmiast skutkowało tłumem pasażerów. Nieopodal wyjścia głównego szlaku izerskiego uwijali się zbrojarze i betoniarze, wznoszący żelbetowe ściany powstającego kompleksu sportowo-rekreacyjnego. Tu na dawnej stacji Jakobstahl wybudowano mijankę, co było dość oczywistą i bardzo mądrą decyzją.
Dolny Śląsk to kraina bogata nie tylko w surowce energetyczne i mineralne oraz (dziś również?) rozbudowany przemysł, ale bogata także swoją skomplikowaną historią, która pozostawiła po sobie widoczną spuściznę w postaci na przykład zamków, pałaców i infrastruktury technicznej oraz wiszące nad nami piętno czterechsetnego niemieckiego buta. Ziemie te, u zarania Piastowskie, później były szatkowane na księstwa lub przechodziły z rąk do rąk, czy to w wyniku krwawych i bratobójczych walk (nie wyłączając przy tym stosowania okrutnych metod, takich jak zamknięcie księcia Henryka Brzuchatego przez jego stryjecznego brata Henryka Głogowczyka na trzy miesiące w ciasnej skrzyni, co ten przypłacił rychłą śmiercią), w wyniku ciągłych konfliktów z Czechami, lub krótkowzroczności politycznej i przy tym głupoty władcy (Bolesław Rogatka zastawił Ziemię Lubuską, później nie odzyskaną) albo w końcu z powodu zwykłego pecha albo zrządzenia losu (bezpotomna śmierć Ludwika II Jagiellończyka). W ten sposób utraciliśmy te ziemie na rzecz pazernych i ekspansywnych Habsburgów na długi, długi czas.
Same Jakuszyce znajdowały się na pograniczu, u zarania interesującej nas historii polsko-czeskim, i prowadził tędy szlak komunikacyjny na południe. Już w 1366 roku istniała huta szkła w Szklarskiej Porębie, co sprzyjało rozwojowi transportu towarów i dóbr konsumpcyjnych, ale prawdziwy skok jakościowy w tej materii dokonał się w 1902 roku, kiedy to po jedenastu latach budowy otwarto linię kolejową z Jeleniej Góry (Hirschberg) do Tanvaldu (Tannwald), która została następnie zelektryfikowana, co wówczas było przedsięwzięciem pionierskim. Bardzo ciekawie historia budowy linii opisana jest książce „Historia kolei w Szklarskiej Porębie” [1]; ja w tym momencie przeskoczę do czasów współczesnych.
1993 rok – Czarny Trójkąt
Czasy powojenne, przesiąknięte odium walki z imperializmem i zimną wojną oraz pilnie strzeżonymi granicami nawet pomiędzy tzw. Krajami Demokracji Ludowej, granicami które dodatkowo przez pewien czas podlegały niewielkim korektom, spowodowały w 1957 roku całkowite wstrzymanie ruchu pasażerskiego od Jakuszyc do stacji Tkacze (obecnie Harrachov; stacja znalazła się na terenie Czechosłowacji właśnie w wyniku regulacji granicy). Oczywiście kursowały pociągi towarowe do zamienionych na ładownię kruszywa Jakuszyc, lecz tereny położone od nich na południe i wschód (Hala Izerska itp.) były już ostoją Wojsk Ochrony Pogranicza. Znalazłem wzmiankę, iż na początku lat 60tych był epizod kursów do Jakuszyc, ale później ruch zamarł zupełnie na trzydzieści lat. Sytuacja ostatecznie zmieniła się po Okrągłym Stole, od kiedy to można było swobodnie przemierzać piechotą przynajmniej same Góry Izerskie. Panował tam wówczas tak zwany księżycowy krajobraz, ponieważ energetyka polskiego Turoszowa, niemieckiej Hoyerswerdy i czeskiego Liberca, wspomagana przez żarłocznego szkodnika modrzewianeczkę, doprowadziły do klęski ekologicznej. Zdjęcie z maja 1993 roku pokazuje uschnięte drzewa stojące przy bodajże Dolnym Dukcie Końskiej Jamy – stokówce schodzącej do Jakuszyc.
Na kolejnym zdjęciu widać Jakuszyce funkcjonujące w roli ładowni. Na placach w sąsiedztwie toru leży jaskrawe kruszywo oczekujące na transport, otoczone połacią zielonych świerków. Ale wyższe partie wzgórz pokrywają wyschnięte kikuty drzew. Katastrofa ekologiczna. Jednak – jakże szybko Natura poradziła sobie z problemem, co pokażą zdjęcia z kolejnych lat.
Po 1989 roku można było już oficjalnie używać nazwy „Czarny Trójkąt” na określenie granicznego obszaru trzech państw, gdzie występują pokłady węgla brunatnego, jak również związany z nimi przemysł. Odpowiednie działania na szczeblu lokalnym i międzypaństwowym doprowadziły ostatecznie do odrodzenia się przyrody w Górach Izerskich, ale to czasy późniejsze i historia niezwiązana z koleją.
Moich zdjęć samej stacji Jakuszyce z tego okresu nie posiadam, ponieważ niestety wówczas tam nie zaszedłem (spowiedź: jako członek grupy krajoznawczej, nie mogłem zmuszać reszty uczestników do włóczenia się po zarośniętych torach), mam natomiast dwa zbliżenia stojących w jej okolicy wagonów osobowych przeznaczonych do kasacji; podniosłem z ziemi tablicę kierunkową i umieściłem ją na pudle wagonu. Nazywaliśmy później ten pociąg żartobliwie „pociągiem do Suwałk”. Jeśli rzeczywiście istniała taka relacja, to na podium zajęłaby drugie miejsce po relacji Krościenko (to w Bieszczadach, a nie w Beskidach) – Świnoujście.
2005 rok – Polska w Unii Europejskiej
Rok wcześniej Polska formalnie wróciła do Europy (choć przecież nigdy z niej nie wyszła). Chyba dla uczczenia tego aktu okoliczni wandale oraz przyroda dokonywali odpowiednio szybkiej i powolnej destrukcji niemieckiej spuścizny technicznej, ale wszystkiego zniszczyć nie dali rady.
Widoczny na poniższym zdjęciu mechanizm latarni rozjazdu jest (ściślej: był, bo już go oczywiście nie ma) nawet starszy od tego odcinka szlaku.
Zachowały się jeszcze niektóre konstrukcje wsporcze sieci trakcyjnej oraz budynek stacyjny – o dziwo jedynie rozbierany na opał, lecz nie podpalony.
Na dawnej stacji istniał zdekompletowany układ torowy, nieprzejezdny poza głównym torem.
Główny tor wyglądał jakby z rzadka coś po nim przejechało. Czynna była ładownia przy Czerwonym Potoku.
2021 – pandemia CoViD-19
Nie przyszło to łatwo. Zahukany wymoczek dzierżący intratną funkcję Ministra Zdrowia w trosce o nasze zdrowie zakazał wstępu do lasów, podczas gdy w annałach historycznych przekazów dotyczących zachowań prozdrowotnych dowiedzieć się można, iż przechadzka po lesie jest zalecanym dla zdrowia somatycznego i psychicznego kontaktem z przyrodą oraz oddechem świeżego, zdrowego powietrza, połączoną w dodatku z emocjonalnym wyciszeniem.
Trzeba było jednak podjąć to kowidowe ryzyko wyjazdu tam daleko w Karkonosze. Po trwającym w latach 2009-2010 gruntownym remoncie szlak kolejowy ze Szklarskiej Poręby do Harrachova otwarto w lipcu 2010 roku. Nie obyło się bez kompromitacji: zapomniano o wymogu łączności telefonicznej z Czechami [2]; tu chciałbym zwrócić uwagę na wypowiedź wicegubernatora Liberca Martina Seppa, który powiedział: „Uważamy za niegodne uczestniczenie w tym akcie [inauguracji ruchu – mój przypis], podczas gdy obywatel nie będzie mógł tam pojechać”. Proponuję przełożyć to na podejście polskich władz kolejowych dowolnego szczebla względem polskiego obywatela. A nawet usunąć słowo „kolejowych” z poprzedniego zdania.
Wreszcie po ponad pół wieku pociągi ponownie zaczęły jeździć tą trasą. Przebudowano układ torowy w Szklarskiej Porębie Górnej, dzięki czemu powstał tor oporowy i peron dla autobusu szynowego dojeżdżającego od strony Czech.
Jedziemy autobusikiem szynowym przedsiębiorstwa Czeske Drahy. Jest czysto, schludnie, nic nie jest zniszczone, wyrwane, obsprejowane, porysowane. Nigdzie nie zalega ani pięciomiesięczny ani pięcioletni brud.
Na poniższym zdjęciu widać, że Jakuszyce są na szczycie górotworu, a potem w stronę Czech jest zjazd na złamanie karku. Ale przecież Jakuszyce to najwyżej położony przystanek kolejowy w Polsce.
W lecie pandemicznego roku 2021, nie pamiętam już po której to „fali zakażeń”, ponownie można było korzystać bez ograniczeń z transportu publicznego pod warunkiem noszenia maseczki ochronnej.
Ten drewniany kurnik pokazany na powyższym zdjęciu, jak nic postawiony w ramach przetargu „kryterium 100% cena”, czyli formalnie wiata peronowa, nawet nie stał – i to dosłownie – obok stylowego dawnego budyneczku dawnej stacji, również drewnianego, lecz pięknie wycyzelowanego przez ówczesnych lokalnych snycerzy.
Stacja Jakuszyce, a właściwie to teraz już przystanek osobowy z mijanką, prezentował się skromnie, lecz co ciekawe wykorzystano dawny tor ładunkowy jako chodnik, pozostawiając szyny i nawet rozjazd – świadków historii – na swoim miejscu. Wspaniały pomysł, brawo! Idąc, z lubością głaskałem stopami te szyny wystające ponad szuter. Stąpając poń czułem dumę jakbym szedł po dawnym trakcie rzymskim.
Uruchomienie połączeń kolejowych umożliwiło wygodne organizowanie jednodniowych wycieczek na Orle czy do Chatki Górzystów, co w czasie sprzyjającej pogody natychmiast skutkowało tłumem pasażerów. Nieopodal wyjścia głównego szlaku izerskiego uwijali się zbrojarze i betoniarze, wznoszący żelbetowe ściany powstającego kompleksu sportowo-rekreacyjnego. Tu na dawnej stacji Jakobstahl wybudowano mijankę, co było dość oczywistą i bardzo mądrą decyzją.
Ostatnio edytowane:
-
3
-
2
- Pokaż wszystkie